Pośród Śmierciożerców - 3.

3.

   Odwrócili się i bez słowa przeszli przez drzwi, które znajdowały się nieopodal kominka. Silny eliksir uspokajający przestał działać, a fala paraliżującego strachu uderzyła w nią, niczym morze rozbijające się o skały. Ciągnęli ją za sobą nie spiesząc się, przez co mogła „nacieszyć się” widokiem ozdób znajdujących się w domostwie.
   Przechodzili właśnie przez wąski korytarz, wyłożony nieskazitelnie białą boazerią, gdy z przejścia po lewej stronie, prowadzącego na piętro domu, ujrzała platynowłosego chłopca. Zerknął na nią, przestraszony. Miał lekko podkrążone oczy, a włosy nienaturalnie zmierzwione; wyglądały, jakby szarpał je dłońmi.
   Pierwszy raz widziała go takiego, pomimo tego, że widywała go bardzo dużo razy. Był jednym z jej dobrych znajomych, a teraz zrozumiała, że ta cała radość, te wszystkie oszczerstwa kierowane do innych były najzwyklejszą maską. Dracon musiał to robić. Musiał, ponieważ jego rodzice byli śmierciożercami od bardzo dawna.
   Usłyszała zza pleców szczęk zamka, a po chwili była wleczona w podziemia, więc straciła blondyna z oczu. Im niżej schodzili, tym robiło się zimniej i bardziej przytłaczająco, zupełnie, jak w lochach Hogwartu, z tą różnicą, że w Szkole Magii i Czarodziejstwa co parę metrów wisiały pochodnie.
   Zeszli na sam dół schodów i przeszli przez więzienną kratę.
   — Jesteśmy na miejscu — oznajmił krótkowłosy mężczyzna.
   Dziewczyna była pewna, że dwójka mężczyzn uśmiecha się złowieszczo. I miała rację.
Podciągnęli jej do ściany naprzeciw wejścia, po czym wyprostowali się. Katharina spuściła głowę i podciągnęła kolana do klatki piersiowej, zamykając przy tym oczy z całej siły.
   W tym czasie jeden ruszył ku wyjściu, jednak Yaxley zbliżył się do kobiety, łapiąc ją brutalnie za podbródek, by ta na niego spojrzała. Kiedy kobieta otworzyła oczy spostrzegła, jak silny mężczyzna, wobec którego była niemal bezbronna, się do niej zbliża. Nie spuszczając go z oczu ugryzła jego rękę i kopnęła w kolano, jednak nie odniosło to prawie żadnego skutku.
   — Ty szlamo! — wycedził i wymierzył jej siarczysty policzek, od którego upadła na podłogę.
  Yaxley spojrzał na swoje prawe przedramię, które teraz zdobiło odbicie zębów. Zauważył kropelki krwi sączące się z rany i wybuchła w nim wściekłość. Zacisnął zęby, po czym z furią w oczach kopnął powaloną w okolice brzucha.
   Dziewczyna zawyła i zgięła się w pół — nie pomogło nawet napięcie mięśni. Yaxley przymierzał się do następnego kopniaka, jednak jego kolega powstrzymał go, kładąc rękę na ramieniu.
   — Czego, Nott?! — Wyrwał się i spojrzał na niego morderczo.
   — Nie niszcz jej pięknego ciałka — Uśmiechnął się znacząco.
  Podszedł do dziewczyny i zaklęciem związał jej dłonie i nogi, a kolejnym założył czarną opaskę na oczy.
  — Może się jeszcze przydać — mruknął, kierując się w stronę wyjścia z lochu, za nim podążył Yaxley.

*

    Severus wpadł niczym burza do gabinetu dyrektora.
  — Severusie, czemu zawdzięczam zaszczyt twojej wizyty? — spytał staruszek w purpurowej szacie, siedzący za mahoniowym biurkiem.
   — Daruj sobie, Albusie. Nalej mi czegoś mocnego — Mistrz Eliksirów zasiadł w fotelu naprzeciw dyrektora.
   Dumbledore przywołał gestem trunek i kryształową szklankę. Nalał sporą ilość alkoholu swojemu gościowi, który opróżnił ją za jednym zamachem. Severus wstał i cisnął szklanką w przeciwległy róg gabinetu, roztrzaskując ją na drobny mak. Tu i ówdzie portrety byłych dyrektorów mruczały coś pomiędzy sobą, będąc dogłębnie oburzone.
   — Mają ją! Mają! — wrzasnął, chodząc z nerwów po gabinecie.
   — Severusie, siadaj i mów. O co i o kogo chodzi? — Albus przyglądał się młodszemu czarodziejowi, znad okularów-połówek.
   — Chodzi o Katharinę Koners, Ślizgonkę, która trzy lata temu ukończyła Hogwart — odpowiedział po chwili Severus, choć nadal krążył po pokoju. Dyrektor milczał, nie chcąc przerywać swemu rozmówcy. — Potrzebowałem kobiecej, a najlepiej dziewiczej krwi do pewnego czarnomagicznego eliksiru... I cholera jasna! Musieli złapać akurat ją — ostatnie zdanie wypowiedział z wyraźnym bólem w głosie. Podszedł do fotela i opadł na niego, ukrywając twarz w dłoniach. Albus podstawił mu kolejny kieliszek, który natychmiast opróżnił. — Widziała mnie. Ona. Ufała mi... Widziała we mnie kogoś więcej, niż jakiegoś cholernego dupka z lochów.
   — Nic nie możemy zrobić, Severusie.
  — Śmierciożercy mogą i pewnie będą ją krzywdzić, Dumbledore. Katharina może posłużyć jako forma nagrody, jeżeli wiesz o czym mówię...
   Severus patrzył na niebieskookiego, będąc na skraju załamania.
   — Nie zaryzykuję życia członków Zakonu, tylko po to, by ratować jedną dziewczynę.
  — Oczywiście. Ty i te twoje zasady — warknął, ponownie wstając, choć doskonale wiedział, że Albus ma rację. — „Dla większego dobra”.
  — Severusie, zabraniam ci podejmować jakichkolwiek działań w tej sprawie.
  — Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego jak ciężko jest patrzeć na dobrze znaną ci osobę, która cierpi, a ty nie możesz zrobić nic, jedynie się przyglądać?
— spytał po chwili, po czym ostro spojrzał na dyrektora i opuścił pomieszczenie.
  — Doskonale — odparł Albus, wpatrując się smutnym wzrokiem w blat swego biurka.

Komentarze