Dziewczyna ze Slytherinu - 10.

10.

   Po upływie kilku dni stan rannych uległ znacznemu polepszeniu. Neville odzyskał swój dawny, bezgraniczny optymizm, który przywracał nadzieję na lepsze jutro wszystkim tym, którzy zaczęli wątpić w nadejście lepszych czasów. Seamus także miał się lepiej; wiedział, że w Hogwarcie jest już bardzo niebezpiecznie i nikt nie może wychodzić poza Pokój Życzeń, więc starał się być źródłem informacji dla przybyłych niedawno aurorów.
   Ostatniego dnia kwietnia spotkała ich bardzo duża, acz wspaniała niespodzianka.
   – Zobaczcie, kto tu jest! A nie mówiłem wam? – wykrzyknął Neville, odsłaniając ciemnowłosego chłopaka z blizną, stojącego w przejściu do tunelu.
   – Harry! – ktoś krzyknął, a Cassandra podbiegła do zebranych wokół tajnego przejścia osób.
   – To naprawdę Potter! 
   – Hermiona! Ron! – zawołała Luna.
   – No dobra, wystarczy, uspokójcie się! – zawołał rozbawiony Neville.
   Harry zaczął wodzić wzrokiem po pomieszczeniu i po zebranych. Zatrzymywał się to na znajdujących się w pokoju hamakach, to na biblioteczkach czy wreszcie na stacji radiowej.
   – Gdzie my jesteśmy? – spytał zdziwiony.
   – Jak to gdzie? Oczywiście w Pokoju Życzeń! – odpowiedział Neville. – Trochę się powiększył, co? Cassandra i ja wracaliśmy z gabinetu dyrektora, po pewnym bardzo nieprzyjemnym incydencie podczas lekcji obrony, trochę się spieszyliśmy, ponieważ bardzo chcieliśmy uniknąć spotkania z innym śmierciożercą i przechodziliśmy akurat obok miejsca, które pokazałeś nam na piątym roku.
   – Czyli to Pokój Życzeń?
   – Zgadza się – odparła Cassandra.
   – A Carrowowie nie mogą tu wejść? – zapytał Harry, rozglądając się w poszukiwaniu drzwi.
   – Nie – odezwał się Seamus Finnigan. – Wszystko jest zabezpieczone jakimiś zaklęciami maskującymi i obronnymi.
   – To idealna kryjówka; dopóki w środku jest przynajmniej jedno z nas, nie mogą nas nakryć, drzwi się nie otworzą. Wystarczy tylko dobrze sformułować swoje życzenie, a pokój je zwyczajnie spełni. W tym najlepszy jest Neville – dodała Luna.
   – Daj spokój, to przecież nie było takie trudne – powiedział Longbottom. – Całkiem niedawno kilka dziewczyn zrobiło ten herb... – Wskazał palcem na zasłonięte już przejście do tunelu. – ...a ja musiałem wybrać miejsce, gdzie mógłbym go zawiesić. Poruszyłem obrazem, który tutaj był i nagle ukazał mi się tunel, a to wszystko przez to, że zanim to zrobiłem, to pomyślałem, że dobrze byłoby mieć inną drogę na dostarczenie jedzenia. Bo wiecie, z jakiegoś powodu ten pokój nam go nie dostarczał.
   – No jasne, przecież jedzenie jest jednym z pięciu wyjątków od prawa Gampa dotyczące elementarnej transmutacji – oznajmił Ron ku ogólnemu zdumieniu.
   – No więc ukrywamy się tutaj od paru miesięcy, znaczy ja od dwóch tygodni – powiedział Seamus – i za każdym razem, gdy przychodzi ktoś nowy, mamy nowy hamak, i pojawia się całkiem fajna łazienka.
   – No ale dość tego, mów co się z wami działo.
   I tu pojawił się pewien kłopot. Harry tłumaczył, że ma misję i jest to zadanie zlecone tylko i wyłącznie całej trójce, przez co wielu zgromadzonych nieco się oburzyło. Jednak w końcu Wybraniec, uświadomił sobie, że potrzebuje pomocy i postanowił podzielić się swoją misją.
   – Słuchajcie! – zawołał do wszystkich.
   Zaległa cisza. Fred i George, którzy dosłownie przed chwilą się zjawili, a teraz opowiadali dowcipy swoim sąsiadom, zamilkli. Wszystkie oczy były utkwione w Harrym.
   – Jest coś, co musimy odnaleźć. Coś... coś, co pomoże nam obalić Sami-Wiecie-Kogo. To coś jest tutaj, w Hogwarcie, ale nie wiemy gdzie. To należało kiedyś do Roweny Ravenclaw. Czy ktoś może słyszał o czymś takim? Może komuś wpadł kiedyś w oko jakiś przedmiot ozdobiony orłem?
   Spojrzał na grupę Krukonów z nadzieją w oczach.
   – No przecież jest jej zaginiony diadem. Mówiłam wam o nim, nie pamiętasz, Harry? Zaginiony diadem Ravenclaw. Tatuś próbuje go odtworzyć.
   – Tak, Luna – powiedział Michael Corner, patrząc wymownie w sufit — ale zaginiony diadem zaginął. W tym rzecz.
   – Kiedy zaginął? – zapytał Harry, ignorując uwagę Krukona.
   – Mówią, że przed wiekami – odpowiedziała Cho – Profesor Flitwick twierdzi, że diadem zniknął razem z samą Ravenclaw. Wielu go szukało, ale nikt nie znalazł nawet śladu po nim, prawda? – zapytała swoich rówieśników.
   Krukoni z żalem pokręcili głowami.
   – I nikt z was nigdy go nie widział? – zapytał Harry z nutą zawodu w głosie.
   Wszyscy ponownie pokręcili głowami.
   – Jeśli chcesz zobaczyć, jak ten diadem wyglądał, mogę cię zaprowadzić do naszego wspólnego pokoju i pokazać ci posąg Ravenclaw. Ma go na głowie – zaproponowała Cho.
   – Nie, Luna zaprowadzi Harry'ego! Dobrze, Luna? – powiedziała szybko Ginny.
   – Oooch, tak, bardzo chętnie – odpowiedziała uradowana Krukonka.
   – Jak się stąd wychodzi? – zapytał Harry Neville'a.
   – Tędy.
   Chwilę potem Harry'ego już nie było. Cassandra usiadła na pobliskim łóżku, myśląc intensywnie.
   – Anwey! – zawołała, a Ślizgonka odwróciła się w jej stronę.
   – Hm?
   – Pamiętasz te trucizny, o które prosiłaś?
   – Oczywiście – odpowiedziała Anwey.
   – Chodź ze mną... To się stanie chyba już dziś, więc musimy się spieszyć – Cassandra zaciągnęła ją w kąt pokoju, gdzie stał masywny regał z fiolkami eliksirów, poukładanymi w pedantycznym porządku.
   Dziewczyny stały przez chwilę czytając etykietki różnych substancji, by wkrótce zdecydować, które z nich mogą być przydatne podczas walki.
   – Odtrutka nie.. – mówiła pod nosem Cassandra.
   – Czemu nie? – zapytała ją Anwey.
   – No... po co mi odtrutka?
   – Zaufaj mi i ją weź. Mogę się założyć, że jej użyjesz.
   Ślizgonka posłuchała rady swej koleżanki i wzięła buteleczkę z antidotum, eliksirem wspomagającym, Wywarem Żywej Śmierci, Felix Felicis, którymi podzieliły się na pół oraz wyjątkowo paskudnym eliksirem, stworzonym przez Cassandrę na prośbę przyjaciółki.
   – To się przyda do uników – stwierdziła Anwey i stuknęła palcem w swoją porcję Płynnego Szczęścia.
   Od regału odciągnął je dźwięk otwierającego się tajnego przejścia. Obejrzały się. Z dziury za herbem wyszli kolejno: Remus Lupin, Kingsley, Oliwer Wood, Katie Bell, Angelina Johnson, Alicja Spinnet oraz Bill i Fleur, a zaraz po nich państwo Weasley'owie.
   Cassandra pomachała przybyłym i podeszła do nich. Ci natomiast przywitali się szybko i ruszyli do wyjścia, do schodów. Tam powitał ich Harry.
   – Harry, co się dzieje? – zapytał Lupin, witając go u stóp schodów.
   – Voldemort nadchodzi, barykadują szkołę... Snape uciekł... Co wy tu robicie? Jak się dowiedzieliście?
   Ślizgonka stanęła przy rozmawiających, będąc nieco zdezorientowana, a po chwili stwierdziła, że inni także poszli jej przykładem.
   – Wysłaliśmy wiadomość radiową do reszty Gwardii Dumbledore'a – wyjaśnił Fred. – Chyba nie myślałeś, że pozwolimy, by ominęła ich ta cała zabawa, Harry! A Gwardia powiadomiła Zakon Feniksa, no i to się potoczyło lawinowo.
   – Co teraz Harry?! – zawołał George, wyglądając zza ramienia bliźniaka. – Co się dzieje?
   – Ewakuują młodszych uczniów. Wszyscy mają zgromadzić się w Wielkiej Sali. Musimy się zorganizować. Walczymy.
   Przez Pokój Życzeń przetoczył się ryk radości. Gwardziści, każdego dnia starannie pielęgnujący swoją nienawiść i chęć zemsty na śmierciożercach, wreszcie otrzymali okazję do pokazania, jak wiele wart jest uczeń Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Dość chowania się w Pokoju, dość skrywania się przed okiem wroga. Wreszcie przyszedł czas walki.

Komentarze

  1. "– Tak, Luna – powiedział Michael Cornet, patrząc wymownie" - rzecz w tym, że on się nazywa Corner :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz