Wdzięk Arystokraty - 2.

 


2.

   Cate wsunęła zapisaną karteczkę do głębokiej kieszeni szaty, ponownie zsunęła buty, by po chwili wziąć je w rękę. Stuknęła różdżką w magiczne urządzenie wykrywające dźwięki, które przez cały jej pobyt w klasie wróżbiarstwa pozostawało nieaktywne; wyłączywszy megafon, złapała za skórzany rzemień — uchwyt od klapy. Podniosła właz w górę, szybko ustawiła się w odpowiedniej pozycji do bezpiecznego zejścia z drabiny, po czym szybko zgasiła trzymaną w zębach różdżkę. Cate zawisła na drabinie, zamykając za sobą przejście i blokując jego zamek zaklęciem. Kiedy skończyła, zeskoczyła z ostatniego szczebla na podłogę, ostrożnie schodząc z kamiennych schodów. Przywarła plecami do ściany i chwile nasłuchiwała odgłosów, jakie mogło roznieść echo, jednak nic nie usłyszała. Pospiesznie ruszyła w lewą stronę, kierując się na korytarz znajdujący się piętro niżej, z którego mogła udać się do swojego dormitorium.
   "Wrotycz, tyranie. Błagamy o forsycję oraz kwiat cytryny" — kołatało się jej po głowie.
   Cate wiedziała, że tego wieczoru niczego nie rozszyfruje, ale przyrzekła sobie w duchu, że jeśli będzie to konieczne, to poświęci cały weekend na rozwiązanie owej zagadki. Do końca drogi do dormitorium nie spotkała nikogo patrolującego korytarz, choć w momencie wspinania się po największej klatce schodowej Hogwartu musiała chwilę przystanąć, uważnie nasłuchując. Potem bezpiecznie dotarła do bardzo szerokiego korytarza, łączącego się z jego niewielkim odpowiednikiem, który prowadził wprost do wieży Gryffindoru.
   Następny dzień Cate rozpoczęła od szybkiej wycieczki do łazienki, w której wzięła odświeżający prysznic, mający pomóc jej pozbierać swoje myśli.
   "Jak mogę dowiedzieć się, co oznaczał komunikat?" — myślała, opłukując ciepłą wodą swoje włosy. "Nie wiem co to wrotycz, ale reszta transmisji dotyczyła kwiatów, więc chyba bezpiecznie mogę założyć, że jest to kolejna roślina" — przyszło jej na myśl, kiedy nakładała odżywkę. "Ale co mają do wojny kwiaty? A jeśli to jakiś dziwaczny cytat z mugolskiej książki? Wtedy nigdy nie dowiem się, co to może oznaczać. Nie mogę pytać o takie rzeczy innych uczniów, bo jeszcze zwrócę na siebie uwagę".
   Cate spłukała odżywkę, po czym wyszła spod prysznica do pustej łazienki, owijając się dużym, szarym ręcznikiem. Młoda kobieta podeszła do umywalki, omijając rząd innych murowanych kabin prysznicowych, przetarła dłonią zaparowane lustro i spojrzała w swoje ciemnobrązowe oczy.
   "Książki mugolskie w większości zostały zniszczone. Jakieś tam pozostały, ale są pod kluczem, ktrego nie dostanę bez zezwolenia Snape'a. A dyrektor mi tej zgody nie udzieli" — myślała, nakładając pastę na szczoteczkę do zębów. Cate przyglądała się swojemu odbiciu ze zmarszczonymi brwiami, zastanawiając się nad zagadkową transmisją. Kiedy wypluła pastę, otarła usta z jej resztek, a następnie spojrzała po raz kolejny na swoje odbicie, powiedziała pod nosem:
   — Ciągle się marszczę. Na starość będę wyglądać jak rodzynek.
   Cate rozluźniła mięśnie swojej twarzy, oparła się o umywalkę i przekrzywiła z ciekawością głowę. Jej jasne rzęsy mocno kontrastowały z naturalnie ciemnymi brwiami oraz prawie czarnymi tęczówkami. Twarz z wyraźnie zaznaczonymi kościami policzkowymi była blada, przez co czasem pytano Cate, czy aby nie jest chora, co zresztą ją nieco irytowało. Pod jej oczami dobrze odznaczały się lekko fioletowe przebarwienia, które obecne były zawsze, niezależnie od humoru czy poziomu wyspania Gryfonki. Włosy miała kruczoczarne, lekko pofalowane, sięgające niewiele poniżej ramion. Cate nie była zbyt kobieco zbudowana; jej figura przypominała bardziej prostokąt, niż typowo kobiecą "gruszkę". Miała także wąskie, małe stopy oraz drobne dłonie, długie i zgrabne nogi, które lubiła podkreślać opiętymi spodniami z wysokim stanem.
   Kobieta ubrała się, zostawiła mokry ręcznik w specjalnie wyznaczonym miejscu, skąd zabierały go później skrzaty, po czym opuściła łazienkę, spinając wilgotne włosy w luźnego koka. Poprawiła kołnierz swojej idealnie uszytej szaty, przypominającej długi płaszcz i dumnie ruszyła w stronę Wielkiej Sali. Gdy do niej weszła, nieświadomie spojrzała w stronę stołu nauczycielskiego, na standardowe miejsce Lucjusza Malfoya. Arystokrata nie był obecny, więc kobieta przeniosła wzrok na inne miejsca, z chłodem wypatrując innych śmierciożerców. Na całe szczęście nie odnalazła nikogo innego, oprócz Severusa Snape'a oraz Avery'ego, który do końca tygodnia patrolował korytarze. Cate zerknęła przez ramię, szukając wzrokiem długich platynowych włosów, jednocześnie kierując się w stronę stołu Gryffindoru. Uczennica zasiadła na swoim standardowym miejscu, plecami do ściany, a przodem do możliwego źródła zagrożenia. Szybko zerknęła w górę, sprawdzając jaka pogoda zapowiada się na dzisiejszy dzień, po czym sięgnęła po dzbanek z ciepłą herbatą; o tej porze roku skrzaty dodawały do niej goździki oraz plasterki cytrusów, przez co była jeszcze smaczniejsza niż zazwyczaj.
   Gryfonka wzięła kilka zapiekanek, wsuwając je pospiesznie, by jak najwięcej czasu poświęcić na rozszyfrowanie komunikatu. W czasie trwania posiłku gorączkowo myślała o tym w jaki sposób może odnaleźć przydatne informacje do złamania szyfru. Intuicja podpowiadała jej, że powinna zapytać o to jakąś osobę, zamiast starać się szukać znaczenia komunikatu na własną rękę.
   "Może profesor McGonagall będzie wiedziała?" — pomyślała, jednak przypomniała sobie, że jej gabinet jest monitorowany, podobnie jak gabinety reszty nauczycieli stojących po stronie aurorów podczas wojny. "Nie mogę też pytać uczniów, bo nie wiem komu mogę ufać. Większość osób zna moje stanowisko i będą bali się, że ściągną na siebie kłopoty... czego też wolałabym uniknąć".
   Młoda kobieta wstała, kierując się w prawą stronę, po czym przeszła szerokość stołu Gryfonów i skręciła, idąc ku wyjściu. Szła z podniesioną głową, wyprostowana, lecz jej wzrok zdawał się być nieobecny. Dopiero gdy spostrzegła wyłaniającą się z głębi korytarza postać, o tak dobrze rozpoznawalnych platynowych włosach, wróciła na ziemię. Lucjusz szedł równie dumnie, co ona, postukując równomiernie swoją laską dżentelmeńską. Zwrócił na nią uwagę, wbijając swoje zimne, bladoniebieskie ślepia w ciemne oczy dziewczyny. Kiedy się mijali, Malfoy zmrużył oczy, przez co Cate skuliła się w sobie, a jej serce przeskoczyło o jedno uderzenie. Trwało to dosłownie ułamek sekundy, nim dziewczyna zdołała przywrócić się do poprzedniego stanu, jednak była to tylko maska. Tak naprawdę Cate przeżyła szok. Nie była w stanie pojąć, jak jeden jedyny śmierciożerca, mógł w przeciągu tak krótkiej chwili, całkowicie zniszczyć jej pewność siebie. Gryfonka była pewna, iż Malfoy był dla niej najniebezpieczniejszy. Gdyby ktoś zmusił ją do ciągłego patrzenia w oczy Lucjusza — kobieta była o tym przekonana — czułaby się jak najmniejsza na świecie istota zdana na łaskę giganta.
   Uczennica nadal mając wrażenie, że jest świdrowana wzrokiem, skręciła gwałtownie w prawo, przyspieszając nieco kroku. Płynność jej ruchów została delikatnie zachwiana, zwracając uwagę uważnego obserwatora. Cate mijała uczniów, schodzących się do Wielkiej Sali, brnąc szybko przed siebie, jak najszybciej idąc na czwarte piętro. Skupiła się na otaczających ją dźwiękach oraz osobach, gorączkowo wypatrując najbliższego śmierciożercy. Kiedy tłum nieco się przerzedził, aż w końcu została sama na pustej klatce schodowej, a potem korytarzu, pokonała ostatnią prostą dzielącą ją od biblioteki, złapała za klamkę i pociągnąwszy ją w dół, ze zdumieniem stwierdziła, że pomieszczenie jest zamknięte. Odsunęła się od drzwi na wyciągnięcie dłoni, patrząc zdezorientowana na wejście. Obejrzała się za siebie, ponownie wypatrując jakiejkolwiek osoby w zasięgu wzroku. Po upewnieniu się, iż jest sama, wyszarpnęła różdżkę i odblokowała zamek, wchodząc do środka. Wychyliła się w głąb pomieszczenia, szukając nieco zmartwionym wzrokiem bibliotekarki, lecz nikogo nie zobaczyła. Zamknęła ostrożnie drzwi i wślizgnęła się za regały, kierując się na sam koniec biblioteki. W pewnym momencie przystanęła i spojrzała na swoje buty, zastanawiając się, czy powinna je zdjąć, by zmniejszyć poziom hałasu, jaki tworzyła. Chwilę później trzymała buty w jednej ręce, chowając je za swoimi plecami, by uniknąć zderzenia ich z regałem książek. Przyspieszyła kroku, który po parunastu sekundach zamienił się w lekki trucht, kierując się do ustawionej pod samą ścianą pancernej szafki. Obejrzała się przez ramię, uspokoiła zaburzony przez emocję oddech, po czym otworzyła metalowe drzwiczki zaklęciem i zajrzała do środka. 
   Cate przechyliła głowę, czytając tytuły nieposegregowanych mugolskich książek, które nie zostały zniszczone.
   "Atlas Motyli, Europa - historia, Słownik poprawnej angielszczyzny" — czytała pospiesznie w myślach, sunąc wąskim palcem po nadrukowanych literach. "Fauna i Flora Oceanii, Odkrycie Ameryki, Niemiecki dla początkujących" — zmarszczyła brwi.
   Po kilku minutach przeczytała wszystkie tytuły, nie znajdując niczego, co w jej odczuciu mogłoby się tutaj przydać. Kucnęła przy szafce, intensywnie myśląc. Odwróciła się, śledząc wzrokiem inne regały.
   "Myśl, Cate! Jeśli nie rozumiesz nic z tego, co usłyszałaś, a jesteś czarodziejem, to czarodziejskie środki tu nic nie pomogą. Zakładając, że był to komunikat nadany przez ruch oporu, logicznym jest, że musieli podać zaszyfrowaną wiadomość. A najtrudniejszym szyfrem dla Czarnego Pana byłoby coś mugolskiego, jestem tego pewna" — tłumaczyła sobie w myślach.
   Wtem usłyszała ciche, równomierne postukiwanie. Na ułamek sekundy zamarła, by zaraz po tym rzucić się na drzwi od szafki, którą pospiesznie zamknęła i zanurkowała za najbliższy regał, obserwując z ukrycia oddalone o kilkadziesiąt metrów wejście. Drzwi otworzyły się, a do środka z gracją wszedł Lucjusz Malfoy. Cate przygryzła usta, łapiąc mocno za trzymane w ręku buty. Mężczyzna nie poruszył się, najprawdopodobniej nasłuchując. Gryfonka widziała jedynie fragment jego torsu oraz nogi, dlatego też nie była w stanie stwierdzić, w którą stronę spogląda. Cate zastanawiała się, jak wybrnie z tej sytuacji. Biblioteka znajdowała się na czwartym piętrze, dlatego opcja wyjścia przez okno nie wchodziła w grę — było zbyt wysoko. Malfoy obecnie miał ją w garści, stał przy wyjściu, a jedno z nich prędzej, czy później musiałoby opuścić pomieszczenie.
   Cate poczuła jak jej serce przyspiesza i robi jej się ciepło. Otarła pocącą się dłoń, po czym ostrożnie ruszyła naprzód, nie spuszczając Lucjusza z oka. Arystokrata nie zmienił swej pozycji, choć przeniósł laseczkę do lewej ręki. Kobieta wiedziała, że w środku ukryta była jego różdżka, dlatego poczuła się o wiele bardziej niepewnie, myśląc, iż mógł ją wyjąć. 
   Malfoy zacmokał z niezadowolenia.
   Cate zamarła. Arystokrata ruszył naprzód, a kobieta wsłuchała się w jego kroki, synchronizując swoje z jego własnymi. Zmierzała właśnie do sekcji czytelniczej, chcąc schować się za jednym z wielu foteli i stolików, kiedy straciła Lucjusza z oczu. Gryfonka spanikowała, całkowicie tracąc skupienie. Stanęła nieco zgięta, zaglądając przez szpary między regałami. Ze stresu obejrzała się nawet za siebie, lecz nigdzie nie widziała śmierciożercy. Zrobiła parę kroków, starając się jak najszybciej opuścić bibliotekę. Nie słyszała absolutnie niczego oprócz rozszalałego bicia jej serca oraz szumiącej krwi w uszach. Wyjrzała zza regału, nie widząc niczego prócz półek z książkami. Przełknęła ślinę i zrobiła kolejny krok w przód, wychodząc na przejście między regałami, prowadzące wprost do wyjścia. W tej samej chwili poczuła chłodny, twardy przedmiot, uciskający jej na podstawę szyi, przyszpilając ją plecami do pobliskiego regału.
   — Oczywiście — mruknął niskim głosem Malfoy, wyłaniając się niczym zjawa. — Któżby inny, jeśli nie panna Courage. 
   Lucjusz przycisnął laskę o wężowej głowie do jej ciała, przez co Cate wypuściła buty z ręki, opierając się mężczyźnie. Arystokrata rzucił okiem na rozrzucone obuwie, a następnie na jej stopy.
   — Ktoś tu próbował mnie przechytrzyć — stwierdził, świdrując ją wzrokiem. Gryfonka poczuła ucisk w okolicach brzucha, ponownie czując się jak najmniejsza i najsłabsza osoba we wszechświecie.
   Cate próbowała siłować się z mężczyzną, a widząc jego rozbawiony wyraz twarzy, wymierzyła mu kopniaka, którego z łatwością zablokował, przekręcając ją przodem do regału.
   — Jesteś przekomiczna, wiesz? 


Komentarze