Dziewczyna ze Slytherinu - 5.

 
 
   5.


   – Harry Potter – powiedział profesor Dumbledore, zaraz po tym, gdy Czara Ognia niespodziewanie wypluła czwartą kartkę.
   Wszyscy spojrzeli na chłopaka, który wstał powoli i bardzo niepewnie udał się do dyrektora. Niedługo po tym zniknął w pokoju wraz z trzema innymi reprezentantami, do których dołączyli: Dumbledore, McGonagall i Snape, który był nad wyraz wściekły. W czasie ich nieobecności Wielka Sala zaczęła huczeć od ożywionych rozmów uczniów rozmawiających tylko i wyłącznie o zaistniałej sytuacji.
   Po upływie kilku minut Cassandra ujrzała Snape'a, wychodzącego z pokoju za stołem nauczycielskim. Wstała od stołu Ślizgonów i udała się do wyjścia. Szybki chód nauczyciela sprawił, iż zrównał się z uczennicą, gdy ta była tuż przy wyjściu.
   – Szlaban, Jonkins – powiedział wściekle.
   – Kiedy? – Wiedziała, że mężczyzna musi się wyładować, więc nie śmiała nawet pytać o powód kary.
   – Teraz! Do późna! – syknął, kierując się w stronę swojego gabinetu.
Cassandra posłusznie poszła za nim. Oboje błyskawicznie znaleźli się pod masywnymi hebanowymi drzwiami gabinetu. Ślizgonka jeszcze nigdy tu nie była.
   – Do środka – rozkazał.
   Dziewczyna w ciszy wykonała polecenie, czekając na następne. Severus wskazał jej krzesło przed biurkiem, by usiadła.
   – Sprawdzisz te eseje – przysunął do niej stosik pergaminu.
   – Poprawiać błędy czy tylko wykreślać, panie profesorze? – spytała grzecznie.
   – Wykreślać, bo inaczej zejdzie ci do pierwszej w nocy. – Ułożył się wygodnie w fotelu, starając ochłonąć.
   Ślizgonka wzięła pierwszy arkusz, pióro i zaczęła usuwać błędne zdania.
   „Merlinie.... Wcale się nie dziwie, że się lubi znęcać nad uczniami" przyznała w myślach.
   – Panie profesorze, z której klasy są te wypracowania?
   – Z trzeciej.
   – Z trzeciej?! – zapytała z niedowierzaniem.
   – Dobrze słyszałaś, Jonkins! Tak z trzeciej! – krzyknął Snape.
   – Przepraszam, proszę pana. Po prostu to jest banda debili! – stwierdziła szczerze.
   – Co ty nie powiesz. Nie uważaj się za wiele lepszą.
   Cassandra posmutniała. Chciała uwierzyć w to, że mężczyzna powiedział to pod wpływem emocji.
Snape uśmiechnął się podle, widząc jej minę. Uwielbiał to robić. Machnięciem różdżki przywołał trunek — Ognistą Whiskey.
„W końcu jutro jest weekend. Brak styczności z tą bandą kretynów" pomyślał, nalewając sobie cieczy do szklanki.
   Czas mijał szybko, a w lochach robiło się coraz zimniej. Dziewczyna była tak pochłonięta pracą, że nie spostrzegła, kiedy nauczyciel zasnął.
   – Panie pro... fesorze. – Podniosła na niego wzrok znad ostatniego sprawdzonego eseju.
   Wstała cicho i rozejrzała się po pomieszczeniu, które doskonale oddawało nastrój, panujący w innych częściach podziemi zamkowych – tajemniczy i nieco ponury.
   „Strasznie zimno" pomyślała, ujrzawszy jedno dodatkowe pióro leżące po lewej stronie nauczyciela.
   Położyła je na podłodze i przetransmutowała w koc, czarny z ciemnozielonymi akcentami, pasujący idealnie do pomieszczenia oraz opiekuna domu Slytherina. Stwierdziła, że jest trochę mały, ale lepszy taki niż żaden.
   „Scarlett by lepiej sobie poradziła" przeszło jej przez myśl.
   Wzięła koc i przykryła nim dokładnie, lecz delikatnie, Snape'a. Z radością stwierdzając, że jest wystarczający na przykrycie nauczyciela. Przyjrzała mu się chwilę, zakryła atrament, ustawiła sprawdzone prace w ładny stosik i wyszła, udając się wprost do dormitorium.

 *

   Cassandra szła korytarzem. Większość osób była na błoniach, ciesząc się ostatnimi ciepłymi dniami. Przypomniała sobie wczorajszy szlaban u profesora Snape'a i nie mogąc się powstrzymać, uśmiechnęła się. Przez zamyślenie szła na wyczucie, gapiąc się pod własne stopy. Nagle zderzyła się z kimś, dlatego szybko podniosła spojrzenie. Przed nią w glorii powiewających czarnych szat stał nie kto inny, jak sam profesor Snape.
   – Czekam, panno Jonkins – oznajmił, krzyżując ręce.
   – Panie profesorze, ja bardzo pana przepraszam – odezwała się drżącym głosem, spuszczając wzrok.
   – Mam nadzieję. – Złapał ją delikatnie za podbródek i uniósł go, sprawiając, że nawiązała z nim kontakt wzrokowy.
   Dziewczyna zadrżała, a on uznał to za strach, jednak nie miał wtedy pojęcia, jak bardzo się mylił. Pokręcił głową, po czym odszedł. Ślizgonka przełknęła ślinę, patrząc za ponurą sylwetką, oddalającą się w głąb Hogwartu, którą tak bardzo uwielbiała. Nadal czuła jego dotyk i teraz miała pewność, że coś do niego czuje.

 *

   – No i jakby tego było mało, ten tłustowłosy dupek ma się tu lada chwila zjawić – zaczął Harry, krążąc ze złością po pokoju.
   – Akurat nic dziwnego... Przecież należy do Zakonu – powiedział Fred.
   – Założę się, że kiedy już tu będzie, zacznie rzucać jakieś kąśliwe uwagi, na temat wszystkich tu obecnych. Jest bezużyteczny, jedyne do czego się nadaje, to do służenia Sami-Wiecie-Komu! Jego się po prostu NIE DA w jakimkolwiek stopniu lubić czy szanować!
   Cassandra zareagowała natychmiast. Zerwała się z łóżka, w ciągu ułamka sekundy przetransmutowała najbliższą rzecz w coś ostrego. Zrobiła to tak szybko, że nawet dokładnie nie wiedziała co to jest. Chwyciła mocno przedmiot i przystawiła go do szyi Wybrańca.
   – HEJ!! – krzyknął Ron, a Hermiona pisnęła wystraszona. 
   Cassandra pod wpływem adrenaliny zdołała odchylić Harry'ego do tyłu, sprawiając, że był jej całkowicie posłuszny. 
   – Nawet nie próbujcie! – powiedziała zwracając się do obecnych w pokoju, wzmacniając jednocześnie obezwładniający chwyt.
   Usłyszała jak członkowie Zakonu wbiegają po schodach. Odwróciła się w stronę drzwi, które otworzyły się z hukiem.
   – Ten "tłustowłosy dupek" zdążył ci uratować dupsko aż 4 razy do tej pory – warknęła cicho, lecz atmosfera była tak napięta, że każdy to usłyszał.
   – Poza tym, jest twoim nauczycielem i choćby nie wiem, kim był należy mu się choć odrobina szacunku. Przeproś! – nakazała. – PRZEPROŚ!
   – P-przepraszam – rzekł Harry, a dziewczyna pozwoliła upaść mu na podłogę.
   – Nie mam nic do ciebie dopóki nie zaczniesz zachowywać się, jak rozwydrzony bachor i obrażać profesora Snape'a! – krzyknęła i wbiła nóż w panele niedaleko chłopaka.
   Nigdy nie była tak wściekła. Bez słowa odepchnęła barkiem Syriusza, który był biały na twarzy. Za nim stała pani Weasley, wraz z panem Weasley'em, Moody i sam Snape.
   Zeszła pospiesznie ze schodów unikając jego spojrzenia.
   – Ta twoja cholerna Ślizgonka! – usłyszała wyprowadzonego z równowagi Syriusza, kiedy przechodziła przez kuchnię – Jak ja ją...
   Nie wiedziała co jej zrobi, bo nastała złowroga cisza, którą chwilę później przerwał odgłos schodzenia po drewnianych stopniach. Nie patrzyła się w tym kierunku, tylko pchnęła drzwi wyjściowe i odetchnęła świeżym powietrzem. Poniosło ją, dobrze o tym wiedziała. Jednak gdy chodziło o niego, zwyczajnie nie potrafiła zareagować inaczej, jak stanąć w jego obronie.
   Poczuła rękę na swoim ramieniu, która wybudziła ją z własnych myśli. Niepewnie i powoli odwróciła się.
   – Ładne przedstawienie – stwierdził Snape z tajemniczym uśmieszkiem.  – Wracamy do zamku – powiedział i złapał ją pewniej za ramię, by się aportować.
   – Czemu to zrobiłaś? – zapytał, gdy tylko poczuli stały grunt pod stopami.
   Nie odpowiedziała, tylko wyszarpnęła się z zamiarem pójścia do zamku. Błąd. Duży błąd.
Snape zrobił spory krok do przodu, nadeptując na skraj jej peleryny. Dziewczyna upadła, uderzając się tym samym w kolano. Podszedł do niej i uniemożliwił ucieczkę.
   – Czy mi się wydaję, czy ja o coś pytałem? – syknął lodowato. 
   – On Pana obrażał! Dlatego to zrobiłam – odpowiedziała nie czując przed nim strachu.
   – W jaki sposób?
   – Nie mogę tego powtórzyć – starała się wytrzymać jego spojrzenie.
   – Musisz – jego oczy zwęziły się niebezpiecznie.
   – Nazwał Pana "bezużytecznym, cynicznym, tłustowłosym dupkiem" tak w skrócie.
   Mężczyzna ukucnął obok Cassandry.
   – Tak jak większość szkoły. Zawsze tak reagujesz? 
   – Tak, no może nie aż w takim stopniu. Reaguje złością, ale on po prostu wtedy przesadził. Powiedział, że nie da się Pana lubić ani szanować. Zdenerwował mnie dodatkowo fakt, iż Pan go uratował, nie raz i nie dwa, a on zdaje się na to nie zwracać uwagi! – wytłumaczyła, powoli dochodząc do siebie.
   – A da się mnie lubić? – uśmiechnął się znacząco.
   – Yyy.. oczywiście – drgnęła. – Profesorze – dodała szybko.
   Uklęknął, znajdując się o stopę bliżej od jej twarzy. Zewnętrzną stroną dłoni pogładził jej policzek, na co dziewczyna przymknęła oczy, delektując się dotykiem jego szorstkich, męskich dłoni.
   "Jonkins, co ty sobie wymyśliłaś?" przeszło mu przez myśl.

Komentarze

  1. Odpowiedzi
    1. Wiesz, jaki to dla mnie ból poprawiać te rozdziały? Cała historia jest ogólnie przyjemna, ale niektóre napisane przeze mnie momenty to taka żenada, że mam ochotę usunąć tą książkę z WP w pizdu xDDD

      Usuń
    2. No widzisz, ja mam przyjaciółkę która pisze dla siebie i jak raz sięgnęła po swoją pierwszą historię miała ochotę to wywalić xD znam ten ból bo czasem jej pomagam

      Usuń

Prześlij komentarz