Dziewczyna ze Slytherinu - 43.

43.

   – To z mojego powodu rzuciła zaklęcie – wyjaśniła szybko. – Nie chciałam rzucać się w oczy z prezentem, a pokój wspólny był praktycznie pełny, więc poprosiłam ją o pomoc.
   Severus wyprostował się i przymknął oczy, zapewne rozmyślając nad tym, co powinien zrobić w takiej sytuacji. Cassandra zerknęła na niego z góry na dół, po czym z niemałym wysiłkiem oderwała się od studiowania jego szczupłej i lekko umięśnionej sylwetki, przenosząc swój wzrok z powrotem na jego zamknięte powieki.
   – To był taki wyjątek, naprawdę. Anwey nie bawi się czarną magią, lubi o niej czytać, a to tylko dlatego, że chce się kształcić na posadę aurora.
   Snape rozchylił powieki i spojrzał na nią delikatniej niż przedtem.
   – Proszę, niech pan nie robi jej o to problemów – poprosiła.
   Nie odpowiedział nic, jedynie po raz kolejny pochylił się, skierował dłoń w stronę jej lewego boku, a następnie wpatrując się w jej zdezorientowany wyraz twarzy, wyciągnął różdżkę z kieszeni spodni.
   – Czemu moją? – spytała.
   – A czemu nie? – odparł wyprostowawszy się. Uniósł brwi w bardzo charakterystyczny sposób.
   – Mógł pan po prostu powiedzieć, podałabym panu – rzekła, nerwowo wygładzając kciukiem wszystkie paznokcie u prawej dłoni.
   – Mogłem... Ale nie chciałem – odpowiedział, patrząc na nią wzrokiem, od którego przyspieszało bicie jej serca.
   Stuknął różdżką w powierzchnię książki, zdejmując zaklęcie maskujące (ku niezadowoleniu Cassandry sposobem niewerbalnym), a następnie odpakował prezent.
   Czarna magia i jej tajemnice. Chciałem ją kupić – mruknął, kartkując strony opasłej księgi.
   – Czy to znaczy, że trafiłam z prezentem? – spytała, posyłając mu szczery uśmiech.
   W odpowiedzi skinął głową. Po chwili odłożył książkę na stół, a jego twarz przybrała wyraz konsternacji.
   – Jonkins... – zaczął, a Cassandra z jego tonu wywnioskowała, że z jakiegoś powodu coś ciąży mu na sercu.
   – Tak? – spytała niepewnie.
   – Z jakiego powodu kupiłaś mi prezent? – spytał, przygnębiając ją.
   – Czyżby pan nie wiedział? Nic się nie zmieniło – odparła.
   Severus przejechał kilkoma palcami po swoim czole, zupełnie jakby niespiesznie starał się coś z niego zetrzeć.
   – Myślałam, że jest to jasne – mruknęła cicho.
   – Nie jest, Jonkins. Już ci wyjaśniałem, że tego nie zrozumiem... Powinnaś zwrócić uwagę na rówieśników, wiesz?
   – Czy pan naprawdę sądzi, że to jest takie proste? Mógłby pan być z kobietą w swoim wieku?
   Severus usiadł na krawędzi stolika na kawę, zastanawiając się chwilę.
   – Nie – odpowiedział.
   – No własnie, to jest taka sama zasada! – Załamała ręce, nie dowierzając.
   Snape złapał się gwałtownie za bark, zacisnął bardzo mocno szczęki, a następnie spróbował wstać, jednak mięśnie odmówiły mu posłuszeństwa. Mistrz eliksirów upadł boleśnie na kolana, opierając swoje plecy na stoliku do kawy. Cassandra zerwała się i w ciągu ułamka sekundy znalazła się tuż obok niego. Złapał ją za rękę i ścisnął, niemal całkowicie odcinając dopływ krwi do palców.
   – Co się stało? – spytała wystraszona i zmartwiona.
   – Cruciatus – odparł i zacisnął szczęki, zgrzytając od czasu do czasu zębami.
   – Musi być coś na to cholerstwo – stwierdziła, wpatrując się w jego twarz wykrzywioną z bólu.
   Severus uwolnił się od bólu dopiero po zdającej się ciągnąć w nieskończoność chwili, rozluźnił uścisk na dłoni uczennicy, a następnie wyprostował nogi, oddychając ciężko.
   – Nie ma – odpowiedział ochrypłym głosem. – Wielu próbowało, nikomu się nie udało niczego wynaleźć.
   – Ale na wszystko jest sposób. Zawsze jest yin i yang.
   – Widzisz, Jonkins. To jest twój odwieczny problem. Zawsze widzisz świat na czarno-biało. A w życiu jest wiele kolorów i każda osoba reprezentuje inny, wiesz?
   Cassandra milczała, słuchając jego słów. Puścił jej dłoń, pozostawiając uczucie pustki.
   – W moim życiu nie ma miejsca na kogoś takiego jak ty – powiedział, a widząc przerażająco smutny wyraz jej oczu, typowy dla człowieka o złamanym sercu, dodał: – I wcale nie mam na myśli, że chodzi o ciebie. Mówię zupełnie ogólnie. Choćbyś nie wiem kim była, to i tak nie ma przyszłości.
   – Naprawdę pan tak myśli, czy po prostu stara się pan...
   – Nie, Jonkins. Naprawdę tak myślę – odpowiedział, patrząc jej w oczy.
   – Kiedy ja nie mogę ot tak się tego wyzbyć – stwierdziła, czując zbierające się w oczach łzy. – Nie po tylu latach.
   – Postaraj się. Zrób to dla siebie, proszę – jego ton głosu wyrażał równie wiele emocji, co jej reakcja. W tamtym momencie Severus ukazał swoje prawdziwe oblicze człowieka skrywającego swą wrażliwość pod maską obojętności. – Wyjdź – rozkazał, ostrzejszym tonem.
   Cassandra podniosła się z klęczek i opuściła jego komnaty, czując jak ostatnie chęci do życia ulatniają się, zdałoby się – na zawsze.

   Przez kilka następnych dni młoda kobieta przeżywała silne załamanie. Mniej jadła, ponieważ każde jedzenie oraz każdy napój zdawał się pozbawiony smaku. Źle sypiała, co objawiało się nie tylko jej podkrążonymi i umęczonymi oczami, ale także brakiem skupienia na lekcjach, nawet na tych, na które uczęszczała z największą ochotą. Nie uszło to uwadze nauczycielom, zaniepokojonym stanem zawsze przygotowanej i starającej się uczennicy. Większość z nich jednak nie trudziła się na nic więcej, poza zapytaniem o przyczynę jej złego samopoczucia, które najczęściej kończyło stwierdzenie Cassandry typu: "Nic się nie stało".
   Na całe szczęście opiekunka Gryffindoru zdecydowała nie iść za resztą swoich współpracowników i interweniowała natychmiast, doskonale wiedząc, gdzie szukać źródła problemu. Następnie, kiedy wyjaśniła kilka niewiarygodnie istotnych kwestii, posłała jakiegoś ucznia Slytherinu z drugiej klasy, by ten przekazał Cassandrze wiadomość, iż profesor McGonagall oczekuje jej w gabinecie dyrektora.
   – Wzywała mnie pani? – spytała Cassandra, pojawiając się na szczycie schodów, ukrytych za chimerą.
   – Tak, tak, usiądź, proszę.
   – Co ci się dzieje, Cassandro?
   – Mi? Nic, proszę pani.
   – Moja droga, jesteś jedną z najlepszych i najinteligentniejszych uczennic w szkole, zdolną nauczyć się wielu rzeczy poza jedną – kłamania. Nie umiesz tego robić, więc nawet nie próbuj. Przecież powiedziałyśmy sobie, że możemy obdarzyć się wzajemnym szacunkiem.
   – Tak... – Skinęła głową.
   – Więc?
   – Chodzi o to samo co zawsze – odparła smutnym głosem.
   – Wiem.
   Cassandra spojrzała na nią beznamiętnie.
   – Dla wszystkich jest to już takie oczywiste – mruknęła posępnie.
   – Cassandro, proszę, wysłuchaj mnie. 9 stycznia złożyłam wizytę Severusowi. Jak się później dowiedziałam, co ci naopowiadał, to miałam ochotę go udusić.
   – Czemu? Do miłości nie da się zmusić.
   – W tym przypadku nikogo nie trzeba zmuszać.
   – Gdyby... – zaczęła Cassandra, a w jej oczach nauczycielka transmutacji nie zobaczyła żadnych emocji.
   – Panno Jonkins – zaczęła ostro – kategorycznie zabraniam pani przerywania mi, dopóki nie dojdę do sedna sprawy. Staram się ci pomóc – dodała łagodnie.
   Cassandra skinęła głową, spuszczając wzrok.
   – Rozmawiałam z nim bardzo poważnie i mogę ci zaręczyć, że wszystko co mi powiedział było zupełnie szczere i wiarygodne, tak jak informacje uzyskane za pomocą veritaserum. Severus wbił sobie do pustego łba, że musi w jakiś sposób odpokutować śmierć wszystkich osob, ofiar ostatniej wojny, a już w szczególności jednej osoby.
   – Lily, prawda? – spytała Cassandra.
   – Tak – odparła Minerwa, podsuwając w stronę Cassandry talerzyk z czekoladowymi żabami, z którego po chwili zastanowienia uczennica się poczęstowała. – Odrzuca wizję swojego szczęścia, mimo że w głębi serca wie, że mógłby go dzięki tobie zaznać.
   – I naprawdę tylko o nią chodzi? – spytała Cassandra z niedowierzaniem, a chwilę później usłyszała odgłos przesuwających się schodów oraz otwieranych drzwi.
   – O nikim innym mi nie wiadomo – powiedziała Minerwa, patrząc w skupieniu na Ślizgonkę, która w porę zorientowała się o zamiarach nauczycielki. – Zapytam jeszcze profesora Flitwicka, ale magomedycyna nie jest popularnym kierunkiem, więc nie sądzę, by znalazł się ktoś jeszcze oprócz Hermiony.
   – Granger i magomedycyna? Merlinie, chroń nas – burknął Snape, podając Minerwie jakiś arkusz, by po chwili odwrócić się na pięcie i wymaszerować z gabinetu.
   Kobiety odczekały chwilę, a potem uśmiechnęły się rozbawione.
   – Genialna rozgrywka, pani profesor – przyznała Cassandra.
   – Dziękuję. Dobrze jest widzieć cię znów uśmiechniętą.

Komentarze

Prześlij komentarz