Dziewczyna ze Slytherinu - 38.
38.
O godzinie 18:55 Cassandra opuściła swoje dormitorium, a każdy krok, przybliżający ją do gabinetu profesora Snape'a, sprawiał, iż dziewczyna traciła swoją silną wolę oraz pewność siebie. Gdy stanęła przed masywnymi, ciemnymi drzwiami czując chłód najniższej partii zamku, przełknęła ciężko ślinę, nie mając pojęcia co w zasadzie może ją czekać.
– Wejść – usłyszała, trzykrotnie puknąwszy we wrota.
Cassandra wślizgnęła się do wnętrza, ostrożnie zamykając za sobą drzwi, po czym pokonała kilka kroków, stając na środku gabinetu. Patrzyła na zimną kamienną posadzkę, czując coraz to szybsze bicie serca, następnie ciężko przełknęła ślinę i podniosła głowę, nawiązując kontakt wzrokowy z nauczycielem. Pomieszczenie, pogrążone w częściowym półmroku, oświetlał piękny, srebrny świecznik znajdujący się we wnęce w murze zamku tuż za plecami Severusa. Gdzieś w głębinach jeziora Hogwart, które w niewielkim stopniu widoczne było z gabinetu mistrza eliksirów, płynął kraken, szykując się do snu w swej podwodnej jaskini.
– Jakie mam zadanie, panie profesorze? – spytała, siląc się na wyprany z emocji ton głosu.
– Wypadałoby coś powiedzieć, Jonkins. Coś, czym inteligentne osoby zaczynają rozmowę z nauczycielem, zwłaszcza, kiedy widzą go po raz pierwszy od dłuższego czasu.
– Zły wieczór, panie profesorze – odparła złośliwie, patrząc mu hardo w oczy. Nie spodziewała się, iż odnajdzie w sobie jakąkolwiek odwagę, by stawić mu opór, ale na całe szczęście z każdym wypowiedzianym słowem odnajdywała jej coraz więcej.
Snape zmrużył niebezpiecznie oczy, jednak postanowił nie odbijać piłeczki. Jego rozmyślania na Wieży Filozoficznej przyniosły dla dziewczyny pozytywny skutek, jednak kimże byłby ten uparty mężczyzna o iście ślizgońskim charakterze, gdyby ot tak przyznał się do swoich błędów – na pewno nie tym Severusem Snape'em, jakiego zna Hogwart!
– Daruj sobie – odparł chłodno. – Chodź. – Wstał od biurka i podszedł do drzwi, a następnie wyszedł na korytarz, nie czekając na Cassandrę.
– Jaki z pana dżentelmen – oznajmiła sarkastycznie, gdy ten otworzył jej klasę od eliksirów, do której weszli.
Snape stanął obok Cassandry, która poczuła się nieco niekomfortowo.
– Dlaczego tu przeszliśmy, panie profesorze?
– Nie wiesz? – spytał, a ona zmarszczyła brwi w zdezorientowaniu.
– No... Nie?
– Ponieważ na klasę zostało nałożone zaklęcie wyciszające – odpowiedział z diabelskim uśmiechem.
– Ta, jasne – mruknęła Cassandra, odwracając lekko zarumienioną twarz.
Severus uniósł triumfalnie głowę, po czym podszedł do swojego biurka.
– Dostałem wyczekiwaną dostawę z apteki, która musi zostać przeniesiona do szafki, z której na lekcji ty oraz inny uczniowie, bierzecie ingrediencje – poinformował. – Wszystko ma być ułożone, tam gdzie być powinno. Bez użycia magi. – Wyciągnął w jej stronę dłoń, w której chwilę później znalazła się różdżka Cassandry.
Ślizgonka przysunęła do szafki niewielkie, choć ciężkie pudło, znajdujące się tuż przy hebanowym biurku Snape'a, po czym ukucnęła i wzięła się do pracy. Pozycja, w jakiej się znajdowała powodowała u niej wyjątkowo dokuczliwy ból kolan, toteż bardzo często na różny sposób starała się odciążyć swoje wrażliwe stawy.
– Jonkins, czy ty masz owsiki? – spytał Snape, widząc jak po raz kolejny z pozycji siedzącej przechodzi w klęczącą na prawej nodze.
– To wcale nie jest śmieszne, panie profesorze.
– Czy widzisz, żebym się śmiał?
– Nie i tak prawdę mówiąc, to nie pamiętam, kiedy ostatnim razem pan to robił. Założę się, że pańskie mięśnie szczęki przeżyłyby taki szok spowodowany nagłym wysiłkiem, że bolałyby pana tak samo, jak mnie w tej chwili kolana.
– Zamilcz – mruknął z westchnięciem, wywracając oczami. – Nigdy nie przepadałem za twoim towarzystwem, ale ostatnio przechodzisz samą siebie.
– Wzajemnie – burknęła pod nosem.
– Co powiedziałaś? – zapytał, zwracając wzrok ku uczennicy.
– Wza-je-mnie! – odparła, patrząc na niego zza drzwiczek otwartej szafki.
– Akurat w twoim przypadku oboje wiemy, że kłamiesz.
– Mogło się to zmienić na przestrzeni kilku ostatnich dni – odpowiedziała smutno, a Snape parsknął.
– Teraz bierzesz mnie na "smutną dziewczynkę"?
– Wcale pana nie biorę. Jakkolwiek to nie brzmi – oznajmiła beznamiętnym tonem.
Severus wiedział, że nigdy nie należał to kategorii miłych, czy przytulaśnych mężczyzn, jednak zmiana z trybu bojowniczki u Cassandry na tryb smutasa poruszyła w nim jakąś nitkę, która wywołała rzadko występującą u tego osobnika reakcję. Młoda kobieta oglądała właśnie słoik z pływającymi w środku skórkami boomslanga, a kiedy usłyszała słowa Severusa, o mały włos nie wypuściła go z ręki.
– Cassandro... – zaczął, a ona wychyliła się zza drzwi szafki, by na niego spojrzeć. Miała lekko rozchylone usta i uniesione brwi, a jej oczy wyrażały czysty szok oraz niedowierzanie.
– Zamknij usta, bo wyglądasz jak ryba wyjęta z wody – podsumował, przerywając wspaniały nastrój.
– Aha, czyli jesteśmy w domu – skomentowała Cassandra, wracając do swojej pracy.
Severus parsknął, lekko rozbawiony, a następnie wstał i podszedł do szafki, przy której klęczała uczennica.
– Jonkins...
Cassandra rzuciła mu zdegustowane spojrzenie.
– Jesteś drugą z żyjących osób na świecie, która zna mnie nieco lepiej niż cała reszta populacji. – zaczął, opierając swój prawy bark na ścianie. Dziewczyna zrobiła nieco zdziwioną minę, nie podnosząc wzroku na swojego nauczyciela.
– To dobrze wiedzieć, panie profesorze.
– Nie przerywaj mi – powiedział chłodnym, lecz mimo to nieco mniej nieprzyjemnym tonem niż zazwyczaj. – Po naszym dzisiejszym drobnym incydencie rozmawiałem z Minerwą... Już od pewnego czasu zauważyłem, iż profesor McGonagall cię lubi...
– Ze wzajemnością – weszła mu w słowo.
– Jonkins! – warknął, rzucając jej mordercze spojrzenie.
Cassandra sięgnęła po kolejny słój z magicznie powiększonego pudełka i spojrzała przezeń na stojącego nieopodal mężczyznę. Snape pokręcił lekko głową, chcąc wyrazić swoje niezadowolenie, kiedy dziewczyna uśmiechnęła się głupkowato, widząc jego komicznie zniekształconą twarz przez znajdujące się w słoiku skrzeloziele oraz kleistą maź, zabezpieczającą składniki przed przeterminowaniem.
– Przepraszam. Niech pan kontynuuje – powiedziała, kładąc skrzeloziele na półce, którą Snape trzymał pod kluczem.
– Tak więc, jak już mówiłem, rozmawiałem z Minerwą. Niechętnie przyznam, że miała sporo racji – zamilkł na dłuższą chwilę.
– I to tyle? Przecież nie wiem, o czym pan z nią rozmawiał – stwierdziła niewinnie Cassandra.
– Bardzo chcesz to usłyszeć, prawda?
– Bardzo – odparła, doskonale wiedząc co ma na myśli.
– Dlaczego? – zapytał, przechylając lekko głowę.
– Bo wiem, jak trudno to panu przychodzi, więc taka chwila jest znacząca.
Snape wpatrzył się w kamienny sufit swojej sali, a następnie zwrócił swój wzrok na dla odmiany wygodnie siedzącą Ślizgonkę, której wyprostowane nogi sięgały samej szafki. Na twarzy miała malowniczy, niewinny uśmiech, który dodatkowo spotęgował jego niechęć do wyznania. W pewnym momencie mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, westchnął ciężko, a zaraz po tym rzekł:
– Przepraszam, Jonkins.
Cassandra uśmiechnęła się w stronę opiekuna Slytherinu, a następnie wstała, by po chwili rozłożyć ramiona zapraszające do przytulaska.
– Nie przesadzajmy – skomentował.
– Na zgodę – oznajmiła, zapraszając go gestem w swoje ramiona.
– Niech ci będzie – mruknął i zamknął dystans między nimi, wtulając młodą kobietę w jego ciało.
Zdziwił się, kiedy w duchu przyznał, iż Cassandra naprawdę mu się podoba, a nawet najdrobniejszy kontakt z jej osobą dostarczał mu niespotykanych dotąd uczuć. Wiedział jednak, iż nieistotne, jak bardzo by siebie pragnęli, ich uczucie było zakazane; zarówno w jednym, jak i drugim, niemagicznym świecie, związki z nauczycielami i ich uczniami były bardzo surowo traktowane.
– To taki prezent urodzinowy – szepnęła Ślizgonka, wtulona policzkiem w jego klatkę piersiową.
– Masz dziś urodziny? – zapytał cichym tonem.
– Jutro – odparła krótko, odsuwając się od niego z wyraźnie zaróżowionymi policzkami.
Severus powrócił do swojego biurka, a Cassandra ustawiła kilka ostatnich słoików w szafce.
– Skończyłam, panie profesorze – oznajmiła, zamykając drzwiczki.
– Możesz iść – odpowiedział, patrząc prosto w jej oczy.
– Dobranoc, panie profesorze.
Po pierwsze niespodziewałam się dzisiaj rozdziału. Pa drugie wiedziałam że coś się wydarzy i ona nie będzie tak jak zawsze. To było do przewidzenia. Po trzecie rozdział super!! Już się niemoge doczekać tego co będzie dalej
OdpowiedzUsuńTak prawdę mówiąc, to jest to wczorajszy rozdział, ale dzisiaj może też coś napiszę :) Dziękuję bardzo <3
UsuńTego niewiedziałam bo wczoraj niemiałam dostępu do laptopa.
Usuńbozebozeboze, czytałam tę książkę najpierw na wattpadzie, teraz przeszłam na bloga i.... BŁAGAM O WIĘCEJ!!!! <3
OdpowiedzUsuń<333 ;d
Usuń