Wdzięk Arystokraty - 8.
8.
Po rozszyfrowaniu wiadomości Cate opuściła cieplarnie, uprzednio żegnając się z Profesor Sprout, po czym ruszyła brukowaną dróżką do najbliższego wejścia do zamku. Weszła na drewniany mostek, który został odbudowany na kształt poprzedniego, wysadzonego w czasie Bitwy o Hogwart. Położyła rękę na drewnianej balustradzie, co parę kroków unosząc ją, by nie zderzyła się z klasycznie ozdobioną dębową kolumną. Potężne jeszcze niezdarte od butów deski cichutko jęczały pod ciężarem jej stóp. Cate spojrzała w dół przez barierkę, zawieszając wzrok na głębokim rowie otaczającym tę część zamku. Kiedyś, za czasów średniowiecznych pełnił funkcję fosy, jednak od wielu lat ziemne koryto zbierało tylko nadmiar deszczówki w ulewne dni.
Gryfonka odwróciła wzrok w stronę kamiennego muru przed nią, gdzie znajdowało się wejście do zamku. Gdy tylko złapała za żelazną kołatkę i pociągnęła wrota w swoją stronę, jej uszu dobiegły głośne odgłosy paniki, dobiegające gdzieś z okolicy Wielkiej Sali. Zaalarmowana, wpadła do środka i puściła się biegiem w stronę dźwięków, mijając po drodze duży obraz z farmerem pilnujących pasących się owiec. Sam farmer zwrócił uwagę na odgłosy i zdezorientowany patrzył za biegnącą Cate.
Kobieta minęła kilka odnóg korytarza, kierując się w stronę głównego, łączącego się z Wielką Salą. Odgłosy paniki były coraz to głośniejsze, mogła już rozróżnić kilka różnych płaczących głosów oraz osoby krzyczące. Wybiegła na korytarz, po czym zwolniła gwałtownie, widząc dużą grupę młodszych roczników, zebranych nieopodal wejścia do Wielkiej Sali. Z drugiej strony Cate wypatrzyła kilku nauczycieli ze starego grona pedagogicznego sprzed wojny. Na miejscu była już Minerwa, przeciskająca się w stronę uczniów siejących największy lament, a za nią podążał niziutki profesor Flitwick. Po chwili Cate zobaczyła także panią Hooch, rozmawiającą z jakimś młodym Puchonem.
Gryfonka rozejrzała się po otaczających ją uczniach, jednak nie chciała ich zaczepiać, gdyż coś jej podpowiadało, że musieli przeżyć bardzo traumatyczne wydarzenie.
— Co się stało? — usłyszała profesora Flitwicka, zwracającego się do swojej podopiecznej.
— Ten... ten nowy nauczyciel.
— Kaar? — zapytała natychmiast Minerwa, na co trzynastolatka skinęła głową.
— On.. on...
— To jakiś sadysta! — krzyknął inny uczeń roztrzęsionym głosem. Przeprosił kilku swoich kolegów, którzy ustąpili mu miejsca, by po chwili znaleźć się obok nauczycieli.
— Wiemy, że to niesamowicie trudne, ale ktoś z was musi nam powiedzieć co się stało.
— Byliśmy na lekcji opieki nad magicznymi zwierzętami — zaczął jasnowłosy chłopak z trzeciego roku. — I mieliśmy uczyć się o testralach, ale tylko część z nas mogła je zobaczyć i chyba nie trudno jest się domyśleć kto mógł je zobaczyć — dodał chłopak, spoglądając znacząco na zapłakaną dziewczynę z jego klasy, która przytuliła się do Minerwy, chowając się przed wzrokiem zebranych. — Ja osobiście ich nie widzę, ale nie musiałem, by wiedzieć, co się stało. Testrale były tak wygłodniałe... — jego głos załamał się, a oczy zabłysnęły łzami — że rzucały się na siebie, a ten... ten... — Zacisnął pięści, a z jego oka wyleciała łza.
Pani Hooch cicho odesłała Puchonkę do dormitorium, podobnie jak większość zebranych, zapewniając, że tą sprawą będą musieli się zająć prawdziwi nauczyciele. Gdy grupka przerzedziła się, Cate dopiero wtedy spostrzegła stojącego na środku korytarza Lucjusza. Wracający do dormitorium Puchoni omijali go szerokim łukiem, unikając jego wzroku. Malfoy nawiązał kontakt wzrokowy z Gryfonką, powolnym krokiem podchodząc do trójki nauczycieli i kilku pozostałych uczniów.
— Mówił, że to najlepsza nauka, jaką może nam dać ta szkoła. Że to... kluczowe do przetrwania, tak działa natura i jeszcze że... — urwał, zobaczywszy nauczyciela obrony przed czarną magią.
Minerwa, Filius i Rolanda podążyli za spojrzeniem ucznia. Choć starali się zachować profesjonalizm, to nawet osoba postronna byłaby w stanie wyczuć narastające w powietrzu napięcie.
— Przetrwa najsilniejszy — dokończył za roztrzęsionego ucznia, a chłopak zacisnął zęby, uwydatniając mięśnie szczęki.
Nastała chwila niekomfortowej ciszy. Nagle chłopak zerwał się z miejsca i z pięściami ruszył na arystokratę. Nim ktokolwiek zdążył zareagować i zatrzymać Krukona, ten wyprowadził cios, który mógłby ugodzić Malfoya w klatkę piersiową, jednak mężczyzna w porę złapał słabszego od siebie za nadgarstki. Zatrzymał uderzenie, po czym odwrócił go, uwalniając jego ręce i położył mu dłoń na ramieniu.
— Tak tego nie rozwiążesz — oznajmił uspokajającym tonem, jeszcze bardziej zadziwiając wszystkim wkoło. To wszystko stało się tak szybko, że Cate zastanawiała się, czy to nie była jakaś fatamorgana, jednak miny innych utwierdziły ją w przekonaniu, iż wszystko dobrze zobaczyła.
— Przeprasz... — zaczął chłopak.
— Idź już — przerwał mu Malfoy uspokajającym tonem. Cate miała wrażenie, że zanim wszedł mu w zdanie, ścisnął go pokrzepiająco za ramię.
Chłopak odwrócił się i pobiegł w stronę klatki schodowej, rozpoczynając wspinaczkę do dormitorium. Lucjusz spojrzał na Catę, po czym polecił:
— Ty też.
— Chcę znać finał tego zdarzenia — odparła, a pani Hooch natychmiast odezwała się do Malfoya.
— Skąd wytrzasnęliście tego Kaara? To jeden z waszych zapchlonych śmierciożerców? Snape może wsadzić go sobie....
— Severus nie ma tu nic do tego — odpowiedział, unosząc rękę w uspokajającym geście. — To była decyzja odgórna.
— Co to ma w ogóle oznaczać? — zapiszczał Filius, marszcząc brwi.
— Odgórna od Sam-Wiesz-Kogo? — zapytała Minerwa.
Lucjusz skinął głową.
— Jeśli taka osoba ma nauczać tego przedmiotu, to lepiej, żeby w ogóle został wycofany z programu! — stwierdził Flitwick, a zebrani przyznali mu rację.
— Muszę porozmawiać z Severusem — powiedziała Minerwa. — Nie interesuje mnie, czyja to decyzja, tego człowieka trzeba stąd wyrzucić.
— Severusa nie ma w gabinecie, został wezwany. A co do reszty twojej wypowiedzi, Minerwo — nie nam to stwierdzać — oznajmił Malfoy cichym tonem, a zaraz po tym odwrócił się na pięcie i odszedł.
Niedługo po tym grupka rozeszła się w swoje strony, a Cate pospiesznie udała się do Wieży Gryffindoru, by odrobić pracę domową. Chciała wypełnić swoje obowiązki jak najszybciej, gdyż miała w głowie wielki plan pomocy testralom, który chciała wdrożyć w życie jeszcze dziś w nocy.
Wieczorem, kilkadziesiąt minut przed rozpoczęciem ciszy nocnej w czasie której nie można było spacerować, Cate opuściła dormitorium. Szybkim, rytmicznym krokiem udała się w stronę kuchni, unikając spojrzeń mijanych uczniów. Gdy zeszła po schodach do lochów, wyjrzała ostrożnie na długi, wąski korytarz pogrążony w półmroku, sprawdzając czy wokół kręcą się jacyś Ślizgoni lub Puchoni. Na całe szczęście korytarz był całkowicie pusty. Gryfonka przylgnęła do lewej strony ściany, kierując się w stronę obrazu z owocami. Kiedy do niego podeszła, posmyrała namalowaną gruszkę, a chwilę potem ukazało się przejście.
Kilka skrzatów zwróciło uwagę na wchodzącą uczennicę, natychmiast proponując jej przeróżne dania lub przekąski.
— Bardzo wam dziękuję, ale jestem w nieco innej sprawie. Potrzebuję sporą ilość surowego mięsa, obojętne jakiego rodzaju, mogą to być też jakieś podroby, jakie zostały wam z obiadów, nawet resztki mięsa, jakie podaliście dziś do stołu.
— Czy nasze posiłki panience nie smakowały? — zapytał ze smutkiem jeden skrzat z wielkimi, uroczymi oczami.
— Wasze dania są przepyszne. Resztki nie będą dla mnie, ale dla testrali. Są wygłodniałe i chcę im pomóc. I proszę, zachowajcie dyskrecję, nie mówcie nikomu, że brałam od was mięso... Tak w zasadzie to w ogóle nie wspominajcie, że taka sytuacja miała miejsce.
Skrzat z wielkimi oczami patrzył na nią przyjaźnie, podczas gdy reszta jego kolegów z godną podziwu szybkością kończyła zamówienie. Po paru minutach Cate miała przed sobą wysokie, białe wiadro wypełnione mięsnymi resztkami z obiadu oraz paskudnie śmierdzącymi podrobami. Gryfonka powstrzymała odruch wymiotny, wyjęła z kieszeni płócienną torbę, którą nałożyła na wierzch wiadra, zapobiegając wydostawaniu się przykrego zapachu, po czym za pomocą zaklęcia zmniejszyła wiadro do maleńkich rozmiarów, tak by mieściło jej się w dłoni. Podziękowała skrzatom, które wcisnęły jej na drogę kakaowe ciasteczka, schowała wiadereczko do kieszeni, upewniając się, że nie przechyli się, wylewając zawartości do jej kieszeni i wyszła z kuchni, zostawiając dużą grupę skrzatów.
Na korytarzu nie było nikogo, dlatego też bez ociągania wspięła się na górę schodów, skąd poszła do Wieży Gryffindoru. Miała jeszcze 15 minut do ciszy nocnej. W pokoju wspólnym spora grupka uczniów skupiła się wokół kamiennego kominka, rozmawiając o czymś ściszonym i głosami. Cate minęła ich, kierując się do dormitorium dziewcząt, skąd chciała zabrać swą miotłę. W Gryffindorze oraz Hufflepuffie było mało młodocianych zwolenników Voldemorta, jednak na pewno niektórzy z nich nie mówili na głos o swoich poglądach, pozostając w ukryciu. Tacy byli dla Cate największym zagrożeniem; mogli donieść śmierciożercom o jej planach.
Gryfonka podeszła do swojego prowizorycznego pokoiku odgrodzonego od reszty kotarą. O tej porze większość zasłon u innych dziewczyn było już zasuniętych. Niektóre tylko rozmawiały ze sobą, dlatego zasłoniły swój kącik tylko częściowo, a zza innych sączyło się delikatne światło zaklęcia lumos. Kobieta weszła za zasłonę i zajrzała pod łóżko, sięgając ręką po schowaną w pokrowcu miotłę.
Wyciągnęła pakunek spod spodu, otrzepując ręką niewielką warstwę kurzu, po czym wyjęła ze środka klasyczną miotłę — Nimbusa 2000. Uśmiechnęła się na jej widok, gładząc z czcią idealnie dopasowaną do dłoni rączkę. Podniosła się, odrzuciła pokrowiec na łóżko, po czym wyciągnęła różdżkę pomniejszając także i miotłę. Schowała ją do drugiej kieszeni w swoich spodniach, a następnie zdjęła szybko szatę Gryffindoru, zakładając na siebie ciepły, czarny płaszcz z głębokim kapturem. Kiedy odwiedzała szatę do swojej niewielkiej szafy, przypomniała sobie o schowanych ciasteczkach. Z przebiegłym uśmiechem sięgnęła po jedno z nich, które ze smakiem zjadła, dodając sobie otuchy na nadchodzącą misję.
Wyślizgnęła się niepostrzeżenie z dormitorium, po czym przecięła już prawie pusty pokój wspólny i wyszła z Wieży Gryffindoru, kierując się wprost na Wieżę Astronomiczną. Jak zawsze ściągnęła buty, minimalizując hałas swoich kroków, a następnie po ciemku pobiegła do swojego celu. Podobnie jak wtedy, gdy wchodziła do starej klasy wróżbiarstwa, co jakiś czas przystawała nasłuchując.
Nowego śmierciożercy nie było ani śladu, nie spotkała także nigdzie woźnego Filtcha czy nawet jego podłej kotki. Gdy była już blisko wejścia na Wieżę Astronomiczną, jakaś postać z obrazu krzyknęła i zaczęła narzekać na to, jak to nie można się wyspać. Krzyk ten zbudził obraz wiszący parę metrów dalej na przeciwnej ścianie. Cate syknęła ze zirytowania, czując jak jej pewność siebie zaczyna podważać stres. Przeszła przez łuk prowadzący na kręte, kamienne schody o wysokich stopniach, ostrożnie wchodząc wyżej. Kobieta podpierała się o zewnętrzną stronę ściany, gdzie schodki były najszersze.
Kiedy wreszcie ujrzała gwiazdy na niebie, uśmiechnęła się so siebie. Już prawie połowa jej planu przebiegła pomyślnie. Wdrapała się na szczyt Wieży Astronomicznej, czując na plecach zimny wiatr. Niebo było przejrzyste, dzięki czemu widoczność była bardzo dobra. Cate zerknęła z Wieży w stronę starej chatki Hagrida, nieopodal której odbyły się ostatnie zajęcia opieki nad magicznymi zwierzętami.
Gryfonka wyjęła zminiaturyzowaną miotłę, powiększając ją do swoich prawdziwych rozmiarów. Pomacała drugą kieszeń, upewniając się, że wiaderko z jedzeniem dla testrali nie przechyliło się, po czym podeszła do zamkowych blanek, wspinając się na jedną z nich. Ścisnęła uchwyt miotły i spojrzała na majaczący daleko przed nią Zakazany Las.
— Tylko nie patrz w dół — rozkazała samej sobie.
Ustawiła miotłę pomiędzy swoimi nogami, zsunęła kaptur z głowy i wciągnęła w płuca chłodne, jesienne powietrze.
— No to hops — oznajmiła.
Odliczyła do pięciu i wychyliła się do przodu, zsuwając się z muru Wieży Astronomicznej. Przez chwilę leciała w dół, mając wrażenie, że wszystkie jej organy wewnętrzne chcą uciec do górnych partii ciała. Z trudem oparła stopy na dwóch solidnie wykonanych podpórkach po czym poderwała się w górę. Spojrzała pod siebie ciesząc się w duchu, że wszystko poszło zgodnie z planem. Wystarczyło jeszcze parę sekund i wylądowałaby na dachu którejś klasy z niższych pięter. Poszybowała w górę, ciesząc się momentem prawdziwej wolności. Okrążyła Wieżę Astronomiczną oraz Wieżę Gryffindoru, wpatrując się w większe bądź mniejsze okna zanku, w których tu i ówdzie jarzyły się świece. Uśmiechnęła się i przymknęła oczy, lecąc spokojnie przed siebie.
W pewnym momencie usłyszała trzepotanie skrzydełek i w porę zwolniła lot, unikając zderzenia z nietoperzem polującym na komary. Otrząsnęła się i skierowała miotłę w stronę Zakazanego Lasu, lądując na jednej z polan sąsiadujących z borem. Zeszła z miotły unoszącej się w powietrzu półtora metra nad ziemią, po czym wzięła miotłę do ręki, ponownie ją miniaturyzując. Rozejrzała się wkoło, wypatrując jakiejś zagrody, w której mogłyby znajdować się testrale, jednak nic takiego nie znalazła.
Wtem usłyszała dziwny dźwięk. Początkowo nie była pewna, czy go sobie nie ubzdurała, jednak gdy usłyszała go ponownie, była pewna, że wydaje go jeden ze skrzydlatych koni. Kobieta mimowolnie przybrała smutny wyraz twarzy i pewnym krokiem weszła do lasu.
Witaj
OdpowiedzUsuńJest późna noc, a jak jak i wczoraj tak i dziś wkręciłam się w Twoje opowieści. Jedna noc zeszła mi na Dziewczynie ze Slytherinu i dzisiaj padło na Wdzięk arystokraty...
Obie historie cudowne, żałuję tylko, że tej drugiej nie ma nieco wiecej 💔
Dziękuję za umilenie mi nocy przed snem ❤️
Chciałabym przeczytać coś więcej o Lucjuszu i Cate, ta historia ma potencjał i to tak ogromny, że teraz nie będę mogła spokojnie zasnąć, zastanawiając się jak losy tej dwójki dalej się potoczyły 😁
Jutro zabieram się za kolejną rzecz u Ciebie na blogu.
Pozdrawiam cieplutko, ślę moc uścisków i energii na dalsze tworzenie. 🤗