Dziewczyna ze Slytherinu - 16.
16.
– No – mruknęła zadowolona Anwey. – Teraz, kiedy już tu siedzimy, to mam wrażenie, że uwiniemy się z pracami szybciej, niż sami sądzimy.
– Oby tak było – odparła Cassandra, wiercąc się przez chwilę na ławce.
Do Wielkiej Sali właśnie weszła ostatnia grupka osób, odpowiedzialna za przeniesienie trzech rannych do szpitala.
– Chodźcie, szybko – szepnęła Scarlett, śledząc wzrokiem pozostałych w szkole uczniów. – Zaraz umrę z głodu.
Ochotnicy usiedli przy jednym stole, podobnym do tego, który znajdował się w sali podczas świąt, a na stole pojawiły się różne dania obiadowe. Tego dnia, wszyscy, czy to uczniowie czy nauczyciele, mieli ręce pełne pracy; uprzątnięto znaczną część parteru, usunięto przeszkody, jakie mogli napotkać ochotnicy, przenoszący rannych do skrzydła szpitalnego. Sporym problemem okazały się jednak kamienne rzeźby rycerzy, które w przeciwieństwie do zwykłych, metalowych zbroi, nie reagowały na żadne zaklęcia naprawiające.
– Cassandro – odezwała się po pewnym czasie Anwey.
– Słucham?
– Rozumiem, że jesteś głodna, ale dlaczego aż tak się spieszysz?
– Po prostu chcę szybciej zejść do komnat Snape'a, wziąć obiad z kuchni i mu zanieść. Nie chcę, by się jeszcze podnosił.
– Słusznie, nawet nie powinien – potwierdziła.
Cassandra dokończyła przepyszną, smażoną rybę, porwała jeszcze kilka frytek, które włożyła do ust, po czym skinęła głową zajadającym się przyjaciółką i odeszła od stołu. Nie zdążyła zrobić kilku kroków, a poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu, nakazującą jej zatrzymanie. Cassandra spięła się nieco, lecz odwróciła w stronę dotykającej ją osoby, którą okazał się być Kinglsey.
– Ach, to pan – mruknęła.
– Słyszałem, że uratowałaś Severusa.
– No... Tak jakby.
– Wspaniała robota. – Posłał jej uśmiech. – Gdzie teraz jest?
– W swoich kwaterach, odpoczywa – odparła. – Był ciężko ranny – dodała, mając nadzieję, że wyperswaduje aurorowi chęć odwiedzin nauczyciela.
– Zdaję sobie z tego sprawę, ale naprawdę muszę z nim pomówić. Otrzymaliśmy informacje od Harry'ego...
– Kto otrzymał? – spytała nagle, ściągając brwi.
– Biuro Aurorów i całe Ministerstwo Magii. Oczyszczono go z wszelkich zarzutów, ale nadal jestem zobowiązany odbyć z nim rozmowę, a Minerwa poinformowała mnie, że tylko ty możesz mi to uniemożliwić.
– Rozumiem – odparła. – A jak długo będzie pan w szkole?
– Do godziny ósmej wieczorem. – Spojrzał na zegar.
– Postaram przygotować profesora psychicznie na spotkanie z panem o godzinie siódmej. Może być?
– Oczywiście.
Cassandra uśmiechnęła się do Kingsleya, po czym bez chwili zwłoki ruszyła do wyjścia z Wielkiej Sali, od razu kierując się do lochów. W podziemiach nie skręciła jednak w lewo, by udać się do komnat Snape'a; miast tego najpierw odwiedziła kuchnię, skąd zabrała sporą porcję obiadową, składającą się z apetycznie wyglądającej, mięsnej zapiekanki z jajkiem.
Po paru minutach weszła do gabinetu, pociągnęła za pochodnię i ostrożnie, unosząc talerz nieco ponad swoją głowę, by lepiej widzieć pogrążone w półmroku kamienne schody. Gdy jej noga znalazła się w środku pomieszczenia, od razu w oczy rzuciły jej się uchylone drzwi sypialni, które, była niemalże pewna, zamykała. Stanęła na chwilę, marszcząc brwi, starając sobie przypomnieć, czy aby czegoś nie przeoczyła. Doszedłszy do wniosku, że nie jest to raczej objaw jakiegoś przewrażliwienia, a upartego charakteru Severusa, który mógł próbować wstać o własnych siłach, postawiła talerz z obiadem na hebanowym, wiktoriańskim stole i podeszła powolnym, cichym krokiem do drzwi sypialni. Ślizgonka zajrzała przez szczelinę w wejściu, lecz panujący wewnątrz mrok nie pozwalał na wypatrzenie czegokolwiek poza zarysem mebli. Dziewczyna pchnęła lekko drzwi, zrobiła niepewny krok naprzód i nagle poczuła opaskę na swoich oczach i silny chwyt, oplatający okolice jej brzucha, by zaraz po tym z ogromną mocą pociągnąć ją do tyłu.
– Jonkins, dla twojego własnego dobra, nie wierć mi się – usłyszała Severusa, tuż obok swojego ucha.
– Salazarze, co pan robi?! – krzyknęła, gdy zorientowała się, że ciągnie ją w stronę wyjścia.
– Chcę ci wymazać pamięć – odparł, jakby mówił o dzisiejszym śniadaniu.
– Co pan chce?! – Szarpnęła się, zapierając nogami o fotel, który mijali. – Nie może pan!
– Uwierz mi, że wcale nie chcę – odrzekł i pociągnął wolną ręką za pochodnię.
Kobieta zdołała chwycić się krańca ściany.
– Dziewczyno, nie rozumiesz? – warknął. – Jestem śmierciożercą, będą mnie ścigać, a każda minuta spędzona w tym miejscu, znacznie umożliwia moje złapanie. Dlaczego ci tak zależy na kilku wspomnieniach?
– To pan nie rozumie. – Pociągnęła go krok naprzód. – Potter obejrzał te wspomnienia i nie zachował ich dla siebie, jest pan uniewinniony!
Severus szarpnął dziewczynę, przyparł ją do ściany i uniósł jej podbródek różdżką.
– To nie w jego stylu – odparł, dysząc.
– Ale tak się stało – rzekła z naciskiem. – Nie jest pan traktowany już jako sługus Voldemorta...
Syknął ostrzegawczo, zapewne z przyzwyczajenia, jednocześnie ściskając w dłoni swoją różdżkę.
– Jego już nie ma, do jasnej cholery! – krzyknęła, szczerze obawiając się tego, że jest zdana na jego łaskę.
– Ostatnim razem też tak było – mruknął, a ona miała wrażenie, że nieco poluzował uścisk. – Od kogo o tym wiesz?
– Kingsley jest na górze i chce się z panem rozmówić, w normalnej, pokojowej konwersacji. Przyszłam bo, po pierwsze przyniosłam obiad, a po drugie chciałam panu powiedzieć, że powiedziałam mu, iż może z panem porozmawiać gdzieś o siódmej.
– Jakim prawem rozporządzasz moim czasem?
– Nie zakładałam, że rzuci się pan na mnie z groźbą wymazania pamięci. Zresztą, w ogóle spodziewałam się, że będzie pan odpoczywał, jak każdy, normalny człowiek, który w ostatnim czasie był ranny!
Severus puścił Cassandrę, a ta natychmiast zdjęła opaskę z oczu. Mężczyzna stał, wpatrzony w rozeźloną uczennicę, dysząc ciężko.
– Masz mi coś do powiedzenia? – spytał, mierząc ją spojrzeniem.
– Mam, ale zachowam to dla siebie, panie profesorze – odparła i podreptała oburzona w stronę fotela, na którym usiadła.
Popatrzyła na niego, będąc nadal zła, ale jednocześnie żałowała, że w to zdanie włożyła tyle jadu. Severus powoli odwrócił się i usiadł naprzeciw niej, z zamiarem spożycia posiłku. Cassandra wiedziała, że jest to jedno z dań, po które nauczyciel chętnie sięga, ale postanowiła sobie w duchu, że do końca dnia będzie odzywać się do Snape'a tylko wtedy, gdy nie będzie miała innego wyjścia.
– Pójdę do Kingsleya – oznajmił po dłuższej chwili ciszy.
Cassandra skinęła głową i odwróciła od niego spojrzenie. Severus początkowo czerpał z tego satysfakcje, ale jego druga, nieco łagodniejsza osobowość, bardzo rzadko ujawniająca się w szkole czy też gdziekolwiek indziej, podpowiadała, iż postąpił źle i powinien poważnie rozważyć opcje przeprosin.
"Też mi coś" – pomyślał, prychając w myślach, jednak natychmiast poczuł się źle sam ze sobą. "Uratowała mi życie, a wcale nie musiała. Nie miała nawet podstaw, by to robić"
– Idę do... na górę – powiedziała i opuściła pomieszczenie, zostawiając mężczyznę samego ze swoimi myślami.
Początkowo Cassandra chciała udać się do przyjaciółek, by wyżalić się im i powiedzieć o sytuacji, która niedawno miała miejsce, ale gdy próbowała w myślach odtworzyć możliwy przebieg rozmowy, uznała, że brzmi to beznadziejnie i nie jest absolutnie warte powiedzenia. Po dojściu do tego wniosku, wyszła na parter, po czym udała się do szkolnego ogrodu, gdzie przez dłuższy czas spacerowała pośród krzewów i niewielkich drzew, całkowicie tracąc poczucie czasu. Nagle naszła ją ogromna ochota na rysowanie, co zmusiło ją do powrócenia do swojego dormitorium, skąd wzięła kilka ołówków o różnych miękkościach rdzenia oraz swój kilkuletni szkicownik, w którym nadal było wiele pustych kartek. Po powrocie do ogrodu, naciągnęła na głowę kaptur bluzy, którą wyczyściła zaklęciem tuż po sprzątaniu skrzydła szpitalnego, oraz pozwoliła sobie popuścić wodzę wyobraźni.
Dopiero wówczas, gdy słońce schowało się za horyzont, a Cassandra ledwie była w stanie zobaczyć linie naszkicowane ołówkiem, podniosła się, schowała przybory do sporej kieszeni i trzymając w ręku blok, odwróciła się, z zamiarem powrotu do zamku. Ostatnie promienie światła słonecznego oświetliły kamienny murek oraz postać, o niego się opierającą. Ślizgonka spostrzegła mężczyznę, którego z całych sił postarała się zignorować, idąc przed siebie, jednocześnie patrząc pod swoje stopy, lecz zatrzymał ją swoją ręką.
– Panno Jonkins – zaczął, robiąc długą pauzę.
Cassandra stanęła, starając się nie przejmować jego dłonią, która nadal delikatnie obejmowała jej przedramię.
– Rozmawiałem z Kingsleyem. Faktycznie, wszystko wskazuje na to, że Potter przyczynił się do mojego uniewinnienia – dokończył, ostatecznie zupełnie zmieniając zdanie, jakie miał zamiar powiedzieć.
– To dobrze – burknęła, odwracając głowę.
Severus stanął przed kobietą i podniósł jej podbródek, zmuszając do tego, by spojrzała mu w oczy. Cassandra poczuła, jak coś ściska jej serce, które natychmiast zaczęło bić mocniej; mogłoby się wydawać, że jest to negatywne uczucie, jednak wcale tak nie było.
– Ślizgoni mają to do siebie, że są dumni i bardzo uparci, a niektóre słowa ciężko przechodzą im przez gardło – powiedział cicho, przypatrując się jej uważnie. – Jednak jeśli pojawi się wyjątek od tej reguły, to zazwyczaj takie słowo kierowane jest do innego Ślizgona. Przepraszam, panno Jonkins. – Kciukiem pogładził ją po szczęce, przez co mocno ścisnęła szkicownik, trzymany za plecami.
Kobieta z trudem oparła się pokusie wtulenia się w ciało ukochanego, nęcona niespodziewaną pieszczotliwością i delikatnością z jego strony.
– Nic się nie stało, panie profesorze – odparła. – Tylko po prostu... – głos ugrzązł jej w gardle.
Cassandra zacisnęła szczęki, nie dając po sobie poznać, że właśnie przechodzi chwilę słabości, a Severus opuścił dłoń, nadal ją obserwując.
– Nic się nie stało – powtórzyła. – Też nie powinnam mówić niektórych rzeczy.
– Za to zawsze mogę odjąć punkty – mruknął, a Cassandra parsknęła.
– Niech się pan wstrzyma do czasu naprawienia klepsydr, panie profesorze – odparła, lekko się uśmiechając.
– Zapewne tak zrobię – rzekł, ustępując jej drogi.
Ślizgonka skinęła głową nauczycielowi i powędrowała pozornie spokojnym tempem do pokoju wspólnego Slytherinu, mając wrażenie, że mężczyzna odprowadza ją wzrokiem, aż do klatki schodowej, przez co cały czas przygryzała swoją wargę w zestresowaniu.
– Oby tak było – odparła Cassandra, wiercąc się przez chwilę na ławce.
Do Wielkiej Sali właśnie weszła ostatnia grupka osób, odpowiedzialna za przeniesienie trzech rannych do szpitala.
– Chodźcie, szybko – szepnęła Scarlett, śledząc wzrokiem pozostałych w szkole uczniów. – Zaraz umrę z głodu.
Ochotnicy usiedli przy jednym stole, podobnym do tego, który znajdował się w sali podczas świąt, a na stole pojawiły się różne dania obiadowe. Tego dnia, wszyscy, czy to uczniowie czy nauczyciele, mieli ręce pełne pracy; uprzątnięto znaczną część parteru, usunięto przeszkody, jakie mogli napotkać ochotnicy, przenoszący rannych do skrzydła szpitalnego. Sporym problemem okazały się jednak kamienne rzeźby rycerzy, które w przeciwieństwie do zwykłych, metalowych zbroi, nie reagowały na żadne zaklęcia naprawiające.
– Cassandro – odezwała się po pewnym czasie Anwey.
– Słucham?
– Rozumiem, że jesteś głodna, ale dlaczego aż tak się spieszysz?
– Po prostu chcę szybciej zejść do komnat Snape'a, wziąć obiad z kuchni i mu zanieść. Nie chcę, by się jeszcze podnosił.
– Słusznie, nawet nie powinien – potwierdziła.
Cassandra dokończyła przepyszną, smażoną rybę, porwała jeszcze kilka frytek, które włożyła do ust, po czym skinęła głową zajadającym się przyjaciółką i odeszła od stołu. Nie zdążyła zrobić kilku kroków, a poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu, nakazującą jej zatrzymanie. Cassandra spięła się nieco, lecz odwróciła w stronę dotykającej ją osoby, którą okazał się być Kinglsey.
– Ach, to pan – mruknęła.
– Słyszałem, że uratowałaś Severusa.
– No... Tak jakby.
– Wspaniała robota. – Posłał jej uśmiech. – Gdzie teraz jest?
– W swoich kwaterach, odpoczywa – odparła. – Był ciężko ranny – dodała, mając nadzieję, że wyperswaduje aurorowi chęć odwiedzin nauczyciela.
– Zdaję sobie z tego sprawę, ale naprawdę muszę z nim pomówić. Otrzymaliśmy informacje od Harry'ego...
– Kto otrzymał? – spytała nagle, ściągając brwi.
– Biuro Aurorów i całe Ministerstwo Magii. Oczyszczono go z wszelkich zarzutów, ale nadal jestem zobowiązany odbyć z nim rozmowę, a Minerwa poinformowała mnie, że tylko ty możesz mi to uniemożliwić.
– Rozumiem – odparła. – A jak długo będzie pan w szkole?
– Do godziny ósmej wieczorem. – Spojrzał na zegar.
– Postaram przygotować profesora psychicznie na spotkanie z panem o godzinie siódmej. Może być?
– Oczywiście.
Cassandra uśmiechnęła się do Kingsleya, po czym bez chwili zwłoki ruszyła do wyjścia z Wielkiej Sali, od razu kierując się do lochów. W podziemiach nie skręciła jednak w lewo, by udać się do komnat Snape'a; miast tego najpierw odwiedziła kuchnię, skąd zabrała sporą porcję obiadową, składającą się z apetycznie wyglądającej, mięsnej zapiekanki z jajkiem.
Po paru minutach weszła do gabinetu, pociągnęła za pochodnię i ostrożnie, unosząc talerz nieco ponad swoją głowę, by lepiej widzieć pogrążone w półmroku kamienne schody. Gdy jej noga znalazła się w środku pomieszczenia, od razu w oczy rzuciły jej się uchylone drzwi sypialni, które, była niemalże pewna, zamykała. Stanęła na chwilę, marszcząc brwi, starając sobie przypomnieć, czy aby czegoś nie przeoczyła. Doszedłszy do wniosku, że nie jest to raczej objaw jakiegoś przewrażliwienia, a upartego charakteru Severusa, który mógł próbować wstać o własnych siłach, postawiła talerz z obiadem na hebanowym, wiktoriańskim stole i podeszła powolnym, cichym krokiem do drzwi sypialni. Ślizgonka zajrzała przez szczelinę w wejściu, lecz panujący wewnątrz mrok nie pozwalał na wypatrzenie czegokolwiek poza zarysem mebli. Dziewczyna pchnęła lekko drzwi, zrobiła niepewny krok naprzód i nagle poczuła opaskę na swoich oczach i silny chwyt, oplatający okolice jej brzucha, by zaraz po tym z ogromną mocą pociągnąć ją do tyłu.
– Jonkins, dla twojego własnego dobra, nie wierć mi się – usłyszała Severusa, tuż obok swojego ucha.
– Salazarze, co pan robi?! – krzyknęła, gdy zorientowała się, że ciągnie ją w stronę wyjścia.
– Chcę ci wymazać pamięć – odparł, jakby mówił o dzisiejszym śniadaniu.
– Co pan chce?! – Szarpnęła się, zapierając nogami o fotel, który mijali. – Nie może pan!
– Uwierz mi, że wcale nie chcę – odrzekł i pociągnął wolną ręką za pochodnię.
Kobieta zdołała chwycić się krańca ściany.
– Dziewczyno, nie rozumiesz? – warknął. – Jestem śmierciożercą, będą mnie ścigać, a każda minuta spędzona w tym miejscu, znacznie umożliwia moje złapanie. Dlaczego ci tak zależy na kilku wspomnieniach?
– To pan nie rozumie. – Pociągnęła go krok naprzód. – Potter obejrzał te wspomnienia i nie zachował ich dla siebie, jest pan uniewinniony!
Severus szarpnął dziewczynę, przyparł ją do ściany i uniósł jej podbródek różdżką.
– To nie w jego stylu – odparł, dysząc.
– Ale tak się stało – rzekła z naciskiem. – Nie jest pan traktowany już jako sługus Voldemorta...
Syknął ostrzegawczo, zapewne z przyzwyczajenia, jednocześnie ściskając w dłoni swoją różdżkę.
– Jego już nie ma, do jasnej cholery! – krzyknęła, szczerze obawiając się tego, że jest zdana na jego łaskę.
– Ostatnim razem też tak było – mruknął, a ona miała wrażenie, że nieco poluzował uścisk. – Od kogo o tym wiesz?
– Kingsley jest na górze i chce się z panem rozmówić, w normalnej, pokojowej konwersacji. Przyszłam bo, po pierwsze przyniosłam obiad, a po drugie chciałam panu powiedzieć, że powiedziałam mu, iż może z panem porozmawiać gdzieś o siódmej.
– Jakim prawem rozporządzasz moim czasem?
– Nie zakładałam, że rzuci się pan na mnie z groźbą wymazania pamięci. Zresztą, w ogóle spodziewałam się, że będzie pan odpoczywał, jak każdy, normalny człowiek, który w ostatnim czasie był ranny!
Severus puścił Cassandrę, a ta natychmiast zdjęła opaskę z oczu. Mężczyzna stał, wpatrzony w rozeźloną uczennicę, dysząc ciężko.
– Masz mi coś do powiedzenia? – spytał, mierząc ją spojrzeniem.
– Mam, ale zachowam to dla siebie, panie profesorze – odparła i podreptała oburzona w stronę fotela, na którym usiadła.
Popatrzyła na niego, będąc nadal zła, ale jednocześnie żałowała, że w to zdanie włożyła tyle jadu. Severus powoli odwrócił się i usiadł naprzeciw niej, z zamiarem spożycia posiłku. Cassandra wiedziała, że jest to jedno z dań, po które nauczyciel chętnie sięga, ale postanowiła sobie w duchu, że do końca dnia będzie odzywać się do Snape'a tylko wtedy, gdy nie będzie miała innego wyjścia.
– Pójdę do Kingsleya – oznajmił po dłuższej chwili ciszy.
Cassandra skinęła głową i odwróciła od niego spojrzenie. Severus początkowo czerpał z tego satysfakcje, ale jego druga, nieco łagodniejsza osobowość, bardzo rzadko ujawniająca się w szkole czy też gdziekolwiek indziej, podpowiadała, iż postąpił źle i powinien poważnie rozważyć opcje przeprosin.
"Też mi coś" – pomyślał, prychając w myślach, jednak natychmiast poczuł się źle sam ze sobą. "Uratowała mi życie, a wcale nie musiała. Nie miała nawet podstaw, by to robić"
– Idę do... na górę – powiedziała i opuściła pomieszczenie, zostawiając mężczyznę samego ze swoimi myślami.
Początkowo Cassandra chciała udać się do przyjaciółek, by wyżalić się im i powiedzieć o sytuacji, która niedawno miała miejsce, ale gdy próbowała w myślach odtworzyć możliwy przebieg rozmowy, uznała, że brzmi to beznadziejnie i nie jest absolutnie warte powiedzenia. Po dojściu do tego wniosku, wyszła na parter, po czym udała się do szkolnego ogrodu, gdzie przez dłuższy czas spacerowała pośród krzewów i niewielkich drzew, całkowicie tracąc poczucie czasu. Nagle naszła ją ogromna ochota na rysowanie, co zmusiło ją do powrócenia do swojego dormitorium, skąd wzięła kilka ołówków o różnych miękkościach rdzenia oraz swój kilkuletni szkicownik, w którym nadal było wiele pustych kartek. Po powrocie do ogrodu, naciągnęła na głowę kaptur bluzy, którą wyczyściła zaklęciem tuż po sprzątaniu skrzydła szpitalnego, oraz pozwoliła sobie popuścić wodzę wyobraźni.
Dopiero wówczas, gdy słońce schowało się za horyzont, a Cassandra ledwie była w stanie zobaczyć linie naszkicowane ołówkiem, podniosła się, schowała przybory do sporej kieszeni i trzymając w ręku blok, odwróciła się, z zamiarem powrotu do zamku. Ostatnie promienie światła słonecznego oświetliły kamienny murek oraz postać, o niego się opierającą. Ślizgonka spostrzegła mężczyznę, którego z całych sił postarała się zignorować, idąc przed siebie, jednocześnie patrząc pod swoje stopy, lecz zatrzymał ją swoją ręką.
– Panno Jonkins – zaczął, robiąc długą pauzę.
Cassandra stanęła, starając się nie przejmować jego dłonią, która nadal delikatnie obejmowała jej przedramię.
– Rozmawiałem z Kingsleyem. Faktycznie, wszystko wskazuje na to, że Potter przyczynił się do mojego uniewinnienia – dokończył, ostatecznie zupełnie zmieniając zdanie, jakie miał zamiar powiedzieć.
– To dobrze – burknęła, odwracając głowę.
Severus stanął przed kobietą i podniósł jej podbródek, zmuszając do tego, by spojrzała mu w oczy. Cassandra poczuła, jak coś ściska jej serce, które natychmiast zaczęło bić mocniej; mogłoby się wydawać, że jest to negatywne uczucie, jednak wcale tak nie było.
– Ślizgoni mają to do siebie, że są dumni i bardzo uparci, a niektóre słowa ciężko przechodzą im przez gardło – powiedział cicho, przypatrując się jej uważnie. – Jednak jeśli pojawi się wyjątek od tej reguły, to zazwyczaj takie słowo kierowane jest do innego Ślizgona. Przepraszam, panno Jonkins. – Kciukiem pogładził ją po szczęce, przez co mocno ścisnęła szkicownik, trzymany za plecami.
Kobieta z trudem oparła się pokusie wtulenia się w ciało ukochanego, nęcona niespodziewaną pieszczotliwością i delikatnością z jego strony.
– Nic się nie stało, panie profesorze – odparła. – Tylko po prostu... – głos ugrzązł jej w gardle.
Cassandra zacisnęła szczęki, nie dając po sobie poznać, że właśnie przechodzi chwilę słabości, a Severus opuścił dłoń, nadal ją obserwując.
– Nic się nie stało – powtórzyła. – Też nie powinnam mówić niektórych rzeczy.
– Za to zawsze mogę odjąć punkty – mruknął, a Cassandra parsknęła.
– Niech się pan wstrzyma do czasu naprawienia klepsydr, panie profesorze – odparła, lekko się uśmiechając.
– Zapewne tak zrobię – rzekł, ustępując jej drogi.
Ślizgonka skinęła głową nauczycielowi i powędrowała pozornie spokojnym tempem do pokoju wspólnego Slytherinu, mając wrażenie, że mężczyzna odprowadza ją wzrokiem, aż do klatki schodowej, przez co cały czas przygryzała swoją wargę w zestresowaniu.
Wincej kobieto, wincej. Ja tu czekam na dzikie romanse :O
OdpowiedzUsuńNie śmiej się tak. W kolejnym rozdziale chcę być głosem Cass, który mówi "no dalej, zrób to. Złap go za rękę. Tak, dobrze. Teraz przytul. Wyśmienicie! A teraz zbliż swoje usta do niego... taaak... NIE, CZEKAJ. CZEMU SIĘ ODSUWASZ? ZOSTAŃ TAM CHOLERNA DZIEWOJO"
OdpowiedzUsuńHaha, jeszcze żeby to tak łatwo działało ;/ xD ;d
OdpowiedzUsuń