Pośród Śmierciożerców - 9.
9.
Kiedy
tylko znalazła się w środku, oparła się o ścianę, a
wspomnienia sprzed kilku minut powróciły, spychając ostatnią
część logicznego myślenia gdzieś bardzo daleko. Przysunęła
swoje kolana do klatki piersiowej i ukryła twarz w dłoniach. Łzy
ciągłym strumieniem wydostawały się z oczu, lecz nie zwracała na
to uwagi. Miała chwilę dla siebie, musiała ją wykorzystać.
Po kilku minutach zza okna usłyszała trzask aportacji, a następnie ciche kroki i szczęk zamka w drzwiach. Pospiesznie otarła łzy rękawem swojego płaszcza; chciała ukryć chwilę swej słabości, choć nie mogła powstrzymać drżenia ciała. Gardło Kathariny zaczęło palić od powstrzymywanego szlochu, a nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa, gdy tylko spróbowała wstać.
— Usiądź — polecił chłodny głos, patrząc, jak dziewczyna z trudnością utrzymuje równowagę.
Silne i dobrze zbudowane ramiona Severusa spowitego w nieśmiertelną czerń, oplotły Katharinę i uniosły, po czym z łatwością usadziły na kanapie. Nawet wtedy nie puścił jej, zamiast tego wtulił ją do siebie i odezwał się cichym, nieco łagodniejszym głosem.
— Spokojnie, już po wszystkim.
— Dlaczego im to sprawia przyjemność? To zadawanie tak okropnego bólu? — spytała słabym głosem, a łzy znów napłynęły do jej zielonych oczu.
Nie odpowiedział, a ona zorientowała się, że swoje pytania skierowała do jednego z najwierniejszych śmierciożerców.
— Ja... — Odsunęła się od niego, a on dostrzegł w jej oczach światełka strachu.
— Nie musisz się mnie obawiać — rzekł, wpatrując się w nią.
Katharina poczuła się pod tym spojrzeniem naga, zupełnie jakby był w stanie odgadywać i dokładnie interpretować jej myśli.
— Ja po prostu. To dla mnie za dużo. — Wsunęła dłoń we włosy i zacisnęła ją w pięść.
— Skróciłaś mu cierpienie. Postąpiłaś słusznie, a Czarny Pan nie będzie cię za to karać.
— Mówił coś o planach... co miał na myśli? — spytała, patrząc na niego z załzawionymi oczami.
— Wyznaczył trójkę osób, by podrzuciła jego ciało do Ministerstwa. Gdybyś pozwoliła innym na dalsze tortury, nikt by go nie rozpoznał. Zresztą, już jest to sporym wyzwaniem.
Nastała cisza, z której można było wyłowić jedynie urywany oddech uczennicy, która niepewnie oparła się o Mistrza Eliksirów. Severus spiął się, ale nie odsunął. Nie był przyzwyczajony do ludzkiego dotyku. Kojarzył mu się z bólem, który zadawał mu ojciec. Przywoływał na myśl wszystkie bolesne wspomnienia, choć musiał przyznać, że ten był nieco inny. Dawał dziwne uczucie, którego nie doświadczył do tej pory. Mógł nawet śmiało stwierdzić, że był przyjemny. Dziewczyna przestała się trząść dopiero po dłuższej chwili, a jedyną pozostałością po płaczu były cienkie strużki łez, biegnące wzdłuż policzka. Severus zaklął w myślach, gdy Katharina bezwiednie wtuliła się do niego mocniej, najwidoczniej w poszukiwaniu źródła ciepła. Ułożył się wygodniej i przeniósł swoją rękę na jej plecy, a głowę opuścił na oparcie kanapy.
Po kilku minutach zza okna usłyszała trzask aportacji, a następnie ciche kroki i szczęk zamka w drzwiach. Pospiesznie otarła łzy rękawem swojego płaszcza; chciała ukryć chwilę swej słabości, choć nie mogła powstrzymać drżenia ciała. Gardło Kathariny zaczęło palić od powstrzymywanego szlochu, a nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa, gdy tylko spróbowała wstać.
— Usiądź — polecił chłodny głos, patrząc, jak dziewczyna z trudnością utrzymuje równowagę.
Silne i dobrze zbudowane ramiona Severusa spowitego w nieśmiertelną czerń, oplotły Katharinę i uniosły, po czym z łatwością usadziły na kanapie. Nawet wtedy nie puścił jej, zamiast tego wtulił ją do siebie i odezwał się cichym, nieco łagodniejszym głosem.
— Spokojnie, już po wszystkim.
— Dlaczego im to sprawia przyjemność? To zadawanie tak okropnego bólu? — spytała słabym głosem, a łzy znów napłynęły do jej zielonych oczu.
Nie odpowiedział, a ona zorientowała się, że swoje pytania skierowała do jednego z najwierniejszych śmierciożerców.
— Ja... — Odsunęła się od niego, a on dostrzegł w jej oczach światełka strachu.
— Nie musisz się mnie obawiać — rzekł, wpatrując się w nią.
Katharina poczuła się pod tym spojrzeniem naga, zupełnie jakby był w stanie odgadywać i dokładnie interpretować jej myśli.
— Ja po prostu. To dla mnie za dużo. — Wsunęła dłoń we włosy i zacisnęła ją w pięść.
— Skróciłaś mu cierpienie. Postąpiłaś słusznie, a Czarny Pan nie będzie cię za to karać.
— Mówił coś o planach... co miał na myśli? — spytała, patrząc na niego z załzawionymi oczami.
— Wyznaczył trójkę osób, by podrzuciła jego ciało do Ministerstwa. Gdybyś pozwoliła innym na dalsze tortury, nikt by go nie rozpoznał. Zresztą, już jest to sporym wyzwaniem.
Nastała cisza, z której można było wyłowić jedynie urywany oddech uczennicy, która niepewnie oparła się o Mistrza Eliksirów. Severus spiął się, ale nie odsunął. Nie był przyzwyczajony do ludzkiego dotyku. Kojarzył mu się z bólem, który zadawał mu ojciec. Przywoływał na myśl wszystkie bolesne wspomnienia, choć musiał przyznać, że ten był nieco inny. Dawał dziwne uczucie, którego nie doświadczył do tej pory. Mógł nawet śmiało stwierdzić, że był przyjemny. Dziewczyna przestała się trząść dopiero po dłuższej chwili, a jedyną pozostałością po płaczu były cienkie strużki łez, biegnące wzdłuż policzka. Severus zaklął w myślach, gdy Katharina bezwiednie wtuliła się do niego mocniej, najwidoczniej w poszukiwaniu źródła ciepła. Ułożył się wygodniej i przeniósł swoją rękę na jej plecy, a głowę opuścił na oparcie kanapy.
— Nie
spodziewajcie się ujrzeć o tym artykułu w „Proroku Codziennym”.
Jestem przekonany, że Knot stłumi wszystko natychmiastowo.
— Sądzisz, Snape, że byłby na tyle głupi, żeby to zrobić? A co z ludźmi z Ministerstwa, którzy będą tego świadkami? — spytał Remus Lupin, mieszając zawartość swojej filiżanki okrężnymi ruchami.
— Nie sądzę, Lupin. Ja to wiem.
Nastała chwilowa cisza.
— Kontynuuj, Severusie — Dumbledore ponaglił gestem czarnowłosego.
— Co do Koners...
— Kogo? — spytał Syriusz, a Snape zacisnął szczęki.
— Nie przerywaj mu, Syriuszu. Opowiem ci później. Mów.
— Co do Koners, wstąpiła do śmierciożerców, sprawdza się bardzo dobrze, jako skrytobójca, ale gardzi torturami. Karkarowa poddano wielu czarnomagicznym zaklęciom i kiedy przyszedł czas na nią, po prostu go uśmierciła.
— Do czego zmierzasz, Severusie? — zapytał dyrektor, marszcząc brwi.
— Z czasem może zacząć stanowić zagrożenie dla nas. Trudno mi ją rozgryźć — mruknął Mistrz Eliksirów, chodząc po pokoju w Grimmauld Place. — Z jednej strony nie lubi — tak jak powiedziałem — tortur i zadawania bólu, ale co do Gryzeldy nie miała problemu. Przez inicjację przeszła gładko, pomimo tego, że nieco inaczej zinterpretowała Mowę...
— Nieco inaczej? — zainteresował się Albus.
— Powiedziała o smutku i braku akceptacji, dopiero po tym wspomniała o potędze. Większość zwolenników Czarnego Pana, dostrzegała tylko potęgę, lub obietnicę władzy... Albo jedno i drugie.
— Jak zareagował Voldemort? — spytał Dumbledore, a Severus skrzywił się nieco, słysząc imię swojego pana.
— Nakazał nam wyjść, ale dziewczyna wróciła bez szwanku. Podejrzewasz o co może chodzić? — Snape zatrzymał się i utkwił swe przenikliwe spojrzenie w niebieskich tęczówkach dyrektora.
Dumbledore siedział, oparty łokciami o blat starego stołu. Jego srebrzysta broda zdawała się emanować światłem, którego było tu nie za wiele.
— Mam co do tego pewną teorię, ale nie jest ona pewna. Czas pokaże, Severusie. Koniec zebrania.
Członkowie Zakonu Feniksa skinęli głowami, choć większość osób nawet nie ruszyła się z miejsca.
— Zostaniesz na obiedzie, Severusie? — zaproponowała Molly Weasley, podchodząc do czarnowłosego.
Kątem oka czarodziej dostrzegł Artura, zerkającego na niego z ukosa.
— Nie, Molly. Nigdy nie zostaję — odpowiedział chłodno.
— Cóż, zawsze warto spróbować. — Uśmiechnęła się ciepło i wyszła przez drzwi, prowadzące na piętro domu.
Severus wrócił do swojego domu, gdzie zastał siedzącą po turecku na fotelu Katharinę. Miała ściągnięte brwi i wzrok nieprzytomnie wbity w podłogę. Mistrz Eliksirów trafnie stwierdził, że bardzo intensywnie nad czymś myśli. Odesłał swój płaszcz zaklęciem na wieszak i zbliżył się do jej fotela. Spodziewał się, że będzie spała. W końcu była wycieńczona płaczem, który zdołał uspokoić zaledwie dwie godziny temu. No właśnie... On zdołał uspokoić rozryczaną dwudziestolatkę. Ach ta ironia, prawda?
— Dobry wieczór — mruknęła, podnosząc na niego wzrok.
Skinął głową i zasiadł naprzeciwko.
— Myślałem, że śpisz.
— Obudziłam się kiedy pan poszedł — odparła. — Coś mi pan uświadomił. Swoją drogą, muszę ciągle zwracać się per pan? Nawet Lucjusz, który jest od PANA starszy...
— To tak z przyzwyczajenia, ale tak, możesz to ominąć.
— Świetnie. — Wstała i zaczęła chodzić po pokoju.
Dopiero teraz zauważył, że trzyma talię kart, którą wykonywała różne, naprawdę widowiskowe triki. Przemieszczała je w powietrzu z jednej dłoni na drugą, po czym tworzyła wachlarz, składała i znów przenosiła. Przeniósł wzrok na jej twarz i ze zdziwieniem zauważył, że nie poświęcała najmniejszej uwagi temu, co robi. Wyglądało to zupełnie tak, jakby było zwykłym, naturalnym odruchem. Tak samo, jak wtedy, gdy siedziała na fotelu, miała zmarszczone brwi i tępe spojrzenie.
— Chodzi o to... — zaczęła, a jej wyraz twarzy nawet na sekundę nie uległ zmianie — że przemyślałam parę spraw. Igor był zdrajcą, nie powinnam była się rozklejać. Po prostu coś... coś mi przeszkodziło w zachowaniu zimnej krwi.
Nie odpowiedział, tylko przyglądał jej się uważnie. Ręce, które do tej pory pracowały, tasując karty, zatrzymały się w tym samym momencie co cała reszta jej ciała.
— Co trzeba zrobić, by wstąpić do Wewnętrznego Kręgu?
Jej pytanie totalnie zbiło go z tropu, lecz nie dał po sobie tego poznać. Zamiast tego przywołał na swoją twarz kpiący uśmieszek i z taką samą kpiną w głosie, przemówił:
— Chyba nie sądzisz, że wstąpisz do niego tuż po inicjacji?
— Nie. Pytam dla wiedzy.
— A do czego jest ci ona potrzebna?
Przechyliła głowę i uśmiechnęła się drwiąco.
— Do wstąpienia do Kręgu?
— Kiedy będziesz miała więcej doświadczenia będziesz mogła zapytać o to po raz drugi, a wtedy, jestem pewien, udzielę ci satysfakcjonującej odpowiedzi.
— Nie możesz powiedzieć teraz?
— Nie.
Nagle jedna karta eksplodowała, osmalając brwi dziewczyny. Katharina sapnęła i wyczyściła się skrajem swojego rękawa.
— Bo?
— Bo nie widzę w tym sensu — odparł, po czym parsknął.
— Chcę wiedzieć — upierała się.
— Och, ja też chcę dużo rzeczy.
Wstał i skierował się w stronę kuchni.
— Zrobiłam kolację, kiedy cię nie było. Strzyg spał, więc nie chciałam go budzić. Dobranoc — usłyszał jeszcze odgłos zamykanych drzwi, a chwilę potem nastała cisza.
Wzruszył ramionami i zajął się za jedzenie lekkiej zapiekanki i dodatku w postaci sałatki.
— Sądzisz, Snape, że byłby na tyle głupi, żeby to zrobić? A co z ludźmi z Ministerstwa, którzy będą tego świadkami? — spytał Remus Lupin, mieszając zawartość swojej filiżanki okrężnymi ruchami.
— Nie sądzę, Lupin. Ja to wiem.
Nastała chwilowa cisza.
— Kontynuuj, Severusie — Dumbledore ponaglił gestem czarnowłosego.
— Co do Koners...
— Kogo? — spytał Syriusz, a Snape zacisnął szczęki.
— Nie przerywaj mu, Syriuszu. Opowiem ci później. Mów.
— Co do Koners, wstąpiła do śmierciożerców, sprawdza się bardzo dobrze, jako skrytobójca, ale gardzi torturami. Karkarowa poddano wielu czarnomagicznym zaklęciom i kiedy przyszedł czas na nią, po prostu go uśmierciła.
— Do czego zmierzasz, Severusie? — zapytał dyrektor, marszcząc brwi.
— Z czasem może zacząć stanowić zagrożenie dla nas. Trudno mi ją rozgryźć — mruknął Mistrz Eliksirów, chodząc po pokoju w Grimmauld Place. — Z jednej strony nie lubi — tak jak powiedziałem — tortur i zadawania bólu, ale co do Gryzeldy nie miała problemu. Przez inicjację przeszła gładko, pomimo tego, że nieco inaczej zinterpretowała Mowę...
— Nieco inaczej? — zainteresował się Albus.
— Powiedziała o smutku i braku akceptacji, dopiero po tym wspomniała o potędze. Większość zwolenników Czarnego Pana, dostrzegała tylko potęgę, lub obietnicę władzy... Albo jedno i drugie.
— Jak zareagował Voldemort? — spytał Dumbledore, a Severus skrzywił się nieco, słysząc imię swojego pana.
— Nakazał nam wyjść, ale dziewczyna wróciła bez szwanku. Podejrzewasz o co może chodzić? — Snape zatrzymał się i utkwił swe przenikliwe spojrzenie w niebieskich tęczówkach dyrektora.
Dumbledore siedział, oparty łokciami o blat starego stołu. Jego srebrzysta broda zdawała się emanować światłem, którego było tu nie za wiele.
— Mam co do tego pewną teorię, ale nie jest ona pewna. Czas pokaże, Severusie. Koniec zebrania.
Członkowie Zakonu Feniksa skinęli głowami, choć większość osób nawet nie ruszyła się z miejsca.
— Zostaniesz na obiedzie, Severusie? — zaproponowała Molly Weasley, podchodząc do czarnowłosego.
Kątem oka czarodziej dostrzegł Artura, zerkającego na niego z ukosa.
— Nie, Molly. Nigdy nie zostaję — odpowiedział chłodno.
— Cóż, zawsze warto spróbować. — Uśmiechnęła się ciepło i wyszła przez drzwi, prowadzące na piętro domu.
Severus wrócił do swojego domu, gdzie zastał siedzącą po turecku na fotelu Katharinę. Miała ściągnięte brwi i wzrok nieprzytomnie wbity w podłogę. Mistrz Eliksirów trafnie stwierdził, że bardzo intensywnie nad czymś myśli. Odesłał swój płaszcz zaklęciem na wieszak i zbliżył się do jej fotela. Spodziewał się, że będzie spała. W końcu była wycieńczona płaczem, który zdołał uspokoić zaledwie dwie godziny temu. No właśnie... On zdołał uspokoić rozryczaną dwudziestolatkę. Ach ta ironia, prawda?
— Dobry wieczór — mruknęła, podnosząc na niego wzrok.
Skinął głową i zasiadł naprzeciwko.
— Myślałem, że śpisz.
— Obudziłam się kiedy pan poszedł — odparła. — Coś mi pan uświadomił. Swoją drogą, muszę ciągle zwracać się per pan? Nawet Lucjusz, który jest od PANA starszy...
— To tak z przyzwyczajenia, ale tak, możesz to ominąć.
— Świetnie. — Wstała i zaczęła chodzić po pokoju.
Dopiero teraz zauważył, że trzyma talię kart, którą wykonywała różne, naprawdę widowiskowe triki. Przemieszczała je w powietrzu z jednej dłoni na drugą, po czym tworzyła wachlarz, składała i znów przenosiła. Przeniósł wzrok na jej twarz i ze zdziwieniem zauważył, że nie poświęcała najmniejszej uwagi temu, co robi. Wyglądało to zupełnie tak, jakby było zwykłym, naturalnym odruchem. Tak samo, jak wtedy, gdy siedziała na fotelu, miała zmarszczone brwi i tępe spojrzenie.
— Chodzi o to... — zaczęła, a jej wyraz twarzy nawet na sekundę nie uległ zmianie — że przemyślałam parę spraw. Igor był zdrajcą, nie powinnam była się rozklejać. Po prostu coś... coś mi przeszkodziło w zachowaniu zimnej krwi.
Nie odpowiedział, tylko przyglądał jej się uważnie. Ręce, które do tej pory pracowały, tasując karty, zatrzymały się w tym samym momencie co cała reszta jej ciała.
— Co trzeba zrobić, by wstąpić do Wewnętrznego Kręgu?
Jej pytanie totalnie zbiło go z tropu, lecz nie dał po sobie tego poznać. Zamiast tego przywołał na swoją twarz kpiący uśmieszek i z taką samą kpiną w głosie, przemówił:
— Chyba nie sądzisz, że wstąpisz do niego tuż po inicjacji?
— Nie. Pytam dla wiedzy.
— A do czego jest ci ona potrzebna?
Przechyliła głowę i uśmiechnęła się drwiąco.
— Do wstąpienia do Kręgu?
— Kiedy będziesz miała więcej doświadczenia będziesz mogła zapytać o to po raz drugi, a wtedy, jestem pewien, udzielę ci satysfakcjonującej odpowiedzi.
— Nie możesz powiedzieć teraz?
— Nie.
Nagle jedna karta eksplodowała, osmalając brwi dziewczyny. Katharina sapnęła i wyczyściła się skrajem swojego rękawa.
— Bo?
— Bo nie widzę w tym sensu — odparł, po czym parsknął.
— Chcę wiedzieć — upierała się.
— Och, ja też chcę dużo rzeczy.
Wstał i skierował się w stronę kuchni.
— Zrobiłam kolację, kiedy cię nie było. Strzyg spał, więc nie chciałam go budzić. Dobranoc — usłyszał jeszcze odgłos zamykanych drzwi, a chwilę potem nastała cisza.
Wzruszył ramionami i zajął się za jedzenie lekkiej zapiekanki i dodatku w postaci sałatki.
*
Dni mijały naprawdę szybko. Spotkania śmierciożerców
odbywały się rzadko, natomiast Zakonu Feniksa — coraz częściej.
Na zebraniach udzielał się głównie Yaxley lub Macnair, gdyż ta
dwójka pełniła rolę szpiegów w Ministerstwie Magii.
Śmierciożercy pozostawali w ukryciu, zbierając informacje i
czekając cierpliwie na polecenia, lub też od czasu do czasu udający
się do zagranicznych mugolskich wiosek, w celu — jak to określał
Czarny Pan — podnoszenia reputacji. Jedynymi osobami, które
nie czekały jedynie na polecenia Voldemorta był Severus i
Katharina. Severus zdawał mniej więcej co cztery dni raporty z
posunięć śmierciożerców, a Katharina układała sobie swój
własny plan działania. Na razie jej głównym celem było
wstąpienie do Wewnętrznego Kręgu, po to by być obecną na
wszystkich zebraniach u Czarnego Pana. Do Wewnętrznego Kręgu
należeli: Severus, który jeżeli go zapytała o wieści z owego
kręgu, nic nie mówił, gdyż twierdził, że nie jest to jej
interes i tylko niektórzy mogą o tym słyszeć; Lucjusz, którego
nawet nie pytała, choć miała na to wiele okazji, zwłaszcza od
września, gdy przeniosła się do Malfoyów; Bellatriks, uwięziona
w Azkabanie wraz z Rudolfusem i Rabastanem Lestrange; Rookwood, od
1981 siedzący w więzieniu; Travers, a także Dołohow.
— Dzień dobry, Narcyzo — przywitała się Katharina, schodząc do kuchni.
— Dzień dobry — odpowiedziała blondynka, rozglądając się za czymś. — Nie widziałaś tego cholernego skrzata?
— Wydaje mi się, że poszedł do Czarnego Pana — oznajmiła po chwilowym zastanowieniu. — Potrzebujesz czegoś? Mogę pomóc.
Narcyza zmarszczyła brwi i przyjrzała się młodszej kobiecie.
— To robota dla skrzata. Jego zapchlony obowiązek.
— Nie mam obecnie zajęcia — mruknęła, wzruszając ramionami.
— Chciałam, aby zaniósł obiad Draconowi.
— Nie ma problemu, mogę to zrobić.
— Dzięki — rzekła sucho. — Muszę wracać do Lucjusza.
— Nie ma problemu. — Katharina uśmiechnęła się lekko i podreptała schodami na górę.
Siedziała tu już niecałe trzy miesiące, więc zdążyła poznać większość pojawiających się tu śmierciożerców. Zauważyła chociażby, że Narcyza nie należy bezpośrednio do zwolenników Czarnego Pana, jednak wspiera ich, najprawdopodobniej ze względu na swojego męża, więc jej obecność na spotkaniach zależna była tylko od niej samej. To samo tyczyło się Dracona, do którego właśnie zmierzała. Wiedziała, że obecność Czarnego Pana bardzo źle na niego wpływa — chłopak praktycznie cały czas przesiadywał w swoim pokoju — i wcale mu się nie dziwiła. Miał dopiero piętnaście lat.
— Draco, przyniosłam ci obiad — powiedziała łagodnie, zaraz po tym, jak zapukała do jego pokoju na piętrze.
Chwilową ciszę przerwały powolne kroki, dochodzące z wnętrza pomieszczenia.
— Możesz wejść — otworzył jej drzwi i znów od nich odszedł.
Katharina przytrzymała jedną ręką tacę i weszła do środka. Pokój był duży, przytulnie urządzony, utrzymany w kolorach Slytherinu. Na ścianach wisiało parę plakatów jakiejś drużyny, której Katharina nie znała, gdyż jakoś specjalnie quidditch jej nie interesował.
— Smacznego. — Uśmiechnęła się do platynowłosego chłopca, kładąc tacę na oszklonym stoliku przed skórzaną kanapą, na której siedział.
— Dzięki. — Spojrzał na tacę, a ona przeczuła, że Draco nic z tego nie tknie.
— Draco, musisz coś zjeść. — Zerknęła na niego z troską.
Chłopak przeniósł na nią wzrok, a w jego oczach dostrzegła zagubienie.
— Katharino, mogę ci ufać? — spytał, jego głos przy ostatnim wyrazie lekko zadrżał.
— Oczywiście. — Usiadła na sofie obok niego.
— Przysięgasz, że nikomu nie powiesz?
Doskonale wiedziała, że nie ma na myśli dosłownie nikogo, lecz w większej mierze Voldemorta i śmierciożerców.
— Na wieczystą. — Skinęła głową z lekkim uśmiechem.
Blondyn nieco się zrelaksował.
— Nie wiem co o tym myśleć. Szykuje się wojna, prawda?
— Wszystko na to wskazuje — odparła smutno.
— Ojciec oczekuje ode mnie, abym przyjął Mroczny Znak. Problem w tym, że ja tego nie chcę.
— To zrozumiałe — mruknęła kobieta. — Słuchaj, Draco. Czarny Pan nie werbuje nieletnich w swoje szeregi. Jeżeli chodzi o twojego ojca, to jestem pewna, że nie będzie cię do niczego zmuszał. Skup się na razie na tym w czym jesteś najlepszy — dokuczaj Potterowi.
Draco zaśmiał się krótko, a jego oczy poweselały.
— Jesteś naprawdę spoko.
— Gdybyś czegoś potrzebował to wiesz, gdzie mnie szukać — mrugnęła porozumiewawczo.
— Niestety w najbliższym czasie nie będzie okazji na nasze rozmowy. Jestem tu tylko do wieczora.
— No tak, szkoła — pacnęła się dłonią w czoło. — Totalnie straciłam poczucie czasu.
— Rozumiem. — Uśmiechnął się blado. — Nie chciałbym być niegrzeczny, ale...
— Tak, wiem. Już i tak miałam wychodzić. Smacznego.
Blondyn skinął głową, a Ślizgonka z radością stwierdziła, że zabrał się za jedzenie. Wyszła z pokoju, ostrożnie zamykając za sobą drzwi i wróciła do kuchni, by odstawić tackę.
— Panienko, pan Snape chcę panią widzieć — usłyszała skrzekliwy głos za plecami.
Drgnęła i udała się w stronę salonu. Czarnowłosy stał blisko wyjścia i kiedy tylko dziewczyna pojawiła się w drzwiach, podszedł do niej i powiedział cicho:
— Potrzebna mi twoja krew do eliksiru, a także jad Nagini.
Wcisnął jej małe szklane naczynie.
— JA mam go zdobyć? — syknęła, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami.
— Tak. Przydaj się na coś. Zdobywasz w ten sposób dobrą reputację. — Wykrzywił kpiąco wargi.
Rzuciła mu gniewne spojrzenie, ale skierowała się przed tron Voldemorta.
— Panie, potrzebuję jadu węża do eliksiru — oznajmiła, klęcząc u stóp czerwonookiego, unikając kontaktu wzrokowego.
Czarny Pan pogłaskał Nagini i skinął jej głową, by podpełzała do kobiety. Katharina widząc wielkiego węża skrzywiła się lekko, ale natychmiast odetchnęła i pewnie skierowała swoją rękę na spory łeb węża. Nagini spojrzała w jej oczy i rozchyliła szczękę, zupełnie, jakby potrafiła odczytać myśli śmierciożerczyni. Katharina przystawiła naczynko do kłów gada, odchyliła je, a jad powolną strużką spłynął do wnętrza słoika. Voldemort przyglądał jej się z zaciekawieniem, zupełnie tak jak parę minut po przyjęciu Mrocznego Znaku.
— Gotowe, dziękuję, panie. — Pogłaskała Nagini, ukłoniła się Czarnemu Panu, po czym podeszła żwawym krokiem do Severusa.
— Dzień dobry, Narcyzo — przywitała się Katharina, schodząc do kuchni.
— Dzień dobry — odpowiedziała blondynka, rozglądając się za czymś. — Nie widziałaś tego cholernego skrzata?
— Wydaje mi się, że poszedł do Czarnego Pana — oznajmiła po chwilowym zastanowieniu. — Potrzebujesz czegoś? Mogę pomóc.
Narcyza zmarszczyła brwi i przyjrzała się młodszej kobiecie.
— To robota dla skrzata. Jego zapchlony obowiązek.
— Nie mam obecnie zajęcia — mruknęła, wzruszając ramionami.
— Chciałam, aby zaniósł obiad Draconowi.
— Nie ma problemu, mogę to zrobić.
— Dzięki — rzekła sucho. — Muszę wracać do Lucjusza.
— Nie ma problemu. — Katharina uśmiechnęła się lekko i podreptała schodami na górę.
Siedziała tu już niecałe trzy miesiące, więc zdążyła poznać większość pojawiających się tu śmierciożerców. Zauważyła chociażby, że Narcyza nie należy bezpośrednio do zwolenników Czarnego Pana, jednak wspiera ich, najprawdopodobniej ze względu na swojego męża, więc jej obecność na spotkaniach zależna była tylko od niej samej. To samo tyczyło się Dracona, do którego właśnie zmierzała. Wiedziała, że obecność Czarnego Pana bardzo źle na niego wpływa — chłopak praktycznie cały czas przesiadywał w swoim pokoju — i wcale mu się nie dziwiła. Miał dopiero piętnaście lat.
— Draco, przyniosłam ci obiad — powiedziała łagodnie, zaraz po tym, jak zapukała do jego pokoju na piętrze.
Chwilową ciszę przerwały powolne kroki, dochodzące z wnętrza pomieszczenia.
— Możesz wejść — otworzył jej drzwi i znów od nich odszedł.
Katharina przytrzymała jedną ręką tacę i weszła do środka. Pokój był duży, przytulnie urządzony, utrzymany w kolorach Slytherinu. Na ścianach wisiało parę plakatów jakiejś drużyny, której Katharina nie znała, gdyż jakoś specjalnie quidditch jej nie interesował.
— Smacznego. — Uśmiechnęła się do platynowłosego chłopca, kładąc tacę na oszklonym stoliku przed skórzaną kanapą, na której siedział.
— Dzięki. — Spojrzał na tacę, a ona przeczuła, że Draco nic z tego nie tknie.
— Draco, musisz coś zjeść. — Zerknęła na niego z troską.
Chłopak przeniósł na nią wzrok, a w jego oczach dostrzegła zagubienie.
— Katharino, mogę ci ufać? — spytał, jego głos przy ostatnim wyrazie lekko zadrżał.
— Oczywiście. — Usiadła na sofie obok niego.
— Przysięgasz, że nikomu nie powiesz?
Doskonale wiedziała, że nie ma na myśli dosłownie nikogo, lecz w większej mierze Voldemorta i śmierciożerców.
— Na wieczystą. — Skinęła głową z lekkim uśmiechem.
Blondyn nieco się zrelaksował.
— Nie wiem co o tym myśleć. Szykuje się wojna, prawda?
— Wszystko na to wskazuje — odparła smutno.
— Ojciec oczekuje ode mnie, abym przyjął Mroczny Znak. Problem w tym, że ja tego nie chcę.
— To zrozumiałe — mruknęła kobieta. — Słuchaj, Draco. Czarny Pan nie werbuje nieletnich w swoje szeregi. Jeżeli chodzi o twojego ojca, to jestem pewna, że nie będzie cię do niczego zmuszał. Skup się na razie na tym w czym jesteś najlepszy — dokuczaj Potterowi.
Draco zaśmiał się krótko, a jego oczy poweselały.
— Jesteś naprawdę spoko.
— Gdybyś czegoś potrzebował to wiesz, gdzie mnie szukać — mrugnęła porozumiewawczo.
— Niestety w najbliższym czasie nie będzie okazji na nasze rozmowy. Jestem tu tylko do wieczora.
— No tak, szkoła — pacnęła się dłonią w czoło. — Totalnie straciłam poczucie czasu.
— Rozumiem. — Uśmiechnął się blado. — Nie chciałbym być niegrzeczny, ale...
— Tak, wiem. Już i tak miałam wychodzić. Smacznego.
Blondyn skinął głową, a Ślizgonka z radością stwierdziła, że zabrał się za jedzenie. Wyszła z pokoju, ostrożnie zamykając za sobą drzwi i wróciła do kuchni, by odstawić tackę.
— Panienko, pan Snape chcę panią widzieć — usłyszała skrzekliwy głos za plecami.
Drgnęła i udała się w stronę salonu. Czarnowłosy stał blisko wyjścia i kiedy tylko dziewczyna pojawiła się w drzwiach, podszedł do niej i powiedział cicho:
— Potrzebna mi twoja krew do eliksiru, a także jad Nagini.
Wcisnął jej małe szklane naczynie.
— JA mam go zdobyć? — syknęła, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami.
— Tak. Przydaj się na coś. Zdobywasz w ten sposób dobrą reputację. — Wykrzywił kpiąco wargi.
Rzuciła mu gniewne spojrzenie, ale skierowała się przed tron Voldemorta.
— Panie, potrzebuję jadu węża do eliksiru — oznajmiła, klęcząc u stóp czerwonookiego, unikając kontaktu wzrokowego.
Czarny Pan pogłaskał Nagini i skinął jej głową, by podpełzała do kobiety. Katharina widząc wielkiego węża skrzywiła się lekko, ale natychmiast odetchnęła i pewnie skierowała swoją rękę na spory łeb węża. Nagini spojrzała w jej oczy i rozchyliła szczękę, zupełnie, jakby potrafiła odczytać myśli śmierciożerczyni. Katharina przystawiła naczynko do kłów gada, odchyliła je, a jad powolną strużką spłynął do wnętrza słoika. Voldemort przyglądał jej się z zaciekawieniem, zupełnie tak jak parę minut po przyjęciu Mrocznego Znaku.
— Gotowe, dziękuję, panie. — Pogłaskała Nagini, ukłoniła się Czarnemu Panu, po czym podeszła żwawym krokiem do Severusa.
Skinął jej głową w podzięce, przyjął od niej
naczynie z jadem i poprowadził w stronę punktu aportacyjnego.
Komentarze
Prześlij komentarz