Dziewczyna ze Slytherinu - 17.

17.

   Cassandra udała się do pokoju wspólnego, gdzie zastała Scarlett i Anwey. Wykorzystując fakt, że siedziały odwrócone do niej tyłem, zakradła się z zamiarem wystraszenia przyjaciółek, jednak jej plany pokrzyżowała Anwey.
   – Ach, ty! – mruknęła Cassandra, podchodząc i siadając pomiędzy nimi na kanapie. – Zawsze musisz usłyszeć.
   – Ciesz się, że różdżki nie miałam w ręku – odparła Ślizgonka, uśmiechając się.
   – Co czytacie? – spytała, patrząc na rozłożoną na stoliku gazetę.
   – Najnowszy artykuł Proroka, streścić ci? – spytała Scarlett.
   – Poproszę.
   – Ministrem jest znowu Kingsley i... – Rozpromieniła się.
   – Ocho, teraz uwaga – mruknęła Anwey, a Scarlett pchnęła ją przyjacielsko w ramię, śmiejąc się.
   – Śmierciożercy – zaczęła jasnowłosa dziewczyna – a w zasadzie siedmiu śmierciożerców już jest po procesie Wizengamotu, zostali skazani i przebywają już w więzieniu.
   – Akurat to jest beznadziejne – wtrąciła Anwey. – Takich to powinni od razu skazywać na karę śmierci i po problemie. Nie ma problemu z ich utrzymaniem, ani nic.
   – Niby tak, ale akurat Azkaban nie jest przyjemnym miejscem, więc wyobraź sobie spędzanie tam dożywocia – odparła Cassandra. – Poza tym może niektórzy się jakoś zrehabilitują...
   – I właśnie! – zawołała Scarlett. – Skoro jesteśmy przy rehabilitacji, to okazało się, że Dracon nie był śmierciożercą. Nawet jego matka nie była! Był zamieszany w to wszystko tylko dlatego, że Voldemort chciał się zemścić za niepowodzenie misji, którą powierzył Malfoyowi.
   – Lucjuszowi? – spytała Cassandra.
   – Tak.
   – To wiele wyjaśnia.
   – Rozumiesz, co to znaczy? – Wyszczerzyła się. – Draco nie jest niczemu winny – powiedziała i wtuliła się do Cassandry.
   – Teoretycznie – rzekła po chwili Anwey – ale w praktyce też miał fioła na punkcie czystości krwi i bądźmy szczerzy, był bardzo niemiły dla wielu osób.
   – Nie dla mnie – mruknęła zadowolona Scarlett.
   Cassandra zaśmiała się.
   – Racja. Najważniejsze, że wszystko się jakoś układa. A co z Lucjuszem?
   – Nie jest dokładnie napisane. Może nie miał jeszcze rozprawy? – spytała Scarlett, nachylając się nad gazetą.
   Dziewczyny siedziały w ciszy, przerywanej przez trzaskanie płonącego drewna w kominku. Nagle Cassandra ziewnęła, a jej dwie przyjaciółki poszły za nią w ślady.
   – Nie wiem, jak wy, ale ja idę się myć i spać – oznajmiła i wstała z kanapy.
   – My już byłyśmy – poinformowała Anwey, więc po prostu przechodzimy do punktu drugiego dzisiejszej wycieczki.
   – Faktycznie! – zawołała Ślizgonka. – Dlaczego nie zauważyłam, że masz wilgotne włosy?
   Scarlett i Anwey spojrzały na siebie, potem na Cassandrę.
   – ZA-KO-CHA-NA! – krzyknęły ze śmiechem, mając wyjątkowo głupawe miny.
   – Spadajcie – mruknęła uśmiechnięta Cassandra i wyszła z pokoju wspólnego, odprowadzona chichotem zadowolonych z siebie przyjaciółek.
   Naprzemiennie ciepły i chłodny prysznic pobudził młodą kobietę, która zaraz po jego zakończeniu stanęła przed wielkim lustrem, wytarła się ręcznikiem i założyła komplet czystej czarnej bielizny, a następnie szczelnie owinęła się szlafrokiem tego samego koloru. Podeszła do sterty swoich ubrań, z których wyciągnęła bluzę, by wyjąć z niej różdżkę. Chwilę grzebała po kieszeniach to spodni, to bluzy, po czym zorientowała się, że jej różdżka została w prywatnych kwaterach Snape'a.
   – Cholera – mruknęła, przygryzła wargę, myśląc gorączkowo, po czym rozczesała swoje włosy i wyszła z łazienki.
   "Jeśli mnie ktoś zobaczy, jak do niego tak wchodzę, to wiadomo co można sobie pomyśleć" – rozważała w myślach. "Mogłabym zawinąć włosy w ręcznik, ale w lochach nie ma bata, nie wyschną mi, więc obudzę się z bólem gardła, czego chcę uniknąć. Mogłabym pójść do dormitorium, ubrać się i potem znów wyjść, by iść do Severusa, następnie wrócić oraz ponownie się przebrać, tym razem w pidżamę, ale czy to ma sens? Jak zobaczę łóżko, to pewnie się na nie rzucę i zasnę".
   Nim się obejrzała, już schodziła do dolnej partii zamku, znajdując się w pobliżu gabinetu mistrza eliksirów. Rozejrzała się i niepewnie zapukała do drzwi.
   – Wejść – usłyszała.
   – Panie profesorze, wiem, że to bardzo źle wygląda, nie powinnam przychodzić w taki sposób do pana, ale jest problem.
   Severus zmierzył ją wzrokiem, a ona poczuła ciepło wzrastające w jej wnętrzu.
   – Jaki, panno Jonkins? – zniżył głos do pomruku i oparł się o ścianę.
   – Zostawiłam u pana różdżkę, a mam mokre włosy, bo wracam z łazienki... No i tak... – Wykonała bliżej nieokreślony ruch dłonią, starając się unikać dziwnego wzroku nauczyciela.
   – Została chyba u pana w sypialni – mruknęła, zerkając na niego ukradkiem.
   – Możesz odebrać ją jutro, a ja użyję zaklęcia – zaproponował.
   – Ale pewniej bym się czuła ze swoją własną, proszę pana.
   Severus pociągnął za pochodnię i zaczął schodzić po schodach. Cassandra podążyła za nim.
   – Zaczynam podejrzewać, panno Jonkins, że przychodzi pani w innym celu – powiedział sugestywnym tonem, przez co kobieta prawie się potknęła na schodach.
   – Nic z tych rzeczy, panie profesorze – zapewniła. – Jeszcze raz przepraszam za najście.
   Mężczyzna stanął przy wejściu i ponownie oparł się o ścianę, śledząc swoją uczennicę. Dziewczyna weszła do sypialni, rozejrzała się i po chwili z niej wyszła, mając wyraźnie zawiedzioną minę.
   – Nie ma.
   – Owszem – mruknął Snape, podchodząc do Cassandry.
   Wyjął jej różdżkę zza swojej pazuchy i uniósł ją na wysokość głowy dziewczyny.
   – Dlaczego mi pan nie powiedział? Zmarnowałam energię na schodzenie po schodach – powiedziała, wpatrując się w swoją własność.
   – Masło maślane.
   – Panno Jonkins, doskonale rozumiem jak bardzo chce pani odzyskać różdżkę, ale z racji tego, że została w moich komnatach, to oddam ją na swoich warunkach.
   Cassandra poczuła, jak bicie jej serca przyspiesza. 
   "Opanuj się" pomyślała. "To tylko twoja głupia wyobraźnia".
   Ślizgonka spojrzała Severusowi w oczy, w których dostrzegła jakiś błysk. Mężczyzna doskonale wiedział, jak odebrała jego wypowiedź, co napawało go olbrzymią satysfakcją. Cassandra poczuła się bardzo zakłopotana i spuściła lekko głowę. Mistrz eliksirów odszedł na parę kroków i usiadł wygodnie na kanapie, lekko rozkładając nogi, cały czas mierząc ją wzrokiem, który powodował, że miała ochotę pokonać odległość między nimi i wpić się w jego usta. Ślizgonka zerknęła na niego, a nauczyciel oparł swój policzek o dłoń i przejechał małym palcem po dolnej wardze. Dziewczyna zaczerwieniła się i wydała z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, świadczący o zawstydzeniu, z którym nie potrafi sobie poradzić.
   Snape parsknął i podniósł się.
   – Oj, Jonkins, głupia jesteś – mruknął, stanąwszy obok niej.
   Nadal patrzył na nią z błyskiem w oku, którego jednak nie widziała, ponieważ spuściła głowę.
   – Niech mnie pan nie zawstydza – powiedziała cicho.
   – To panuj nad sobą – odparł, uśmiechając się drwiąco.
   – Czasem nie potrafię.
   – Czasem? – spytał, wyraźnie sugerując, że nie jest to prawdą.
   Jakby na potwierdzenie swoich przypuszczeń, musnął kciukiem jej podbródek, przez co przymknęła z lubością powieki.
   – Wyczaruj dla mnie patronusa – szepnął, zbliżając się do jej ucha, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że wprowadził ją w taki stan, w którym zdołałaby zrobić dla niego wszystko.
   – Expecto patronum – rzekła, a chwilę po tym pomieszczenie wypełnił jasnoniebieski blask.
   Z końca różdżki wyleciał obłok, natychmiast formujący się w łanię, która kilkukrotnie obiegła pomieszczenie. Snape szarpnął za swoją różdżkę, a po chwili do pierwszej łani dołączyła druga. Severus podszedł do swojego patronusa i pieszczotliwie pogładził go po łebku, czując silną energię bijącą od zaklęcia. Mężczyzna podszedł do Cassandry, a obie łanie zniknęły.
   – Jonkins – zaczął, patrząc jej z powagą w oczy – zapraszam cię jutro wieczorem do mojego gabinetu. Musimy o czymś pomówić.

Komentarze

  1. No to się wkopała 😂😂😂

    OdpowiedzUsuń
  2. Uhuhuhu, czuję gorącą atmosferę w powietrzu! Jak ja się nie mogę doczekać ich pocałunku, no zlituj się kobieto D:

    OdpowiedzUsuń
  3. Cierpliwość się opłaca! :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz