Dziewczyna ze Slytherinu - 18.


18.

   Rano obudziła się z mocno bijącym sercem, mając świadomość tego, że wieczorem czeka ją spotkanie z Severusem. Nie była z tego powodu szczęśliwa, a wręcz przeciwnie – bardzo zestresowana. Słyszała kiedyś o tym, że patronus pod wpływem silnych emocji może zmienić swoją postać, tak jak to było w przypadku miłości Nimfadory do Remusa, ale nie przepuszczała, że tak stało się i w jej przypadku.
   Ślizgonka usiadła na łóżku, podpierając swoją pulsującą głowę.
   – Co tam, Cass? – odezwała się Anwey, zakładając buta na nogę.
   – Szkoda gadać – mruknęła Cassandra, czując nadchodzący ból głowy. 
   – Wyrzuć z siebie, to ci się polepszy – rzekła przyjaciółka, patrząc troskliwie na rówieśniczkę. – Chyba, że bardzo nie chcesz, to nie naciskam.
   – Chcę – odparła. – Trwa to już na tyle długo, że jestem tego pewna, przynajmniej jeśli chodzi o mnie, bo o drugiej stronie nie mam pojęcia. Jest tu Scarlett?
   – Jestem! – odezwała się blondynka, wchodząc do pokoju wspólnego.
   – Gdzie byłaś? – spytała wybita z tropu Cassandra.
   – W sowiarni. – Puściła jej oczko.
   – Chodź. – Poklepała miejsce na łóżku obok siebie. – Muszę wam o czymś powiedzieć.
Anwey odsunęła maksymalnie ciemnozieloną zasłonę, oddzielającą łóżka przyjaciółek, po czym położyła się na boku i wpatrzyła w Cassandrę, która usiadła po turecku i spuściła trochę swoją głowę, zastanawiając się od czego by tu zacząć.
   – Wiecie jak to było ze mną... na trzecim roku.
   Dziewczyny skinęły głowami potwierdzająco, nie przerywając nadchodzącego monologu młodej kobiety.
   – To jest ciężkie do opisania, co się w takiej chwili czuje. Bo wiecie, dla większości osób dom kojarzy się z taką bezpieczną przystanią, gdzie panuje wspaniała, rodzinna atmosfera, a nawet jeśli komuś się tak nie kojarzy, to źle, bo właśnie od tego to miejsce jest. Ale do czego zmierzam. Kiedy stało się to na naszym trzecim roku w Hogwarcie – Anwey i Scarlett doskonale wiedziały, co Cassandra ma na myśli – i zaczęłam spędzać każdy dzień właśnie tutaj, to miałam okazje do przechadzania się po zamku, po błoniach i tak dalej... A że mieszkamy w lochach, to bardzo często, gdy wychodziłam z dormitorium, napotykałam się na naszego opiekuna, profesora Snape'a. – Cassandra podniosła głowę, patrząc najprawdopodobniej na niskie, kamienne sklepienie koloru grafitu, a Anwey i Scarlett wymieniły ze sobą szybkie, lecz radosne spojrzenia. – I wtedy wiele myślałam. Po całej nocy spędzonej na zewnątrz, w miejscach, których zbytnio nie kojarzyłam, w oczekiwaniu na pomoc z Hogwartu, na ratunek przybył właśnie on. Wiadomo, zapewne został wysłany przez dyrektora, bo do niego zresztą adresowałam list, ale chodzi o tę całą symbolikę. Od tamtej pory, kiedy tylko spojrzałam temu facetowi w oczy, widziałam osobę, która nie jest obojętna na ludzkie krzywdy, a to dlatego, że sama została skrzywdzona. Początkowo to były tylko domysły, ale później wszystko się potwierdzało. Zauważyłam też, że tą całą swoją cynicznością, która, dobra, przyznaję, często wychodzi poza skalę, w której można ją znosić, stara się zasłonić swoje oblicze czy może raczej specjalnie odpycha osoby, by te nie mogły się do niego zbliżyć i ponownie go skrzywdzić.
   Cassandra złapała oddech, a Scarlett przekrzywiła głowę, słuchając bardzo trafnego wywodu swojej przyjaciółki.
   – I tak się złożyło, że mniej więcej na czwartym, piątym roku... – Pokiwała ręką na boki, sygnalizując swoją niepewność. – Uświadomiłam sobie, otwarcie przyznałam w duchu, że jestem w nim bardzo, ale to bardzo zakochana.
   Dziewczyny ucieszyły się jak typowe nastolatki, rozmawiające o swoich miłościach. Cassandra nie mogła powstrzymać uśmiechu, widząc ich reakcje.
   – Teraz, kiedy już jesteśmy prawie pełnoletnie, sprawa wygląda inaczej. Chciałam też się trochę sprawdzić, czy to nie jest jakaś przelotna fascynacja, ale minęło tyle lat i jestem już na sto procent pewna. Poza tym, wiecie jaki kształt ma mój patronus?
   – Łani – odparła Anwey, podnosząc się na łokciu.
   – Profesor Snape ma identyczny.
   Scarlett wydała z siebie nieme "wow", a Anwey wyszczerzyła się do Cassandry.
   – A skąd wiem? A stąd, że wczoraj zapomniałam różdżki od niego z komnat, a byłam po kąpieli, więc chciałam sobie wysuszyć włosy i chcąc nie chcąc poszłam do niego, a on mnie jakoś tak... sama nie wiem, pozbawił mnie myślenia – jęknęła, a przyjaciółki zachichotały. – I poprosił mnie o wyczarowanie patronusa.
   W tym momencie dziewczyny wytrzeszczyły oczy.
   – O Salazarze – mruknęła Scarlett, dogłębnie przejęta. – I domyślił się o co chodzi?
   – Nie wiem, ale pewnie tak, bo chce, żebym przyszła do niego dziś wieczorem. – Cassandra ukryła twarz w dłoniach i ponownie jęknęła.
   – A w jaki sposób to mówił? – spytała Anwey. – Uśmiechnął się? Był poważny?
   – No właśnie chodzi o to, że miał taki swój typowy wyraz twarzy, trudny do rozczytania. Gdyby się uśmiechnął, to bym się raczej nie martwiła, ale jego postawa nie wyrażała absolutnie nic, no i teraz żyje w niepewności, co może się stać tego wieczoru.
   – Boisz się? – zapytała Scarlett, przygryzając wargę.
   – Bardzo. – Cassandra runęła na bok i przyciągnęła swoje kolana pod brodę.
   – Może specjalnie cię trzyma w niepewności – powiedziała po chwili Anwey, wyraźnie zastanawiając się nad swoimi słowami.
   – I właśnie przez to się boję.
   – Daj spokój! W końcu jesteś Ślizgonką, a my nie dajemy się tak łatwo pokonać.
   – On też jest Ślizgonem – mruknęła posępnie – i to bardziej doświadczonym i przebieglejszym.
   – Z tym akurat nie można się nie zgodzić – skomentowała Anwey. – Raczej nic nie wymyślimy, po prostu bądź dobrej myśli, a wieczorem wszystko się wyjaśni. Nie bój się, bądź pewna swoich uczuć.
   – Właśnie, zajmiemy się naprawianiem kolejnej części zamku, to przestaniesz się tak przejmować – dodała Scarlett.
   – Oby.
   – To jak? Idziemy na śniadanie? – zaproponowała Scarlett.
   Po kilku minutach przyjaciółki wyszły z dormitorium i natychmiast skierowały się do Wielkiej Sali. Po drodze rozmawiały o tym, jakie dzisiaj dostaną zadanie oraz ile zostało im pracy. Ku ich zdumieniu, po kilkuminutowej, wspólnej burzy mózgów, doszły do wniosku, iż została im Wieża Astronomiczna, cieplarnie, dziedziniec oraz dwa mosty prowadzący do zamku, z czego jeden został prawie doszczętnie zniszczony.
   – Najwięcej problemu będzie z przejściem na boisko quidditcha. Po co je wysadzali?
   – Żeby śmierciożercy nie przeszli dookoła zamku – odparła Scarlett.
   – Oj tam, było mnie zawołać. – Machnęła ręką ostentacyjnie.
   Cassandra parsknęła.
   – Tylko jak my to odbudujemy? Zaklęcia naprawiające mają pewien zasięg, a resztki tego mostu są albo całkowicie zniszczone albo spadły bardzo nisko – powiedziała Scarlett.
   – A może by tak zlecieć tam na miotłach? – zaproponowała Cassandra.
   – O! – zawołała Anwey. – Super pomysł.
   – Mam jeszcze inny, ale powiem wam dopiero wtedy, gdy zostanie on przyjęty – stwierdziła, wchodząc do Wielkiej Sali, by natychmiast udać się do profesor McGonagall.
   – Dzień dobry. – Skinęła głową nauczycielom, a oni odpowiedzieli jej tym samym. – Pani profesor – zwróciła się do Minerwy.
   – Tak, panno Jonkins?
   – Mogłabym panią na słówko? – spytała, nachylając się do ucha czarownicy.
   Starsza kobieta wstała i odeszła z Cassandrą parę kroków od stołu.
   – No, o co chodzi?
   – Dzisiaj, po drodze do Wielkiej Sali, przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Te zniszczone posągi, które będziemy musieli usunąć zostawią po sobie piedestały, poza tym bez nich w ogóle będzie jakoś smutno i pusto, dlatego też, pani profesor, wiem co na to poradzić.
   – Zamieniam się w słuch.
   – Można by zrobić następne, z chociażby gliny, potem je wypalić, tak jak mugole robią z cegłami, postawić na piedestale i powiększyć.
   Minerwa zamyśliła się, o czym świadczyły jej ściągnięte wargi i zmarszczone czoło.
   – To, panno Jonkins, naprawdę może się udać. Muszę się tylko naradzić z profesorem Flitwickiem, ponieważ później te figury trzeba będzie odpowiednio zabezpieczyć różnymi zaklęciami.
   – Zatem mam zielone światło? – spytała.
   – Jak najbardziej.
   – Tylko problem w tym, że nie wiem skąd miałabym wziąć taką glinę.
   – Myślę, że najszybciej czymś takim zajmie się Hagrid.
   – Dziękuję, pani profesor. – Cassandra skłoniła się lekko.
   – Proszę bardzo. – Posłała uczennicy szczery uśmiech.
   Ślizgonka pobiegła do swoich przyjaciółek i opowiedziała im o rozmowie z nauczycielką.
   – Wspaniale, a skąd weźmiesz narzędzia? – spytała Anwey.
   – Kurczę, o tym nie pomyślałam.
   – Może Filch będzie coś takiego miał – mruknęła Scarlett. – On ma tam masę rzeczy, wierzcie mi.
   Po skończonym śniadaniu dziewczyny wstały od stołu i ruszyły ku wyjściu.
   – Więc jak, rozdzielamy się? – zapytała Scarlett.
   – Czemu? – zdziwiła się Cassandra.
   – Pomysł z posągami jest twój, ja ci nie pomogę, bo nie mam zdolności plastycznych.
   – Ani ja. – Anwey wzruszyła ramionami. – Pójdziemy na Wieżę Astronomiczną i coś tam zwojujemy, a ty postaraj się zająć tym.
   – Dacie sobie radę?
   – Ależ oczywiście. Do zobaczenia wieczorkiem!
   Przyjaciółki pomachały sobie na pożegnanie i odeszły w swoje strony. Cassandra natychmiast przyspieszyła kroku, przechodząc do lekkiego truchtu i skierowała się do chatki Hagrida. W połowie drogi do jego domku usłyszała jego głos, dochodzący gdzieś ze skraju Zakazanego Lasu. Natychmiast obrała inny kierunek i zwolniła, by nieco odsapnąć.
   – Cześć, Hagridzie! – zawołała do niego z daleka.
   – O, Cassandra. – Pomachał jej, a ona zobaczyła, że taszczy wielki kosz z surowym mięsem.
   – Na co to? – spytała, gdy tylko znalazła się niedaleko.
   – Dla testrali. Mówię ci, dużo jedzą.
   – A wcale po nich nie widać – skomentowała, a półolbrzym rzucił kilka porcji w głąb lasu, gdzie zaczęło zbierać się stado kościstych koni. – Hagridzie przyszłam, bo mam do ciebie prośbę.
   – A jaką to? – spytał. – Cholibka! Podzielta się, nie jeden drugiemu wyrywa. – Rozdzielił dwa testrale, walczące o ten sam kawałek mięsa, mimo że obok znajdowało się kilka kolejnych. – Cassandro, weź dwie takie pulsujące roślinki z tego kosza.
   Ślizgonka pochyliła się i z lekkim obrzydzeniem odgarnęła surowe, krwiste mięso.
   – Ojej, a co to? – spytała, po czym podreptała do Hagrida.
   – Daj obu po jednej do pyska – polecił, a dziewczyna wykonała polecenie. – To rośliny Cordalis, testrale je uwielbiają.
   – Wyglądają jak serca – mruknęła Cassandra, obserwując konie i poklepując je po kościstej szyi.
   – Na szczęście to tylko roślinka.
   – Nigdy takiej nie widziałam.
   – Nic dziwnego, cholibka. Rosną głęboko w Zakazanym Lesie, ale ostatnio udało mi się je przesadzić i zrobiłem małą plantację.
   – Zapewne testrale są wniebowzięte – mruknęła Cassandra, oglądając bok stworzenia. – Bardzo dobrze się nimi opiekujesz, zresztą jak każdymi zwierzętami.
   Hagrid wyprostował się dumnie.
   – Bardzo dziękuję. Ale, cholibka, o jakiej prośbie przedtem mówiłaś?
   – Właśnie! – Pstryknęła palcami. – Potrzeba mi gliny i to całkiem sporo, a nie wiem skąd ją wziąć.
   – Masz spore szczęście – mruknął Hagrid, kiwając do niej dłonią, by za nim podążyła.
   Cassandra co chwilę przyspieszała, by nadążyć za wielkimi krokami gajowego.
   – Może ze dwie godziny minęły – zaczął.
   – Od czego?
   – Odkąd właśnie przyniosłem glinę. Ci paskudni śmierciożercy ponownie chcieli podpalić moją chatę, ale na szczęście im się nie udało. Co wcale nie oznacza, że nie ucierpiała – dokończył i wskazał jej świeżo załatane otwory w ścianie od strony błoni zamku.
   – Jesteś pewien, że nie będzie ci już potrzebna?
   – Na pewno nie – potwierdził i podsunął jej sporych rozmiarów pleciony kosz, wypełniony po brzegi gliną. – Tylko chciałbym wiedzieć, co takiego z nią zrobisz.
   – Będę lepić posągi rycerzy, bo te, które wzięły udział w walce, zostały zniszczone i żadne zaklęcia na nie nie działają. Potem się je wypali, tak jak cegły, powiększy i gotowe.
   – Kiedy już skończysz muszę pójść do zamku i je zobaczyć.
   – Bardzo mnie to ucieszy. – Uśmiechnęła się szczerze, zmniejszyła kosz do takich rozmiarów, by mieścił jej się w ramionach i ruszyła w stronę zamku.

Komentarze

  1. Super :D Kurczę ty to tyle pododajesz że czasem się zastanawiam czy to jest to samo opowiadanie xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Teraz to tak jakbym pisała od nowa, ale kieruje się mniej więcej tymi samymi założeniami :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy chcesz przypomnieć sobie opko sprzed miesiąc i dup. wszystko pozmieniane XD
    Nie no, jest super, nie żeby coś ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Aaaaaaaaaa, nie mogę się doczekać tego, co czeka ją w komnatach Severusa, choć to pewnie tylko moje brudne myśli >.>

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz