Wdzięk Arystokraty - 6.

6.

   Cate wzięła ostatni głęboki oddech, po czym pewnie zapukała w ciemnobrązowe mahoniowe drzwi, prowadzące do gabinetu nauczyciela obrony przed czarną magią.
   — Wejść — nakazał męski głos z wewnątrz.
   Kobieta wślizgnęła się do pomieszczenia, zostawiając znaczną część odwagi za drugą stroną drzwi.
   — Panna Courage? — spytał Lucjusz, z trudem hamując swe zdziwienie.
   — Dzień dobry — przywitała się, zerkając w stronę pochylonego nad biurkiem arystokraty. 
   W pomieszczeniu było przyjemnie ciepło, nie za gorąco i też nie za zimno, natomiast jedynym źródłem światła było umieszczone za nauczycielem okno, osadzone w ściennej wnęce. Samo okno nie było tak monumentalnych rozmiarów, jak inne w zamku, było wręcz dosyć małe, dlatego światło wpadające do gabinetu dobrze rozświetlało jedynie blat biurka, na którym leżało kilka prac uczniów oraz jakieś koperty.
   Lucjusz odłożył ozdobne pióro, którym robił jakieś notatki lub odpisywał na czyjś list, zapraszając gestem Cate, by ta zajęła miejsce naprzeciw niego. Gryfonka podeszła do wiktoriańskiego krzesła o miękkim obiciu i po paru chwilach podniosła wzrok, napotykając nieodgadnione spojrzenie szarych tęczówek.
   — Czym zawdzięczam tę wizytę? — zapytał.
   Cate przymknęła na chwilę oczy, pochyliwszy się w fotelu, a następnie znacznie uspokoiła się, ponownie zwracając swoją uwagę na Lucjusza.
   — Chciałabym dowiedzieć się czym jest oklumencja — odparła, opanowując drżenie głosu.
   Malfoy zagłębił się w fotelu, dumnie wyprostowany. Delikatnie pogładził wężową główkę laski, patrząc tym samym, tajemniczym wzrokiem na Gryfonkę.
   — Dlaczego miałbym ci odpowiedzieć?
   Cate zamrugała, zbita z tropu.
   "Szlag, o tym nie pomyślałam" — przyznała w myślach, nerwowo obrysowując palec wskazujący swoim kciukiem.
   Chwila niepewności trwała bardzo krótko, jednak Lucjusz był swego rodzaju mistrzem w interpretacji ludzkiej mimiki, dlatego też nie potrafił powstrzymać cienia uśmiechu, jaki wkradł się na jego twarz.
   — Bo... sama bym znalazła odpowiedź na to pytanie, ale biblioteka jest nadal zamknięta — stwierdziła.
   — Dlaczego nie zapytasz dyrektora o pozwolenie na wejście do biblioteki? — spytał Malfoy i choć Cate miała lekko spuszczoną głowę, to potrafiła usłyszeć w jego głosie uśmiech.
   — A dlaczego w ogóle jest zamknięta?
   — Nie odpowiada się pytaniem na pytanie, panno Courage — odparł mężczyzna, opierając brodę na prawej ręce, podpartej o podłokietnik fotela.
   Gryfonka spojrzała na arystokratę, z trudem starając się patrzeć mu w oczy. Światło dochodzące zza jego pleców w wyjątkowo zmysłowy sposób podkreślało jego pięknie wyciosaną szczękę oraz drobny zarost. Malfoy miał na sobie czarną koszulę z jedwabiu, rozpiętą u podstawy szyi, idealnie kontrastującą z jego jasną cerą i włosami.
   — Wolałam przyjść do pana — przyznała niechętnie, na co zaskoczony Lucjusz uniósł brwi w górę.
   — Do mnie? — powtórzył spokojnie.
   Malfoy z gracją podniósł się z miejsca, chwytając za swoją laskę dżentelmeńską. Cate oparła się w fotelu, ściskając z nerwów podłokietniki, aż pobielały jej palce. Wpatrzyła się w blondyna, który dostojnie ominął biurko, a następnie ostentacyjnie wyciągnął różdżkę z laski, by zaraz po tym wycelować ją w drzwi. Gryfonka usłyszała cichy szczęk zamka, jednak uzbrojona ręka Malfoya nie opadła, rzucając kolejny urok. 
   — Wolisz praktykę, czy teorię? — spytał Lucjusz, zwracając swą uwagę w stronę siedzącej w udawanym spokoju kobiety.
   — Trochę teorii, więcej praktyki — odparła cicho, przełknąwszy ślinę.
   Malfoy przypatrzył się jej z ciekawością, po raz kolejny obserwując, jak jej buntownicza natura zdaje się szwankować w jego gabinecie lub jego obecności. 
   — Boisz się, panno Courage? — spytał.
   — Nie — odparła Cate, mrużąc lekko oczy, przywracając część swojej wojowniczej aparycji. Arystokrata z trudem powstrzymał uśmiech. Ależ uwielbiał się z nią drażnić.
   — Bardzo dobrze, ponieważ na tym częściowo polega oklumencja; na panowaniu nad swoimi emocjami... — przerwał, świdrując uczennicę wzrokiem. — Ale nie tylko. Oklumencja to swoista tarcza przed legilimencją, choć nie wymaga żadnej formuły do stosowania.
   — Nie jest to zaklęcie? — spytała Cate.
   Malfoy zaprzeczył ruchem głowy.
   — Nie. Oklumencję buduje się w sobie, w swoim umyśle. Niektórzy posiadający wybitne umiejętności w dziedzinie legilimencji są w stanie częściowo używać jej bez zaklęcia, co znaczy po prostu tyle, że potrafią bezbłędnie zinterpretować emocje wypisane na twojej twarzy. — Uśmiechnął się półgębkiem, mierząc Cate wzrokiem spod przymrużonych powiek. Kobieta z trudem starała się wyglądać na niewzruszoną. — Ale prawdziwa potęga legilimencji to nie interpretacja mimiki, a wspomnień.
   Cate zmarszczyła brwi, a Lucjusz spojrzał na chwilę na swoją różdżkę.
   "O nie" — pomyślała Gryfonka, a w jej oczach na ułamek sekundy błysnął strach.
   — Chcesz zobaczyć, panno Courage? — spytał Malfoy. — Część teoretyczna właśnie się skończyła — stwierdził, unosząc prawą dłoń w stronę siedzącej kobiety.
   — Ale... — zaczęła.
   — Tak? — spytał nonszalancko.
   — Jak to wspomnień? — spytała, słysząc drżenie głosu wydobywającego się z jej gardła.
   — Panuj nad emocjami — polecił; jego słowa z trudem dotarły do Gryfonki, wpatrzonej w wycelowaną w nią różdżkę. — Staraj się podsuwać mi fragmenty nieistotnych wspomnień lub nawet je  zmyślać. Pamiętaj tylko, że muszą być wiarygodne. Powinnaś poświęcić uwagę nie tylko samemu zdarzeniu, jakie wymyślasz, ale także emocjom, zapachom, doznaniom, jakie mogą temu towarzyszyć. — Uśmiechnął się przebiegle. — Ale teraz dość gadania. Legilimens!
   Cate poczuła, jak jej plecy wciskają się w fotel. Straciła wizję gabinetu, przed jej oczami pojawiły się urywki obrazów i różnych scen... Zaraz, zaraz. To były jej wspomnienia! Młoda kobieta czuła jak jej umysł pod wpływem zaklęcia wertuje różne wydarzenia z jej życia, na razie pokazując jej różne urywki rodzinnych sprzeczek.
   — Broń się, Cate — usłyszała męski głos, jednak nie była pewna do kogo należał. 
   Wspomnienia przeskoczyły do pierwszych chwili w Hogwarcie — ceremonii przydziału:
   — Hmm, co my tu mamy... Wielkie ambicje, tak, oj tak. Duże pokłady inteligencji, ale niestety spora porywczość. Ach, no i oczywiście czysta krew! GRYFFINDOR! — zawołała Tiara Przydziału.
   Cate poczuła jak Lucjusz wycofuje się z jej umysłu. Chwilę potem z powrotem siedziała na miękkim, wygodnym fotelu w gabinecie nauczyciela obrony przed czarną magią.
   — Jak myślisz, dlaczego Tiara nie przydzieliła cię do lepszego domu? — spytał, drażniąc się z młodą kobietą.
   Gryfonka złapała parę głębokich oddechów i uspokoiła drżące dłonie.
   — Prosiłam ją, by przydzieliła mnie do Slytherinu — odparła szczerze.
   Malfoy przechylił głowę, wyraźnie zainteresowany.
   — Podobają mi się kolory Slytherinu i o wiele lepszy klimat pokoju wspólnego — wyjaśniła, na co Lucjusz skinął głową.
   — Nie stawiasz oporu, mógłbym się dowiedzieć czegokolwiek — oznajmił, świadomie dobierając słowa, które echem odbiły się w myślach Gryfonki.
   — Jeszcze nie wiem jak to robić. Nie rozumiem idei.
   — Kiedy napastnik nie szuka niczego konkretnego, tylko penetruje twój umysł, możesz uczepić się dowolnie wybranej myśli, lub kilku wybranych i skupiać się wyłącznie na pokazywaniu właśnie takich wizji. 
   — No dobrze — powiedziała cicho.
   Malfoy ponownie uniósł różdżkę, a Cate skinęła głową. Lucjusz połączył się z jej umysłem, a następnie pomyślał o sobie samym, starając się znaleźć wspomnienia związane z jego osobą. Nie trwało to długo, nim odnalazł pierwsze sceny.
   Cate siedziała na lekcji obrony przed czarną magią, uważnie obserwując przechodzącego się po klasie nauczyciela. Miał rozpuszczone włosy przerzucone w tył, lecz jeden niesforny kosmyk opadał po barku blondyna, dodając jakiegoś hipnotyzującego uroku. Tego dnia Malfoy miał na sobie ciemnozieloną szatę z lnu oraz czarny płaszcz, z nieznanego dla Cate materiału, przyozdobiony srebrnymi klamrami. Kobieta pochłaniała każde słowo, jakie wypowiedział nauczyciel, ale równie mocno chłonęła całą jego postawę, emanującą dumą i gracją. Jej twarz oparta była na jednej dłoni, dlatego kiedy mężczyzna spotkał się z nią wzrokiem, powoli opuściła rękę, prostując się w krześle.
   Lucjusz po raz kolejny wycofał zaklęcie, a kobieta poczuła znajome pieczenie na policzkach.
   — Jak dobrze widzieć taką myśl — stwierdził, pogłębiając jej rumieńce, które oczywiście nie uszły jego uwadze. — Ten płaszcz był dosyć nowym nabytkiem i nie byłem pewien, czy dobrze go dobrałem.
   Gryfonka spojrzała na niego i nim zdążyła się powstrzymać, odpowiedziała:
   — Jest doskonale dobrany.
   Malfoy uśmiechnął się złośliwie, przywołując Gryfonkę do porządku, która z zawstydzenia spuściła wzrok. Odchrząknął, zwracając uwagę kobiety z powrotem na niego.
   — Legilimens! — zawołał ponownie, penetrując umysł uczennicy.
   Tym razem Cate postanowiła przechylić szalę tej małej walki na swoją stronę. Skupiła się maksymalnie i przedstawiła Malfoyowi prawdziwą wizję tego, jak rozmyśla nad powojennymi losami jego rodziny. Nie musiała niczego dodawać — emocje, myśli i doznania nie były sztuczne. Po paru sekundach poczuła nagłe szarpnięcie, zupełnie jakby napastnik chciał zerwać więzy, jakimi przytwierdziła go do tego wspomnienia, lecz Cate wygrała. Chwilę potem Malfoy wycofał zaklęcie, a kobieta z zaskoczeniem zauważyła, że klęczy na podłodze, opierając się jedną ręką o posadzkę. Najwyraźniej walka w rzeczywistości była o wiele bardziej zacięta, bowiem na jej skronie wstąpiły maleńkie kropelki potu. Podniosła głowę na Lucjusza, który miał przymknięte oczy oraz spokojny wyraz twarzy, jednak jego klatka piersiowa zdradzała nierówny oddech. 
   Cate podniosła się do pozycji stojącej, a nauczyciel przywołał zaklęciem swoją laskę dżentelmeńską opartą o ścianę i złapał ją pewnym chwytem. Mężczyzna wiedział, że kobieta przy zerowej wiedzy o oklumencji nie byłaby w stanie tak szybko sfabrykować tak wiarygodnej wizji. Musiała być prawdziwa. Tylko dlaczego myślała... nie, nie myślała... martwiła się o jego rodzinę.
   Lucjusz zdjął zaklęcie wyciszające i zabezpieczające z jego gabinetu, umożliwiając wyjście Gryfonce. Ustabilizował swój oddech, po czym wsunął różdżkę do schowka w lasce. Cate usłyszała szczęk zamka, jednak nie wiedziała co ma zrobić. Czy powinna go przeprosić?
   "W sumie za co? Mam prawo do zastanawiania się nad losami śmierciożerców" — stwierdziła w myślach, jednak było to stwierdzenie, do którego wkradła się nutka niepewności. 
   Stali tak w milczeniu, wpatrując się w siebie nawzajem, dopóki Lucjusz nie odzyskał swojej wewnętrznej równowagi i otworzył Gryfonce drzwi, bez słowa wypraszając ją ze swojego gabinetu. Cate spojrzała na mężczyznę, przeszła przez pokój i wyszła na korytarz. Drzwi zamknęły się za nią, jednak kobieta odwróciła się i położyła na nich swoją dłoń. Po drugiej stronie ściany, Malfoy stał blisko wejścia, wpatrzony przez okno wychodzące na Zakazany Las. W pewnym momencie usłyszał ciche "stuk", dochodzące zza jego pleców. Spojrzał przez ramię na zamknięte drzwi i choć tego nie widział, to kobieta oparła na nich swoje czoło.
   Dopiero po chwili odeszła od gabinetu, kierując się do starej klasy wróżbiarstwa, by tam sprawdzić czy dziś pojawi się kolejny komunikat.

Komentarze

  1. Bardzo interesująca historia, czekam na kontynuację<3

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz