Dziewczyna ze Slytherinu - 48.

48.

   – Mówiłem ci, że mamy porozmawiać i ustalić wszystko na temat twojego szkolenia – zaczął Snape, siadając na sofie z ciemnozielonym obiciem – jednak musimy odłożyć to na parę godzin. Minerwa zwołała radę w jej gabinecie, która dotyczy ciebie, Longbottoma, a także reszty uczniów przebywających w szkole podczas wakacji.
   – Czy mam coś robić przez ten czas, panie profesorze? – spytała, siadając na krawędzi fotela.
   Severus przywołał zaklęciem niewielką książkę pod tytułem: "Wprowadzenie do eliksirów czarnomagicznych".
   – Nie jest duża, ma sporo szczegółowych ilustracji, więc powinnaś być przynajmniej w połowie, kiedy wrócę – poinformował, podając jej lekturę.
   Cassandra skinęła głową i otworzyła książkę, śledząc z ciekawością znajdujący się na początku spis treści. Snape minął zainteresowaną lekturą uczennicę i opuścił swe prywatne kwatery. Młoda kobieta śledziła z uwagą tekst zapisany przyjemną dla oka czcionką, powoli tracąc świadomość upływającego czasu, gdy zaczynała czytać o eliksirze wymazującym pamięć, usłyszała znajomy dźwięk ustępującej kamiennej ściany, ukrywającej tajne przejście. 
   – Już pan wrócił? – spytała z ciekawością.
   Spojrzał na nią dziwnie i skinął głową.
   – Nie wiem, czy ja tak wolno czytam, czy pan tak szybko wrócił. Jestem dopiero na trzecim rozdziale... O wpływaniu na psychikę.
   – Szybko wróciłem – odpowiedział, a Cassandra pod wpływem jego wzroku poczuła się niekomfortowo, dlatego powróciła do studiowania książki.
   Severus minął ją, siadając na fotelu obok. Ślizgonka jakieś nieznane jej perfumy, jednak nie spojrzała na siedzącego mężczyznę, mając jakieś bardzo dziwne i jednocześnie podejrzliwe przeczucie.
   "Ojej, przecież mógł zmienić wodę kolońską" – pomyślała, po raz któryś z kolei czytając to samo zdanie. "Ale gdzie miałby się nią popsikać, jeśli nie w swoich komnatach? Kiedy wychodził, pachniał zupełnie inaczej i zdecydowanie ładniej".
   – Panie profesorze? – zaczęła, patrząc na niego uważnie.
   – Tak, panno Jonkins?
   "Panno Jonkins?" – Odbiło się echem w jej głowie.
   – Eee, bo wspominał coś pan, że miałam wykonać eliksir regenerujący dla pani Pomfrey, gdyż go potrzebowała. Mam się tym teraz zająć? – spytała grzecznie.
   – Oczywiście – odparł.
   – Dobrze, tylko najpierw chciałam skorzystać z łazienki – poinformowała i wstała z miejsca, siląc się na jak największą naturalność. Odwróciła się w stronę tajnego przejścia.
   – Panno Jonkins, nie ma potrzeby, by opuszczała pani komnaty – oznajmił.
   – A, no tak! – zawołała i palnęła się w czoło. – Zupełnie zapomniałam.
   Przeszła przez pokój i weszła do swojego salonu, skąd natychmiast skręciła do łazienki, którą zamknęła za sobą. Z mocno bijącym sercem wpatrzyła się w swoje odbicie w lustrze, zastanawiając, co mogłaby zrobić w takiej sytuacji. Po przestudiowaniu kilku dostępnych opcji, w tym wysłaniu patronusa, użyciu kominka w celu przeniesienia się do gabinetu profesor McGonagall, ucieczki do właściwego profesora Snape'a, czy zwlekaniu na czasie do powrotu Severusa, najrozsądniejszą wydawała się opcja obezwładnienia napastnika. Cassandra drżącą ręką, czując znajomy przypływ adrenaliny, sięgnęła po swoją różdżkę, którą wyszarpnęła z kieszeni i oparła o swoje biodro. 
    Ostrożnie otworzyła drzwi i wyjrzała na zewnątrz. Pokój był pusty. Zrobiła kilka kroków na ugiętych nogach, zbliżając się do głównego wejścia. Opierając się o ścianę, złapała pewniej za różdżkę, po czym jednym szybkim szarpnięciem otworzyła drzwi i wyskoczyła do salonu Snape'a, dając nura za najbliższy mebel, mający służyć za osłonę. Zamarła, nasłuchując, jednak pokój zdawał się być pusty. Wychyliła się zza fotela, na którym jeszcze do niedawna siedział Nie-Snape i rozejrzała się po pomieszczeniu, wskazując w każde miejsce różdżką, będąc w gotowości do oszołomienia przeciwnika. Jej zmysły, skupiające się na dostrzeżeniu lub dosłyszeniu jakiegokolwiek znaku obecności nieprzyjaciela, podsycały jej zestresowanie i gotowość bojową, dlatego kiedy ujrzała postać wychodzącą z niezamkniętego ukrytego przejścia natychmiast wysłała w tamtą stronę zaklęcie rozbrajające. Cassandra sekundę po wypowiedzeniu zaklęcia poczuła ogromną siłę, która zdołała zdmuchnąć ją kilka metrów w tył.
   – Jonkins! – ryknął Snape.
   – Stop! – zawołała, podnosząc się na nogi i celując w niego różdżką. – Gdzie miał pan być?!
   – Jonkins, jeśli nie przestaniesz celować we mnie różdżką, to przysięgam...
   – Niech pan po prostu odpowie – powiedziała, a on dopiero teraz dostrzegł, jak bardzo jest blada.
   – Na radzie pedagogicznej.
   – A co mieliśmy zrobić po pana powrocie?
   – Porozmawiać – odparł, patrząc jak opuszcza powoli różdżkę.
   Cassandra szybko pokonała dystans oddzielający ją od mężczyzny, nie zważając na jego na wpół rozwścieczone i zdezorientowane spojrzenie, stanęła obok niego, po czym dyskretnie wciągnęła jego woń.
   – Merlinie, na całe szczęście to pan – powiedziała, podchodząc do niego jeszcze bliżej, jakby chciała szukać schronienia. – Czytałam książkę, tak jak mi pan kazał i byłam na takim rozdziale...
   – Konkrety, Jonkins. Mów o co chodzi.
   – Czytałam i nagle wszedł pan, to znaczy ktoś pod wpływem wielosokowego i od razu wiedziałam, że to nie pan, bo... no po prostu wiedziałam. Chciałam iść do pana i o tym powiedzieć, więc wymyśliłam, że chce iść do łazienki, ale ten ktoś – Snape wyciągnął przed siebie różdżkę, skinąwszy na nią głową, by ubezpieczała jego tyły – powiedział, że nie muszę wychodzić, więc to tak, jakby znał pańskie komnaty. I poszłam do siebie na jakieś trzy minuty, a jego nie ma albo jest, nie wiem – wytłumaczyła szybko, celując w drzwi od biblioteki. 
   Severus kopnął uchylone drzwi sypialni i pewnie przekroczył próg, nie odnajdując żadnego śladu intruza. Zajrzał do łazienki, gdzie także nikogo nie było.
   – Biblioteka. Bierzesz prawą stronę. Trzymaj się ściany i idź powoli – polecił cicho, torując przejście do kolejnego pomieszczenia.
   Bezgłośnie otworzył drzwi i poczekał na Cassandrę, by ta ustawiła się obok niego. Mężczyzna odliczył do trzech na palcach swojej lewej ręki, a kiedy zamknął pięść, oboje wskoczyli do pomieszczenia, idąc w swoje strony. Młoda kobieta zacisnęła drżące palce na różdżce i sunąc plecami po ścianie, ostrożnie stawiała kolejne kroki, wpatrując się uważnie w przejścia między regałami. Cassandra dotknęła ramieniem drugiej ściany, powoli kierując się w stronę drzwi do laboratorium. Nagle poczuła, jak jej stopy ciasno oplatają pędy wyrastającego bezpośrednio z podłogi bluszczu. Krzyknęła, oglądając się nerwowo za siebie. Wycelowała w nadchodzącego mężczyznę, jednak kiedy spostrzegła, że trzyma w ręku tę samą różdżkę, którą trzymał właściwy Snape, uspokoiła się.
   – Musiałem rzucić obszarową klątwę – oznajmił. – Nikogo tu nie ma – stwierdził, zdejmując z Cassandry zaklęcie.
   – Co zatem się stało?
   – Kiedy przyszedłem wejście było nadal otwarte. Wydaje mi się, że ktoś nas podpuszcza.
   – Do czego, panie profesorze?
   – Do włożenia stopy w mrowisko – mruknął ponuro. 


Notka

Hejka! Mam dla was super wiadomość. Marzec jeszcze się nie skończył, a mimo to zdołaliście przebić statystyki wyświetleń każdego miesiąca od momentu założenia bloga (czyli 11 sierpnia 2018 :D). Obecnie marzec ma największą liczbę wyświetleń, czyli uwagaaaa(!) ponad 6 tysięcy! Dziękuję wam bardzo, jest to niezwykle motywujące <3

Komentarze

  1. no wiadomo! przecież jesteśmy tacy cudowni... XD a rozdział świetny, mega zwrot akcji ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozpoznała go po zapachu. To zdecydowanie miłość 😂💖

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja myslalam ze spotkał się z jakąs kobietą
    Tak mi się trochę skojarzyło z pierwszą wersją co ją podpuszczal

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. To była pierwsza myśl która mi przyszła do głowy.

      Usuń
    2. Ja też tak na ppoczątku pomyślałam 😂

      Usuń

Prześlij komentarz