Dziewczyna ze Slytherinu - 4.

4.

   Po ciężkich przeżyciach ostatniego tygodnia dziewczyna czuła się wykończona, dlatego też natychmiast po spożytym posiłku położyła się na swoim łóżku z zamiarem kilkuminutowego odpoczynku, po którym poszłaby do łazienki wziąć prysznic, jednak gdy ponownie otworzyła oczy był już ranek. Dziewczyna pamiętała, że zasnęła w nieco dziwnej pozycji, ponieważ swoje stopy, na których kładąc się miała założone trampki, położyła na podłodze, a reszta jej ciała od pasa w górę znajdowała się na pościeli. Po przebudzeniu natomiast stwierdziła, że ktoś zdjął jej buty, ułożył w normalnej pozycji oraz przykrył kołdrą. Tajemnicza osoba zostawiła także małą karteczkę z informacją, iż skrzat ze śniadaniem zjawi się o godzinie 7:30. Cassandra początkowo nie mogła uwierzyć w to co widzi, dlatego kilka razy przetarła swoje oczy, ale kiedy upewniła się, że jej zmysł wcale nie zawodzi, stwierdziła, że pismo należy do opiekuna jej domu.
   Kilka minut później Ślizgonka stała przy swojej szafie, z której wyciągnęła czyste ubranie. W jej głowie narodził się także pomysł na zmianę swojego wyglądu, gdyż miała ona symbolicznie zakończyć pewien okres w życiu dziewczyny.
   Wyszła z pokoju wspólnego z dziwnym uczuciem spowodowanym przechadzaniem się po tak pustym zamku.
   „Jeszcze miesiąc i wszyscy wrócą" pomyślała.
   Dotarła do łazienki dla dziewczyn znajdującej na pierwszym piętrze zamku, po czym weszła pod prysznic. Trwało to trochę dłużej niż zwykle, gdyż Cassandra przez większość czasu zwyczajnie stała, pozwalając, by ciepłe strumienie wody obmywały jej ciało. Lubiła rozmyślać w tym miejscu. Nawet najgorsze rzeczy wydawały się jakieś... łatwiejsze.
   Po skończonej kąpieli wysuszyła włosy, ubrała się w czarne spodnie oraz ciemnozieloną bluzę, a następnie stanęła z różdżką przed dużym, lekko zaparowanym lustrem. Ślizgonka przypomniała sobie, jak Scarlett pomagała jej w opanowaniu pewnego zaklęcia z dziedziny transmutacji, które zmieniało ułożenie lub nawet barwę włosów i zastosowała je, zmieniając swoją prostą grzywkę w taką sięgającą jej do brody. Następnie Cassandra zwilżyła delikatnie włosy i zaczesała grzywkę do tyłu, spinając ją wsuwką, by ta nie wpadała jej w oczy. Oceniła samą siebie krytycznym spojrzeniem, po czym stwierdziła, iż taka zmiana wyszła jej na lepsze.
Spojrzała na zegarek. Miała jeszcze pół godziny do ustalonego przybycia Uszatki z jedzeniem, więc postanowiła wrócić do dormitorium, by tam za pomocą książki poszerzać swoją wiedzę z dziedziny eliksirów.
   Z lektury wyrwał ją dźwięk odsuwającego się głazu. Spojrzała na wejście. Profesor McGonagall, wraz z profesorem Snape'em weszli do środka.
   – Dzień dobry – przywitała ich.
   – Dzień dobry, jak się czujesz? – zapytała profesor McGonagall.
   – Lepiej. Dziękuję za wszystko – odparła dziewczyna.
   – Nie ma sprawy, moja droga. Bardzo chciałabym z wami zostać, ale muszę wracać do dyrektora. Severusie – Skinęli sobie głową, po czym starsza kobieta wyszła.
   Zaraz po tym deportował się skrzat.
   – Witaj, Uszatko – Skrzatka skłoniła się.
   – Dzień dobry, droga Cassandro, co życzysz sobie na śniadanie?
   – Dla mnie będzie jajecznica i herbata, a dla pana, panie profesorze? – zwróciła się do Snape'a.
   – Samą kawę – odpowiedział. – Bez mleka – dodał nim skrzatka zniknęła.
   – Chciałam Panu podziękować – zaczęła, gdy ten usiadł naprzeciw.
   – Więc to zrób – stwierdził.
   – Dziękuję, panie profesorze – Uśmiechnęła się do niego. Spostrzegła, że przygląda się książce, więc zamknęła ją i pokazała okładkę.
   – Ooo.. Dążymy do Wybitnego? – zapytał z wrednym uśmieszkiem.
   – Co ma Pan z tym Wybitnym? – Parsknęła śmiechem.
   – Ja? Ja nie mam nic.
   – No dobrze... Przejrzał mnie Pan. Lubię eliksiry i staram się na lepszą ocenę – Postanowiła dać mu tę satysfakcję.
   Usłyszeli dźwięk deportacji. Skrzatka podała Cassandrze jajecznice oraz herbatę, a Severusowi kawę.
   – Jakoś nie widać – stwierdził wyjątkowo chłodnym tonem, a Cassandra poczuła ukłucie zawodu.
   – Jak to nie? Przecież moja najniższa ocena to zadowalający – powiedziała, trochę za bardzo unosząc głos.
   Severus wstał i znalazł się błyskawicznie obok niej, jednym sprawnym ruchem złapał ją za nadgarstki, które docisnął do podłokietników fotela, uniemożliwiając dziewczynie jakikolwiek ruch.
   – Trzy sprawy. Pierwsza, nigdy nie podnoś na mnie głosu. Druga, sprawdzam, jak bardzo jesteś niestabilna emocjonalnie w normalnej sytuacji byś się na taki komentarz zaśmiała. Trzecia, zwróć szczególną uwagę na punkt pierwszy.
   Zamarła, ale profesor nie puścił jej nadgarstków, jednocześnie przygwożdżając ją do oparcia swoim surowym spojrzeniem.
   – I jeszcze jedna istotna rzecz..
   – Przepraszam – powiedziała.
   – A z kim rozmawiasz? – spytał, opierając się nieco bardziej na jej nadgarstkach.
   – Przepraszam, panie profesorze – poprawiła się, a on zasiadł z powrotem na fotelu.
   Cassandra zaczęła rozmasowywać nadgarstki.
   – Musi być Pan taki brutalny? – zapytała, tym razem kręcąc dłońmi kółka.
   – Nie, ale chcę.
   – Dobra. Zgasił mnie Pan – stwierdziła zgodnie z prawdą, po czym zabrała się za jajecznice.
   Obserwował ją, sącząc przy tym kawę.
   – Mógłby Pan przestać?
   – Nie.
   – Czuję się trochę niekomfortowo. Nie wiem czego mam się spodziewać.
   – Boisz się?
   – Czasami, w zależności od sytuacji – Snape zerwał się z miejsca, przez co Cassandra o mało nie zrzuciła posiłku. 
   Uniósł prowokująco brew.
   – No dobra, często – Przewróciła oczami, a on usiadł, kończąc kawę. – Ale to tylko w pewnych sytuacjach.
   – Jakich? – spytał znad filiżanki.
   – Najbardziej przerażający jest pan wtedy, gdy coś się stanie. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby pan sprawcę jakiegoś niewinnego żartu zakuł w te kajdany, które pan Filch ma u siebie w kantorku. 
   – Z dowcipami, panno Jonkins, jest tak, że dla jednego są śmieszne, a dla innego krzywdzące – rzekł odwracając od niej wzrok, przez co Cassandra miała wrażenie, iż coś wspomina. – Ale w gruncie rzeczy masz rację, zakułbym w kajdany.
   Ślizgonka wpatrzyła się w nauczyciela, który po chwili spojrzał jej w oczy.
   – Lepiej nic nie mów, Jonkins. Palniesz jakąś głupotę i tylko się niepotrzebnie zirytuję.
   Dziewczyna spuściła głowę i uśmiechnęła się lekko do swojego pustego już talerza.
   – Gdyby się paliło – zaczął, po czym wstał. – to wiesz gdzie mnie szukać.

*

   – Dzień dobry, panie profesorze – powiedziała Cassandra, gdy tylko znalazła się w gabinecie dyrektora.
   – Dzień dobry. Poczęstuj się – przysunął w jej kierunku różne smakołyki znajdujące się w dużej pozłacanej misie. 
   Wzięła z nich czekoladową żabę.
   – Chciałam panu podziękować za to wszystko.
   – Och, to naprawdę drobiazg. W życiu trzeba sobie pomagać – Uśmiechnął się dobrodusznie. – Jak się czujesz?
   – O wiele lepiej, naprawdę – odpowiedziała.
   – Bardzo dobrze. Przy okazji, ta skrzatka.. – zaczął Dumbledore.
   – Uszatka – przerwała, po czym przeprosiła.
   – Uszatka, jest do twojej dyspozycji. Jeżeli będzie ci czegoś brakować, wystarczy ją zawołać... Poprosiłem Severusa, aby się tobą nieco bardziej niż zwykle zaopiekował, powiedz mi, proszę, jak się z tego wywiązuje?
   – Pan profesor mógłby być milszy – zażartowała. 
   – Takie już jego usposobienie – odparł, odwzajemniając uśmiech dziewczyny. 
   Skinęła głową, nie bardzo wiedząc co odpowiedzieć.
   – Wszystko dobrze, dziękuję raz jeszcze – Odwróciła się w stronę drzwi, a po chwili stanęła w przejściu. – Ładnie pan wyszedł – Pokazała Dumbledore'owi jego karcianą podobiznę, na co ten szczerze się roześmiał. – Do widzenia! – pożegnała się i wyszła.
   „Przemiła Ślizgonka" pomyślał Dumbledore, patrząc na kręte schody, na których jeszcze przed chwilą znajdowała się uczennica.

Komentarze

Prześlij komentarz