Dziewczyna ze Slytherinu - 54.

54.

   – Jonkins? – zdziwił się Snape, widząc siedzącą w fotelu Ślizgonkę.
   Cassandra zmierzyła mężczyznę bacznym spojrzeniem, po raz ostatni podrzucając sztylet w pochwie, by chwilę później bez patrzenia na swoją dłoń go złapać. Wyprostowała się w fotelu, nie spuszczając Severusa z oka.
   – Tak, kiedy ostatnim razem sprawdzałam, to właśnie tak miałam na nazwisko – odparła, przez co zaniemówił. Nigdy nie spodziewałby się tak zgryźliwej odpowiedzi. – Skończyłam – dodała, nim zdążył jakkolwiek odpowiedzieć.
   Mistrz eliksirów spojrzał na nią badawczo, a następnie skierował się w stronę biblioteki, śledzony przez depczącą mu po piętach Ślizgonkę. Wszedł do pomieszczenia i, tylko dzięki wieloletniemu doświadczeniu zdobytemu podczas akcji szpiegowskich, zdołał powstrzymać swoje zdziwienie. Wszystkie regały były nienagannie wyczyszczone. 
   – Jesteś wolna, na dziś koniec – oznajmił Snape, przesunąwszy palcem po najbliższej półce.
   – Tak po prostu? – zdziwiła się. – Żadnej uwagi, żadnego komentarza?
   – Nie prowokuj mnie, Jonkins – oznajmił, odwróciwszy się w jej stronę. Na jego twarzy zagościł lekki uśmiech, jednak nie był w żadnym stopniu kpiący, co potwierdził przyjazny błysk w jego oczach. 

   Kilka kolejne dni były bardzo zbliżone do tamtego. Cassandra często wysłuchiwała męczących jej umysł fragmentów rozmów Severusa z Lauren, które w połączeniu z docinkami ze strony jej lubego, pogarszały jej i tak już nieciekawy humor. W sobotę wstała nieco później, ponieważ poprzedniego dnia Snape dał jej ostry wycisk. Najpierw musiała poćwiczyć przygotowywanie ingrediencji na innych owocach, a następnie wręcz została zmuszona do przeczytania paruset stron w przeciągu niecałej półtorej godziny, by następnie bezczelnie zostać przepytaną z ich treści. A z racji tego, że musiała robić to szybko, większość czytała bez głębszego zrozumienia. To z kolei skutkowało masą soczystych obelg, a także litanią wyjątkowo nieprzyjemnych uwag. Była już tak zdołowana, że czuła się tak, jak gdyby dementor wyssał jej duszę.
   Siedziała właśnie w salonie, a w zasadzie klęczała przed stolikiem, starając się z całych sił nie pokroić listka mięty (która na marginesie udawała liście asfodelusa) tak źle, jak zrobiła to przed paroma minutami. Wcale nie zdziwiła się, gdy po raz kolejny w tym tygodniu usłyszała kroki dochodzące ze schodków, łączących gabinet z prywatnymi komnatami Snape'a. Przez cały ten tydzień Lauren wchodziła tu stanowczo za często.
   Cassandra podniosła wzrok, by odszukać swojego nauczyciela, jednak pokój był pusty. Zajrzała w stronę sypialni i szczerze wściekła się, gdy zobaczyła go, jak zapina sobie mankiety od swojej białej luźnej koszuli, w której wyglądał cholernie dobrze.
   – Hej, Sev – przywitała się z mężczyzną, a on tylko się do niej wyjątkowo ładnie uśmiechnął.
   Cassandra przestała się skupiać na swoim zadaniu, poświęcając swą uwagę nauczycielce, którą na dzień dobry pozdrowiła morderczym spojrzeniem. Mistrz Eliksirów narzucił na siebie jakąś szatę, nie zapinając jej, by biała koszula pozostała widoczna. Ślizgonka zacisnęła mocno szczękę, obawiając się nieco o wytrzymałość swoich zębów, jednak żadne z nich nie zwróciło na to uwagi. Chcąc się uspokoić, oparła czoło na kancie stolika. 
   "Asfodelus. Pokrój asfodelus" – mówiła sobie, odetchnąwszy kilkukrotnie.
   Podniosła wzrok, patrząc się uważnie na swoje ręce, które powoli przymierzały się do wykonania cięcia. Gdy ostrze jej sztyletu zbliżyło się do powierzchni listka mięty, usłyszała coś, co w żaden sposób nie pomogło jej się skupić. Lauren właśnie zastanawiała się na głos, gdzie powinna się udać z Severusem.
   – Nie no, ja tego nie wytrzymam! Cholera jasna!
   Zaraz po tym jak krzyknęła, wbiła swój prezent od Mistrza Eliksirów w deskę do krojenia, z taką siłą, że nawet on sam by się jej nie powstydził. Sztylet zatrzymał się w pionie, wbity do połowy głębokości deski.
   – Nareszcie, Merlinie! – krzyknęła Lauren, wznosząc ramiona do nieba.
   Cassandra przybrała minę wyrażającą totalny brak jakichkolwiek szarych komórek w mózgu. Wpatrywała się wzrokiem jednocześnie zszokowanym, złym, pytającym oraz zdezorientowanym w dwójkę starszych osób. Mężczyzna oparł czoło o futrynę drzwi do sypialni, uniemożliwiając zobaczenie jego twarzy.
   – Przegrałeś, Severusie – oznajmiła triumfalnie Lauren. – Poproszę pięć galeonów.
   Postrach Hogwartu pogrzebał chwilę w kieszeni szaty, po czym podał kobiecie parę złotych monet, a ta zwyczajnie skierowała się do wyjścia.
   – Jonkins, myślałem, że się nie doczekam – powiedział, siadając naprzeciw niej. – Zamknij usta, wyglądasz dziesięć razy gorzej niż zwykle.
   – Ale... O co w tym wszystkim chodzi? – spytała. Oparła się plecami o fotel.
   – Pamiętasz co ci mówiłem o szkoleniu?
   Milczała przez chwilę, zastanawiając się, a zaraz po tym odezwała się:
   – Że nie może pan powiedzieć, bo będę psychicznie przygotowana?
   – Tak. A pamiętasz też co mówiłem o twoim dystansie?
   – Jakim dystansie?
   – Powiedziałem ci kiedyś, że masz bardzo duży dystans do samej siebie. Wspomniałem jednocześnie, że jest to cecha i dobra i zła jednocześnie. Teraz pamiętasz?
   Skinęła głową, słuchając go w milczeniu.
   – Zmusiło mnie to do podjęcia drastycznych środków. Bo widzisz, zadaniem nauczyciela jest zniszczyć ucznia i odbudować go na nowych, własnych zasadach. Na takich, gdzie będzie dawał z siebie absolutnie wszystko. Z racji tego, że gdybym ci coś wytknął nie przejęłabyś się tym aż tak bardzo, musiałem zastosować drastyczne środki. I udało się. Chyba nie sądziłaś, że związałbym się z kimś takim jak Lauren? – parsknął.
   – A te pieniądze? – spytała, nie znajdując siły, by sklecić jakiekolwiek inne zdanie.
   – Założyliśmy się ile wytrzymasz. Szczerze, myślałem, że dłużej, ale widać Lauren miała rację.
   – Matko, nawet pan nie wie, jak mi bardzo ulżyło! – powiedziała, unosząc głowę, tak, by móc widzieć sufit. Zerknęła w dół na nauczyciela, który miał podejrzliwie uniesioną brew. – Znaczy... eee...
   – Tak, tak. Nie tłumacz się. – Severus wstał, po czym usiadł na krawędzi stolika, oceniając jeden listek, podzielony na dwie perfekcyjnie równe części. – Przy prawdziwym asfodelusie, nieprzygotowanym do dodania do wywaru musiałabyś brać pod uwagę to, że przez środek listka biegnie cienka, choć twarda łodyżka, którą należy omijać.
   – Wtedy wzięłabym to pod uwagę, ale to jest mięta, przez co nie da się tak dokładnie tego podrobić.
   – Nie mniej jednak, poprawnie – przyznał, nawiązując ze Ślizgonką kontakt wzrokowy.
   Wstał i wyciągnął do niej rękę, którą ochoczo przyjęła.
   – Zjedź coś porządnie. I nawet nie próbuj się wymigać. Doskonale widzę, że ostatnio prawie nic nie jesz. – Pstryknął palcami, wzywając skrzata domowego, który wręczył Cassandrze talerz z ciepłym, apetycznym obiadem.
   – Dziwi się pan?
   – Owszem. Co by ci to dało, gdybyś zemdlała z wycieńczenia?
   – Chwilę spokoju od pana i tej całej Lauren – imię nowej nauczycielki wypowiedziała wystawiając język, co wyjątkowo rozbawiło Snape'a.
   – To wszystko było na potrzeby szkolenia. Lauren miała wobec mnie pewien dług i oto jak postanowiłem, by go spłaciła. Choć uwierz mi na słowo – mnie to wszystko kosztowało o wiele więcej cierpienia niż was obie.
   – Polemizowałabym – mruknęła mając nadzieję, że tego nie dosłyszał, a zaraz po tym zjadła kęs posiłku.
   – Dlaczego?
   – Och, musi pan mieć taki czuły słuch?
   – Dla twojej wiadomości, gdyby nie Cruciatus, miałbym jeszcze czulszy... to samo tyczy się dotyku lub węchu.
   Cassandra odłożyła talerz i z pełnymi ustami szybko pokonała odległość do drzwi swojego salonu. Weszła do środka i skierowała się do małego stoliczka, gdzie na książce o eliksirach leżał jej notes.
   – Dotyk, węch i co, panie profesorze? – krzyknęła, maczając pióro w kałamarzu.
   – Nie krzycz. Jestem obok.
   – Co jeszcze pan mówił?
   – Słuch.
   – Mhm – zapisała na jednej ze stron notatnika.
   Nauczyciel podszedł do fotela przy stoliczku i przyjrzał się jej zapiskom, nie tylko tym w notesie, ale także leżącym na regale.
   – Coś jeszcze?
   Odpowiedział dopiero po jakimś czasie, zajęty śledzeniem zapisków swojej uczennicy, która raz chciała je od niego odebrać, czując się, jakby została przyłapana na jakimś gorącym uczynku.
   – Skurcze mięśni... koszmary – ostatnie dodał niechętnie. Nie lubił przyznawać się do swoich słabości, jednak czuł się nieco lepiej, wiedząc, że zarówno on jak i ona, a także wiele innych osób dotkniętych jest skutkiem tej klątwy. Zdawał sobie sprawę, że nie jest to nic dobrego, lecz świadomość o tym, iż nie jest z tym sam, nieco go podbudowywała. – Napady lęku oraz zaniki pamięci, ale to akurat nie u mnie, a u osób, których torturowano bardzo długo. Zaniki pamięci mają państwo Longbottom.
   – Mogę? – spytała, wskazując na pergamin, który właśnie miał w ręce. Skinął głową i oddał jej arkusz, a ona usiadła w fotelu i zapisała parę nowych linijek tekstu. Następnie zamyśliła się i skreśliła parę innych zdań na pobliskim pergaminie. Severus stanął za nią, wyraźnie zainteresowany. Nachylił się, by móc zobaczyć co usunęła.
   – Dlaczego to skreśliłaś?
   – Pokrzywę? – spytała, odwracając się w jego stronę.
   Skinął głową, a Cassandra uświadomiła sobie, jak blisko siebie znajdują się ich twarze.
   – Powiedział pan, że Cruciatus oddziałuje na zmysły, ale też na pamięć. Pokrzywa pomogła by w zmysłach, ale przecież nie ma nic wspólnego z pamięcią. Za to korzeń asfodelusa pobudza organizm, wysyła pewne impulsy, więc mógłby przydać się właśnie w drugim przypadku. Problem w tym, że oba składniki się wzajemnie wykluczają.
   – Twój tok myślenia jest jednocześnie poprawny, ale też i nie. Myślisz o skutkach, co jest zdecydowanym plusem, ale... – Oparł się o tylną część fotela.– ...zmysły i pamięć – to wszystko wiąże się z mózgiem. Nie patrz na to tak bardzo szczegółowo. Szczegóły ustala się dopiero po wstępnym zarysie receptury.
   – Ale przecież ja już ją mam – Wskazała ruchem głowy na kartki.
   – Nie – powiedział stanowiczo. – Ty masz składniki, które mogą być w recepturze. To jest różnica, panno Jonkins. Receptura obejmuje wszystkie czynniki. Czas wyzwalania substancji ze składników, temperatura ważenia, wszystko.
   Widząc jak już zabiera się za notowanie, oddalił od niej atrament, złapał ją za ramiona i podciągnął do góry, zmuszając do tego, by stanęła.
   – Najpierw jedzenie – warknął, popychając ją lekko w stronę wyjścia.
   Już nabrała powietrza i rozchyliła usta, by zaprotestować, jednak Snape wygrał rozmowę miażdżącym argumentem:
   – Jonkins, chcesz mieć dostęp do moich ksiąg?
   – Oczywiście, że chcę, panie profesorze.
   – To marsz jeść.

Komentarze

  1. Powiem szczerze miałam nadzieje że Cassandra zrobi krzywde tej.... Ale niebędzie już jej tutaj tak??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, nie mogę, jakie emocje! :D Jeśli się pojawi, to już na pewno nie będzie w niczym przeszkadzać ;)

      Usuń
  2. ja już się nie mogę doczekać aż w końcu do czegoś dojdzie między nimi XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam za spóźnienie xD Widać, że dobrze ci idzie samokrytyka, skoro tyle poprawiasz...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz