Kłamstwo
Postanowiłam spróbować trudniejszej i nieuczciwej metody. Podniosłam głowę, by nawiązać kontakt wzrokowy z mierzącą mnie spojrzeniem Przedwieczną. Starałam się brzmieć jak najbardziej naturalnie, by uniemożliwić tej potężnej, choć niepozornej kobiecie wykrycie mych prawdziwych zamiarów.
– Lustrzany wymiar zapobiegnie zniszczeniu miasta, przez co drużyna wyjątkowych ludzi nie rozpadnie się. Doctor Strange będzie korzystał z tej metody, kiedy po raz pierwszy rozpocznie walkę u boku Avengers.
Przedwieczna przypatrzyła mi się uważnie, a w jej bladych oczach dostrzegłam błysk rozbawienia. Kąciki jej ust drgnęły ledwie widocznie.
– Nie umiesz kłamać – stwierdziła spokojnie.
Pokiwałam głową, czując ukłucie wstydu.
– Ale to dobrze – dodała po chwili.
Spojrzałam na nią po raz kolejny, szukając w jej wyrazie twarzy jakiejkolwiek oznaki, która mogłaby rozpalić światełko w tunelu mojej niepewności co do nadchodzących wydarzeń.
– Niestety – zaczęła – nie mogę ci pomóc. Tak jak sama stwierdziłaś, nasz zakon ma pewne zasady, a ja zwyczajnie nie mogę ich złamać. Ujawnienie naszego istnienia mogłoby sprowadzić na nas liczne zagrożenia, których muszę uniknąć.
– Rozumiem, jednak chodzi tu o życie wielu osób.
– Przykro mi, nie mogę tego zrobić. – Odwróciła się i dostojnie powędrowała w górę schodów. Patrzyłam za nią, nie ukrywając swojego zawodu. – Jest coś, o co jeszcze chciałabyś zapytać.
– Tak, jest – przyznałam, wchodząc za Przedwieczną.
– Słucham. – Zatrzymała się przy balustradzie, obserwując moją postać.
– Nie wiem o sobie praktycznie nic – wyznałam. – Wasza wiedza sięga odległych czasów, więc pomyślałam, że może mogłabym się czegoś dowiedzieć.
– Los Strażników jest przykry – stwierdziła Przedwieczna po dłuższej pauzie, dając mi znak, bym za nią podążyła. – Jednak nie jest nieznany. Napijesz się herbaty?
– Chętnie.
Przedwieczna poprowadziła mnie przez korytarz o drewnianych ścianach i podłodze. Co jakiś czas mijałyśmy stojące na sporych, marmurowych piedestałach wazy różnorodnej barwy oraz wielkości. Weszłyśmy do jednego z dużych pomieszczeń, wypełnionego oszklonymi gablotami, eksponującymi relikty z minionych epok. Z ciekawością przyglądałam się maskom, kosturom, malowanych na tarczach herbom oraz mieczom i toporom. Kolorystyka przedmiotów była bardzo zbliżona – najczęściej wahała się między grafitem, miejscami przełamanym zielonkawym nalotem, a delikatnym brązem lub beżem – dlatego kiedy mój wzrok uchwycił fragment czerwieni, natychmiast odwróciłam się w tamtą stronę.
– To peleryna lewitacji – wyjaśniła Przedwieczna, gdy podeszłam do unoszącej się w powietrzu peleryny.
– Stephen później będzie ją miał na sobie – stwierdziłam, choć wiedziałam, że kobieta doskonale zdaje sobie z tego sprawę.
Po dłuższej chwili odwróciłam się do Przedwiecznej i podążyłam za nią, wchodząc do innego pomieszczenia, gdzie ustawionych zostało kilka foteli w kolorze wyblakłego szkarłatu. Opiekunka sanktuarium wskazała mi jedno z miejsc, a ja z chęcią je zajęłam. Przedwieczna okrążyła fotel, podchodząc do niewielkiego stoliczka, na którym znajdował się wysoki, gliniany dzbanek oraz dwa, pozbawione uszek kubeczki. Napełniła je, spytała, czy chcę do herbaty odrobiny miodu, a kiedy przyjęłam jej propozycję, lewitowała napój w moją stronę. Złapałam kubeczek i oparłam go o podłokietnik fotela, gdyż parzył mnie w dłoń.
Kobieta zasiadła naprzeciw mnie, ostrożnie zbliżając wargi do gorącej herbaty. Gdy się napiła, wypuściła kubek z ręki, a ten zawisł w powietrzu, unosząc się na w niewielkiej odległości od jej ramienia.
– Chciałaś się czegoś o sobie dowiedzieć?
– Tak. Tony Stark wykonał skan mojego ciała i dowiedziałam się, że jestem czymś w rodzaju źródła energii. Problem w tym, że oboje nie wiemy jakiej.
Przedwieczna przyjrzała mi się uważnie, a następnie upiła kolejny łyk słodkawego napoju. Poszłam za jej przykładem.
– Energia w twoim ciele pochodzi z wymiaru nieskończoności, który obejmuje wszystko co istnieje. Według wiedzy, jaką pozyskałam dawno temu nie przyszłaś na świat w sposób naturalny i nie jesteś zwykłym człowiekiem, o czym świadczą nie tylko twoje zdolności, ale także umiejętność przenikania przez mroczny wymiar obejmujący obszar pomiędzy alternatywnymi światami. Jesteś potężna, choć większość z was skazana jest na samotność.
– Nie sądzę, bym mogła się uważać za istotę potężną – zauważyłam. – Jestem pewna, że nie jestem w stanie równać się z tobą.
– Każdy z nas ma inne zadanie i inne zdolności. Nie musisz potrafić tego, co ja potrafię, ponieważ masz swoje unikalne zdolności.
– Na przykład jakie? Sama teleportujesz się z mniejszym wysiłkiem ode mnie.
Przedwieczna uśmiechnęła się szczerze, a w jej oczach znów zapłonęły radosne ogniki.
– Wszystko przychodzi z czasem. Nie potrafię powiedzieć ci niczego więcej na temat twojej rasy, ale jako dobry gospodarz tego sanktuarium mogę zaproponować ci schronienie.
– Z chęcią przyjmę tę ofertę.
*Dalej*
– Lustrzany wymiar zapobiegnie zniszczeniu miasta, przez co drużyna wyjątkowych ludzi nie rozpadnie się. Doctor Strange będzie korzystał z tej metody, kiedy po raz pierwszy rozpocznie walkę u boku Avengers.
Przedwieczna przypatrzyła mi się uważnie, a w jej bladych oczach dostrzegłam błysk rozbawienia. Kąciki jej ust drgnęły ledwie widocznie.
– Nie umiesz kłamać – stwierdziła spokojnie.
Pokiwałam głową, czując ukłucie wstydu.
– Ale to dobrze – dodała po chwili.
Spojrzałam na nią po raz kolejny, szukając w jej wyrazie twarzy jakiejkolwiek oznaki, która mogłaby rozpalić światełko w tunelu mojej niepewności co do nadchodzących wydarzeń.
– Niestety – zaczęła – nie mogę ci pomóc. Tak jak sama stwierdziłaś, nasz zakon ma pewne zasady, a ja zwyczajnie nie mogę ich złamać. Ujawnienie naszego istnienia mogłoby sprowadzić na nas liczne zagrożenia, których muszę uniknąć.
– Rozumiem, jednak chodzi tu o życie wielu osób.
– Przykro mi, nie mogę tego zrobić. – Odwróciła się i dostojnie powędrowała w górę schodów. Patrzyłam za nią, nie ukrywając swojego zawodu. – Jest coś, o co jeszcze chciałabyś zapytać.
– Tak, jest – przyznałam, wchodząc za Przedwieczną.
– Słucham. – Zatrzymała się przy balustradzie, obserwując moją postać.
– Nie wiem o sobie praktycznie nic – wyznałam. – Wasza wiedza sięga odległych czasów, więc pomyślałam, że może mogłabym się czegoś dowiedzieć.
– Los Strażników jest przykry – stwierdziła Przedwieczna po dłuższej pauzie, dając mi znak, bym za nią podążyła. – Jednak nie jest nieznany. Napijesz się herbaty?
– Chętnie.
Przedwieczna poprowadziła mnie przez korytarz o drewnianych ścianach i podłodze. Co jakiś czas mijałyśmy stojące na sporych, marmurowych piedestałach wazy różnorodnej barwy oraz wielkości. Weszłyśmy do jednego z dużych pomieszczeń, wypełnionego oszklonymi gablotami, eksponującymi relikty z minionych epok. Z ciekawością przyglądałam się maskom, kosturom, malowanych na tarczach herbom oraz mieczom i toporom. Kolorystyka przedmiotów była bardzo zbliżona – najczęściej wahała się między grafitem, miejscami przełamanym zielonkawym nalotem, a delikatnym brązem lub beżem – dlatego kiedy mój wzrok uchwycił fragment czerwieni, natychmiast odwróciłam się w tamtą stronę.
– To peleryna lewitacji – wyjaśniła Przedwieczna, gdy podeszłam do unoszącej się w powietrzu peleryny.
– Stephen później będzie ją miał na sobie – stwierdziłam, choć wiedziałam, że kobieta doskonale zdaje sobie z tego sprawę.
Po dłuższej chwili odwróciłam się do Przedwiecznej i podążyłam za nią, wchodząc do innego pomieszczenia, gdzie ustawionych zostało kilka foteli w kolorze wyblakłego szkarłatu. Opiekunka sanktuarium wskazała mi jedno z miejsc, a ja z chęcią je zajęłam. Przedwieczna okrążyła fotel, podchodząc do niewielkiego stoliczka, na którym znajdował się wysoki, gliniany dzbanek oraz dwa, pozbawione uszek kubeczki. Napełniła je, spytała, czy chcę do herbaty odrobiny miodu, a kiedy przyjęłam jej propozycję, lewitowała napój w moją stronę. Złapałam kubeczek i oparłam go o podłokietnik fotela, gdyż parzył mnie w dłoń.
Kobieta zasiadła naprzeciw mnie, ostrożnie zbliżając wargi do gorącej herbaty. Gdy się napiła, wypuściła kubek z ręki, a ten zawisł w powietrzu, unosząc się na w niewielkiej odległości od jej ramienia.
– Chciałaś się czegoś o sobie dowiedzieć?
– Tak. Tony Stark wykonał skan mojego ciała i dowiedziałam się, że jestem czymś w rodzaju źródła energii. Problem w tym, że oboje nie wiemy jakiej.
Przedwieczna przyjrzała mi się uważnie, a następnie upiła kolejny łyk słodkawego napoju. Poszłam za jej przykładem.
– Energia w twoim ciele pochodzi z wymiaru nieskończoności, który obejmuje wszystko co istnieje. Według wiedzy, jaką pozyskałam dawno temu nie przyszłaś na świat w sposób naturalny i nie jesteś zwykłym człowiekiem, o czym świadczą nie tylko twoje zdolności, ale także umiejętność przenikania przez mroczny wymiar obejmujący obszar pomiędzy alternatywnymi światami. Jesteś potężna, choć większość z was skazana jest na samotność.
– Nie sądzę, bym mogła się uważać za istotę potężną – zauważyłam. – Jestem pewna, że nie jestem w stanie równać się z tobą.
– Każdy z nas ma inne zadanie i inne zdolności. Nie musisz potrafić tego, co ja potrafię, ponieważ masz swoje unikalne zdolności.
– Na przykład jakie? Sama teleportujesz się z mniejszym wysiłkiem ode mnie.
Przedwieczna uśmiechnęła się szczerze, a w jej oczach znów zapłonęły radosne ogniki.
– Wszystko przychodzi z czasem. Nie potrafię powiedzieć ci niczego więcej na temat twojej rasy, ale jako dobry gospodarz tego sanktuarium mogę zaproponować ci schronienie.
– Z chęcią przyjmę tę ofertę.
*Dalej*
Komentarze
Prześlij komentarz