Dziewczyna ze Slytherinu - 1.

1.

WSPOMNIENIA
   Niska dziewczyna z brązowymi włosami, prostą grzywką i oczami ciemnobrązowej barwy stała pośrodku swojego pokoju. Pomieszczenie nie było duże. Miejsca starczyło jedynie na biurko znajdujące się pod oknem, którego wygląd zdradzał ślady wieloletniego użytkowania; sporą i wysoką w porównaniu do dziewczynki szafę; komodę oraz tapczanik.
   W pewnym momencie dziewczynka usłyszała łopotanie dużych ptasich skrzydeł, a przez uchylone okno wleciał list.
   – Hogwart? – Wzięła do ręki żółtawą kopertę.
   Jej oczy szybko analizowały treść listu.
Cassandra Jonkins
Green Street 13
East Quarter
Anglia
*

   – Kim pan jest? – zapytała wysokiego czarnowłosego mężczyznę o beznamiętnym spojrzeniu, który dopiero co zapukał do drzwi wejściowych.
   – Profesor Severus Snape, przybyłem z Hogwartu. Czy są w domu twoi rodzice? – spytał znudzony.
   – Mama jest w pracy, a tata... On... – poczuła niemałe zakłopotanie.
   – Wysłów się – rzekł chłodno.
   – Śpi – odparła, licząc na to, że przybysz odwiedzi ją w bardziej odpowiedni dzień.
   – Zatem obudź go – rzekł, przyglądając się jej podejrzliwie.
   – Ale to nie takie proste, proszę pana.
   Mężczyzna schylił się, podpierając dłonie o swoje kolana. 
   – Najprościej będzie, jeśli mnie wpuścisz, a ja sam zobaczę z jakiego powodu jest to takie trudne – powiedział spokojnie.
   Dziewczynka po chwili skinęła głową i otworzyła drzwi szerzej, wpuszczając profesora do środka. Severus podążył za jedenastolatką, która podreptała do sypialni swoich rodziców i odeszła na bok, zostawiając mu przejście.
   Snape wszedł do pokoju. Ojciec dziewczyny leżał pijany na łóżku, a powietrzu dało się wyczuć odór alkoholu. Profesor skrzywił się i wyszedł na korytarz, zamykając za sobą drzwi.
   – Kiedy twoja mama wróci z pracy? – zapytał dziewczynę, która patrzyła na swoje stopy.
   – Jutro jest w domu do 13 – rzekła, podnosząc na niego wzrok.
   – Zatem będę o 10 – odparł, po czym wyszedł.
*

   – Ciekawe. Drewno olchowe sprzyjające zaklęciom niewerbalnym, zazwyczaj zdradza także wysokie umiejętności w dziedzinie alchemii – wiekowy sprzedawca różdżek spojrzał sugestywnie na młodszego mężczyznę, który towarzyszył młodej dziewczynie w pierwszej podróży na Pokątną. – Włókno ze smoczego serca. 12,5 cala. Nieco giętka. Ciekawe... – Ollivander zmarszczył brwi, odchodząc na zaplecze sklepu.
    Snape, choć nie dał po sobie tego poznać, był zaskoczony. Drewno olchowe nie było zbyt popularne, jeśli chodzi o posiadaczy różdżek, a świadczyło o sporej mocy magicznej.

*

   Dziesiątki łódek płynęły po jeziorze, oświetlając spokojną taflę wody znajdującymi się na pokładzie lampionami.
   Niedługo po tym, jak uczniowie, będący pierwszy raz w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart, przy drobnej pomocy Hagrida, wysiedli z łódek, rozpoczęli swoją wspinaczkę w górę schodów, prowadzących od przystani do wrót zamku.
   Gdy dotarli na szczyt schodów, powitała ich starsza kobieta o nieco surowym wyrazie twarzy – Profesor Minerwa McGonagall – po czym poprowadziła swoich przyszłych podopiecznych w stronę Wielkiej Sali. Przed drzwiami przystanęła, oznajmiając nowym uczniom, aby przygotowali się na ceremonię przydziału, po czym zniknęła za wrotami.
   – Ciekawe jak będą dokonywać tego przydziału. Fred mówił, że to boli, jak nie wiem co, ale pewno żartował. – Cassandra usłyszała rozmowę dwóch chłopaków, stojących za nią.
   – Tiarą Przydziału – poinformowała, włączając się do rozmowy.
   – A ty skąd wiesz?
   – Profesor Snape mi powiedział.
   – Profesor Snape?! Rozmawiałaś z nim? – Rudowłosy chłopiec wybałuszył oczy.
   – Byłam z nim na Pokątnej – odpowiedziała.
   Po tym zdaniu jego ciemnowłosy towarzysz także nie krył zdumienia.
   – Pewnie było okropnie! Mój brat mi mówił, że Snape jest okropnie wkurzający i rozdaje każdemu szlabany na lewo i prawo – wtrącił piegowaty chłopiec.
   – Wcale nie, po prostu jest poważny – poinformowała Cassandra, a chłopaki spojrzeli po sobie.
   – Pochodzisz z rodziny mugolskiej? – spytał.
   – Tak, dlatego mnie tam zabrał.
   – Myślałem, że Hagrid się tym zajmuje.
   – Przecież Hagrid był cały czas ze mną – rzekł chłopiec w okularach. – Przy okazji, jestem Harry – przywitał się.
   – Ja Ron – odezwał się rudowłosy, podając dziewczynie rękę.
   – Cassandra – Odwzajemniła uścisk.

*

   – Jonkins, Cassandra! – wyczytała Minerwa McGonagall.
   Dziewczyna z duszą na ramieniu podeszła do stołka i założyła Tiarę na głowę, a ta zsunęła się aż po czubek nosa.
   – Hmm... Gdzie by cię tu umieścić. Mamy tutaj sporo odwagi, inteligencji i sprytu... Ale, ach, co za ambicje! – krzyknęła tiara. Dziewczyna mogła przysiąc, że słyszą ją nie tylko nauczyciele, ale także najdalej siedzący uczniowie.
   – Slytherin, Slytherin... – szeptała Cassandra.
   – No dobrze. Slytherin! – ostatnio słowo tiara wykrzyknęła na cały głos.
   Dziewczynka zsunęła się z krzesła i ukradkiem zerknęła na stół nauczycielski. Jej spojrzenie napotkało tęczówki czarnowłosego mężczyzny. Mogłaby przysiąc, że przez chwilę kącik jego ust zawędrował do góry. Podeszła szybkim krokiem do stołu wyznaczonego dla Domu Węża, gdzie napotkała kilka mało przyjaznych spojrzeń, i zajęła najbliższe wolne miejsce.
   – Potter, Harry.
   Po kilku minutach głębokiego rozmyślania tiara ryknęła:
   – GRYFFINDOR!
   Ze stołu Gryfonów dobiegały krzyki podobne do: "Mamy Pottera!"
   – Slickner, Scarlett – przeczytała profesor McGonagall.
   – Slytherin! – odezwała się tiara.
   Dziewczyna o blond włosach i niebieskich oczach podreptała do stołu Ślizgonów. Zajęła miejsce obok Cassandry.
   – Hej, jestem Cassandra – Podała rówieśniczce rękę.
   – Scarlett... Miło cię poznać – przywitała się.
   Spojrzenie jakim obdarzyła Cassandrę zdradzało, iż nie ma nic przeciwko posiadaniu koleżanki o korzeniach mugolskich.
*
   – Transmutacja jest najbardziej złożonym i niebezpiecznym rodzajem magii, jakiej będziecie uczyć się w Hogwarcie – oznajmiła profesor McGonagall, gdy tylko cała klasa zajęła miejsca i ucichła.
   – Każdy, kto będzie rozrabiał, opuści klasę i już do niej nie wróci. Zostaliście ostrzeżeni – dokończyła, po czym machnęła różdżką i dała pokaz swych umiejętności, zamieniając pióro w małą myszkę.
   Przez klasę przeszło westchnienie podziwu.
   W połowie lekcji po pisaniu obszernych notatek oraz instruowaniu co do zaklęcia, pani McGonagall rozdała uczniom po zapałce z zadaniem przetransmutowania ją w igłę. Scarlett była jedną z niewielu, którym się to udało.
   – Bardzo dobrze, panno Slickner. Pięć punktów dla Slytherinu – Uśmiechnęła się do uczennicy.
*
   Uczniowie weszli do lochów, gdzie natychmiast odczuli chłód, panujący tylko w tej części zamku. Gdy znaleźli się w klasie ich oczom ukazały się półki z różnymi substancjami pływającymi w słoikach.
   – Jesteście tutaj, żeby nauczyć się subtelnej, a jednocześnie ścisłej sztuki przyrządzania eliksirów – zaczął nauczyciel. – Nie ma tutaj głupiego wymachiwania różdżkami, więc być może wielu z was uważa, że to w ogóle nie jest magia. Nie oczekuję od was, że naprawdę docenicie piękno kipiącego kotła i unoszącej się z niego roziskrzonej pary, delikatną moc płynów, które pełzną poprzez żyły człowieka, aby oczarować umysł i usidlić zmysły... Mogę was nauczyć jak uwięzić w butelce sławę, uwarzyć chwałę, a nawet powstrzymać śmierć, jeśli tylko nie jesteście bandą bałwanów, jakich zwykle muszę nauczać.
   Siedzący pośrodku Gryfoni, popatrzyli po sobie.
   – Potter! – powiedział znienacka profesor. – Co mi wyjdzie, jeżeli dodam sproszkowanego korzenia asfodelusa do nalewki z piołunu?
   Hermiona uniosła rękę. Cassandra musiała przyznać – chłopak miał naprawdę głupią minę.
   – Nie wiem, panie profesorze – odparł.
   Wargi profesora wykrzywił drwiący uśmieszek.
   – Aha! Najwyraźniej sława to nie wszystko.
   Snape zlekceważył Gryfonkę, która od dłuższej chwili starała się zwrócić na siebie uwagę.
   – Spróbujmy jeszcze raz. Potter, gdzie będziesz szukał, jeśli powiem ci, żebyś znalazł mi bezoar?
   „Bezoar, bezoar... No tak!" pomyślała Ślizgonka, przypomniawszy sobie ilustrację w książce eliksirów, którą przejrzała w domu po powrocie z Ulicy Pokątnej.
   Cassandra uniosła rękę. Profesor spojrzał na nią z twarzą nie zdradzającą żadnych emocji. Po chwili jednak zezwolił jej na odpowiedź.
   – Bezoar, znajdziemy w brzuchu... To znaczy w żołądku kozy – odpowiedziała na pytanie Ślizgonka.
   – A jakie jest jego działanie?
   – Jest to silna substancja odtruwająca – odparła, po chwili zastanowienia.
   Kąciki jego ust drgnęły, jednak nikt tego nie dostrzegł.
   – Dobrze. Pięć punktów dla Slytherinu i jeden punkt OD Gryffindoru, za ignorancję Pottera – odwrócił się.
   – Kurczę! Pierwszy dzień, a my już zdobyłyśmy dziesięć punktów – Scarlett szturchnęła swoją koleżankę i uśmiechnęła się do niej porozumiewawczo, podobnie jak i kilku siedzących nieopodal Ślizgonów.
*

   Podczas uczty świątecznej Wielka Sala obfitowała w różne okolicznościowe potrawy. Także wystrój wnętrza uległ zmianom, podkreślając klimat obchodzonego nadchodzącego święta.
   Jednak zwykły gwar uczniowski i rodzinna atmosfera obiadu została niespodziewanie zakłócona.
   – Troll w lochach! Uznałem, że powinien pan wiedzieć – Quirrell wpadł do sali, po czym zemdlał.
   Wybuchła panika. Dopiero dyrektor zdołał uciszyć krzyki.
   – Prefekci! Natychmiast zaprowadzić swoje domy do dormitoriów!
   Z miejsca zerwał się Terwin, prefekt naczelny Slytherinu. Poprowadził grupę Ślizgonów w stronę lochów.
   – Crewy! Czekaj! – usłyszeli głos profesora Snape'a, który zdążył ich dogonić. – Jeżeli troll jest w lochach, to dopilnuję, by nic wam się nie stało. A teraz ruszajcie! – rozkazał.
   Po kilku minutach stanęli przed murem, za którym kryło się wejście do pokoju wspólnego. Gdy tylko czarodziej miał już odchodzić, Cassandra zwróciła się w stronę nauczyciela i krzyknęła:
   – Profesorze!
   Odwrócił się gwałtownie.
   – Niech Pan.... uważa – rzekła, po czym szybko weszła do dormitorium.
*

   – GOL DLA GRYFONÓW! – krzyknął Jordan, komentator meczu quidditcha.
   Rozległy się wiwaty Gryfonów i jęki Ślizgonów.
   Harry szybował ponad graczami, wypatrując złotego znicza. Zrobił parę pętli, zaraz po tym, jak dziewczyna z ich drużyny strzeliła gola.
   – Ślizgoni mają kafla – komentował Lee Jordan. – Ściągający Pucey unika dwóch tłuczków, mija obu Weasleyów, Bell, śmiga ku.... zaraz, zaraz.... czy to był znicz?
   Pomruk podniecenia przeszedł przez tłumy widzów. Harry zareagował nurkując za złotą piłeczką, jednak nie był jedną osobą, która również ją dostrzegła. Gdy Harry był blisko.... ŁUUUP. Szukający Ślizgonów uderzył w miotłę szukającego Gryfonów, prawie nokautując Chłopca-Który-Przeżył.
   Gryfoni zaczęli krzyczeć z oburzenia. Jordan dostał kilka uwag od pani McGonagall, a mecz potoczył się dalej, a niedługo potem Ślizgoni zdobyli gola.
   – Nareszcie – mruknęła Scarlett do swojej przyjaciółki. – Cass, popatrz! – dziewczyna wskazała na Harry'ego, który tracił kontrolę nad swoją miotłą.
   – To musi być jakiś urok! – powiedziała blondynka, wpatrując się z lekko rozchylonymi ustami w młodego chłopaka, walczącego o utrzymanie się na miotle.
   Cassandra szybkim wzrokiem zaczęła przeczesywać widownię w celu namierzenia sprawcy. Zdołała zauważyć tylko dwie osoby – Snape'a oraz Quirrella – które podejrzanie szeptały coś pod nosem, wpatrując się jednocześnie w Pottera.
   Nagle spostrzegła kasztanowłosą dziewczynkę z Domu Lwa pędzącą w kierunku Snape'a. Gryfonka pobiegła za niego, potrącając przy tym nauczyciela obrony przed czarną magią, który zerwał kontakt wzrokowy z Harrym, natomiast Snape'owi podpaliła szatę.
    – Widziałaś? Widziałaś to? – Cassandra szarpnęła przyjaciółkę za ramię, wskazując Quirrella. – To był on, a nie profesor Snape. Harry odzyskał panowanie nad miotłą, kiedy tamta dziewczyna go popchnęła.

*

   – ... No i wtedy mój dotyk go jakby spalił – ciągnął Harry.
   – Ale widzisz! Profesor Snape chciał cię ratować! Powinieneś go przeprosić! – powiedziała Cassandra, na co Scarlett i Hermiona przytaknęły.
   – Czy wy na głowę upadłyście? To, że NIBY go ratował, to wcale nie znaczy, że należą mu się przeprosiny. Same widzicie jak traktuje go na eliksirach – oburzył się Ron, stojący przy łóżku szpitalnym Harry'ego.
   – Wiecie co. Ja już pójdę – powiedziała Cassandra.
   – Ja także – Skinęła Gryfonom Scarlett, doganiając przyjaciółkę.
   Gdy tylko oddaliły się na tyle, by trójka ich nie słyszała, spojrzały na siebie ponuro.
   – Nie wiem jak dla ciebie, ale dla mnie Harry jest czasem żałosny. Snape, którego źle ocenia, ratuje mu życie, sam z siebie, bez przymusu, a on jeszcze nie chce mu podziękować – Scarlett pokręciła bezsilnie głową.
   – Szkoda gadać. Wracajmy do dormitorium – westchnęła Cassandra.

Komentarze

  1. Szczerze? Czytałam to już 2 razy i mi się chyba NIGDY nie znudzi ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A teraz masz okazję przeczytać wersję poprawioną, bo taka będzie na blogu :)) <3

      Usuń
    2. O, to super! W sumie chyba nie było przydzielenia Scarlett 😊

      Usuń
  2. Matko jestem tu już 3 raz. Kocham to 💜💚🐍

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz