Orzeł w gadziej paszczy - 28.



28.

   Dni dzielące czas nauki od czasu zleciały bardzo szybko. Gdy reszta przyjaciół Elizabeth dowiedziała się o całym zdarzeniu związanym z listem mamy Krukonki, jakie miało miejsce na początku przerwy świątecznej, z wielkim współczuciem stwierdzili, iż dziewczyna musiała się bardzo wynudzić, natomiast ona – chcąc nie chcąc – zmuszona była przyznać im rację. Pamiętała doskonale o warunkach, jakie postawił jej Severus i postanowiła przestrzegać ich, jak świętej zasady.
   Ponadto na pierwszym, od momentu powrotu uczniów do zamku, obiedzie zostały podane wszystkie informacje dotyczące wszystkich konkursów, jakie miały się odbyć w drugim półroczu. Tym razem podane zostały wszystkie szczegóły dotyczące sposobu punktacji poszczególnych dyscyplin, a także ich realizacji. Konkursy, które opierały się na wiedzy z przedmiotów miały się odbyć w klasach, gdzie się ich naucza, a poddane ocenie zostaną czas oraz efektywność wykonanego zadania, w niektórych przypadkach, tak jak w kwestii eliksirów, także kreatywność ucznia.
   Tak jak podejrzewała Elizabeth, Victoria i Allie natychmiast zdecydowały, iż wezmą udział w kategorii artystycznej, oczywiście występując jako duet.
   – Dziewczyny, wiecie już co zaśpiewacie? – zagadała Krukonka po którejś kolacji, decydując się na odprowadzenie przyjaciółek do dormitorium.
   – Mamy kilka pomysłów, ale musiałoby być a capella. – Skrzywiła się. – A prawdę mówiąc, nie wiem czy to dobrze wyjdzie.
   – Mogę wam przygrywać, a mnie po prostu jury nie weźmie pod uwagę – zaproponowała.
   – Naprawdę? – ucieszyły się. – To możemy wystąpić z Shape of my heart. A ty co zagrasz?
   – Problem w tym, że minęły prawie trzy tygodnie odkąd wiem o tych konkursach, a nadal mam pustkę w głowie.
   – Znasz bardzo dużo utworów, na pewno jakiś będzie pasować. – Uśmiechnęła się Victoria pocieszająco.
   – Mam nadzieję – mruknęła Elizabeth, stając przed drzwiami do pokoju wspólnego – najwyżej zdecyduję się na eliksiry.
   – I tak wolałabym widzieć cię na scenie – stwierdziła Puchonka, opierając się o ścianę nieopodal wejścia.
   – Do jutra, pa – pożegnała się z przyjaciółką i ruszyła na siódme piętro.
   Po drodze do Elizabeth dołączył Cesarius.
   – Hej, Eli.
   – Cześć, jak tam?
   – Zerwałem z Padmą – przyznał.
   – Co? Jak to?
   – Pamiętasz, kiedy powiedziałaś mi, że to jest plotkara numer jeden?
   – Taaak – Kiwnęła głową, nadal niezbyt rozumiejąc. 
   – Niby zawsze wiedziałem, że jest to prawda, ale ostatnio miałem wrażenie, że ona jest ze mną tylko po to, żeby mnie wypytywać o różne rzeczy, jakie dzieją się w szkole, wiesz, tak bardziej od strony męskiej części uczniów... No i okazało się dzisiaj, że to jest prawda.
   Elizabeth westchnęła ciężko.
   – Powiedzieć ci coś?
   – Wal.
   – Trochę to niemiłe, ale tak się cholernie cieszę, że z nią nie jesteś. To jest taka pusta panienka, która sama nie wie, czego chce, a ty naprawdę jesteś fajnym chłopakiem i nie wiedzieć czemu się za nią uganiasz.
   – Teraz już uganiałem – poprawił, a Krukonka usłyszała smutną nutkę w jego głosie.
   – Ale nadal mi coś nie pasuje – stwierdziła Elizabeth, podając hasło rzeźbionemu orłu, by wejść do pokoju wspólnego.
   – Ech, bo to nie wszystko... Okazało się, że to wszystko było wymuszone i tak naprawdę się ze mnie nabijała.
   Młoda kobieta stanęła przed przyjacielem i z poważną miną rzekła:
   – Chyba sobie muszę z nią uciąć pogawędkę.
   – Nie, Eli. Nie jest to konieczne.
   – Ale nie pozwole, by ktokolwiek w ten sposób traktował jednego z moich przyjaciół, zwłaszcza taka... – zdusiła w sobie ciąg dalszy, pamiętając o swoim postanowieniu dotyczącym przekleństw. – panna z niskim współczynnikiem inteligencji – dokończyła po chwili.
   – Nie zniżaj się do takiego poziomu – poprosił, siadając wygodnie w fotelu obok kominka.
   – Dobrze, nie będę. A jak się tego dowiedziałeś, jeśli mogę zapytać?
   Krukon oparł się o swoje kolana, przez dłuższą chwilę wpatrując się w swoje stopy. Gdy podniósł głowę, Elizabeth miała wrażenie, że patrzy na nią przepraszająco.
   – Słyszałem to już od pewnej osoby... od dłuższego czasu – zaczął. – Niestety nie wierzyłem w ani jedno złe słowo, jakie słyszałem na temat Padmy.
   – Ech, zakochanie – westchnęła Elizabeth pod nosem.
   – Po prostu puszczałem to mimo uszu – kontynuował. – A dzisiaj chciałem jej zrobić niespodziankę. Nie powiedziałem jej, że chcę do niej wpaść, a że jesteśmy z jednego domu, to bez problemu dostałem się do pokoju wspólnego, gdzie akurat ją zastałem. Siedziała tyłem do drzwi, więc mnie nie widziała, a obok niej kilka dziewczyn, które także mnie nie zobaczyły. Śmiały się, a wiesz z czego?
   Elizabeth pokręciła przecząco głową, siadając na oparciu sofy niedaleko Krukona.
   – Z moich wierszy, napisanych specjalnie dla niej, bo wiem, że większość dziewczyn uważa to za romantyczne, a mi akurat nie sprawia problemu ułożenie kilku ładnie rymujących się linijek tekstu... Cholera. Do tej pory byłem z nich taki zadowolony, bo uważałem, że naprawdę dobrze mi wyszły.
   – Wiesz co, jeśli ona śmieje się z twojej twórczości, to naprawdę ma nierówno pod kopułą – odparła Elizabeth po chwili, po czym potarła powieki. – Merlinie, czemu stworzyłeś takich ludzi i zapomniałeś ich zabić. A kto ci mówił o takich sytuacjach od dłuższego czasu?
   – Victoria – odpowiedział z lekkim uśmiechem. – Szkoda, że jej nie wierzyłem.
   – Nie dziwię się, pewnie też bym od razu nie uwierzyła. Poza tym, patrząc na to z innej strony, to nie byłeś z Padmą jakoś bardzo długo, więc dużej ilości swojego cennego czasu nie zmarnowałeś – Puściła do niego oczko. – A jeśli chodzi o Victorię, to ona dość często o tobie wspomina.
   – Tak? – zainteresował się.
   – Ano tak. – Posłała mu uśmiech. – Nawet, muszę przyznać, widziałabym was razem – Ułożyła serce z dłoni, tak by Krukon znalazł się po jednej jego stronie.
   – Daj spokój, z jedną zrywam, a z drugą się wiążę? Nie, nie... Muszę sobie trochę odsapnąć.
   Młoda kobieta opuściła ręce i podparła się o podłokietnik sofy.
   – Przecież nie naciskam, po prostu stwierdzam fakty.
   Zapadła chwila ciszy, którą zakłócał jedynie odgłos palącego się drewna w kominku.
   – Ces?
   – Hmmm?
   – A startujesz w jakiejś dyscyplinie? – spytała, przechylając na bok głowę.
   – Rozważam transmutację lub obronę nad czarną magią.
   – Opcja druga – podpowiedziała. – Masz w pełni cielesnego patronusa, co jest dość rzadkim zjawiskiem w tak młodym wieku.
   – Też bardziej skłaniam się ku obronie – przyznał przyjaciółce racje, kierując wzrok na płomienie. – A ty coś wymyśliłaś?
   – Nie, a wiesz co jest najgorsze? – spytała.
   Zaprzeczył ruchem głowy.
   – Pojutrze kończą się zapisy.

Komentarze

Prześlij komentarz