Mechanik - 6.

 


6.

Pędzili tak szybko, że gwiazdy nie były już małymi świecącymi punkcikami, a liniami opływającymi prom kosmiczny, które po ułamku sekundy gasły, robiąc miejsce następnym. Był to tak hipnotyzujący widok, że Irene całą drogę wpatrywała się w okno, nie zadając nawet pytań o to dokąd zmierzają. Hal, siedzący obok niej, widział jej reakcje i nie mógł się doczekać, kiedy wreszcie dotrą na miejsce. Wiedział, dokąd się udają. Wiedział, że oprócz największego osiągnięcia Galaktycznego Imperium, zobaczy także gwiezdne niszczyciele zaliczane do cudów techniki.

Nie wiedziała ile dokładnie trwała podróż, ale wydawało jej się, że minęła stanowczo za szybko. Gdy statek zwolnił, wychodząc z hipernapędu, początkowo widziała jedynie ciemność, jednak po paru minutach cichą i przeraźliwie pustą otchłań rozświetlił niebieskawy blask. Nie była pewna co to takiego, a jej oczy ledwie zniosły widok, mrużąc powieki w obronie przed drażniącym światłem. Jednak z każdą sekundą zaczynała widzieć więcej szczegółów, aż wreszcie bicie jej serca przyspieszyło, zachwycone widokiem. Niebieskawy blask otoczony został gigantycznymi metalowymi obręczami wytrzymującymi wysokie temperatury. Były to niesamowicie wydajne silniki, jakimi mogło się szczycić Imperium. Umieszczono je na tyłach kolosalnego statku kosmicznego przypominającego grot sztyletu o poszerzonej podstawie. Był to oczywiście gwiezdny niszczyciel, przy którym prom kosmiczny, jakim podróżowali zdawał się być maleńką, niegroźną pchełką.

Jednak po paru minutach spostrzegła kolejny niszczyciel, tym razem innej klasy, o bardziej rozbudowanym mostku, a potem następny i jeszcze jeden. 

"Dlaczego jest ich tu tak dużo? — pomyślała, wpatrując się za okno niczym w hipnozie".

Nagle poczuła dłoń na swoim ramieniu. Odwróciła się do zaczepiającego ją Hala, który z radością na twarzy wskazał jej okno po ich prawej stronie. Irene wychyliła się lekko z fotela, chcąc lepiej zobaczyć to, co jej pokazywał. Kiedy spojrzała przez okno, poczuła jak mięśnie jej szczęki słabną, pozostawiając lekko rozchylone usta. Nie powiedziała nic. Widok, jaki zastała za oknem mógłby ją zwalić z nóg, gdyby tylko nie zajmowała miejsca dla pasażera.

Gigantyczne gwiezdne niszczyciele skupione były wokół czegoś tak kolosalnego, co mogłoby wydawać się księżycem lub małą planetą. Irene nie wiedziała jak daleko znajdują się od tego obiektu, ale nawet z tej odległości robił on niesamowite wrażenie.

— I jak? — zapytał cicho Hal, samemu patrząc co jakiś czas za okno.

Irene pokręciła głową, marszcząc brwi, po czym po raz kolejny spojrzała w stronę kolosalnego obiektu.

— Co to jest?

— Militarna stacja kosmiczna.

— Stacja kosmiczna... — powtórzyła pod nosem. — Ile... Przecież....

Hal zaśmiał się, a Irene otrząsnęła się, przywracając sobie zdolność myślenia.

— Jak została zbudowana?

— Nie mam pojęcia — odparł szczerze, zawodząc dziewczynę.

— Jest ogromna, jak się nazywa?

— Gwiazda Śmierci.

Irene zdziwiła się.

— Śmierci? Tak mało przyjaźnie — skomentowała.

— W końcu jest militarna, nie ma być przyjazna.

— Racja — przyznała po chwili, patrząc jak stacja kosmiczna rośnie w oczach. 

Po kilkunastu minutach zbliżyli się do niej na tyle, że Irene była w stanie zobaczyć hangary o wejściach z pola siłowego, oddzielającego wnętrze stacji od próżni kosmicznej. Było ich wiele, a wszystkie z nich znajdowały się na średnicy stacji o kształcie kuli. Jeśli środkiem stacji były lądowiska dla statków, co w takim razie znajdowało się na innych piętrach? Ile czasu potrzeba człowiekowi, aby zwiedził całą stację piechotą? I co to za specyficzne wgłębienie w górnej części Gwiazdy Śmierci, wyglądające jak talerz satelity?

— Gdzie jesteśmy?

Hal popatrzył na nią dziwnie.

— Nie mam pozwolenia, by udzielić ci takich informacji.

— Jak to?

— Wiem, że to dla ciebie dziwne, ale musisz jeszcze trochę wytrzymać. Zostaniemy niedługo rozdzieleni, ale z tego co mi wiadomo, może się jeszcze zobaczymy.

Irene spojrzała na niego zdezorientowana, ale nie zadała więcej pytań.

"To oczywiste, przecież nie jestem jeszcze pracownikiem Imperium, ani nie pochodzę z imperialnej planety... Może czekają mnie jakieś psychotesty? — zgadywała w myślach, co rusz zerkając na Hala, jakby oczekując, że przeczyta i telepatyczne odpowie na jej myśli."

Nic takiego jednak nie nastąpiło, dlatego Irene ponownie rozejrzała się wokół siebie, ciesząc się ostatnimi chwilami w promie kosmicznym. Kiedy podchodzili do lądowania, przekraczając pole siłowe hangaru, przeraźliwą kosmiczną ciszę otaczającą ich statek wyparły odgłosy marszu, a także inżynierów sprawdzających sprawność zaparkowanych myśliwców TIE. Wnętrze Gwiazdy Śmierci było przepiękne. Zdecydowanie dominowała tutaj czerń i odcienie szarości, przełamywane przez białe światła usytuowane po bokach kolumn zdobiących przeciwległe ściany hangaru oraz na jego suficie. Podłoga została wykonana z jakiegoś niebywale trwałego czarnego materiału, błyszczącego nowością pomimo wielu statków, jakie tu wylądowały.

Rozpięli pasy bezpieczeństwa, a po wyłączeniu silników promu kosmicznego pasażerowie w określonej kolejności wychodzili do hangaru.

— Irene — odezwał się Hal, patrząc na nią poważnie. — Nie będziemy się widzieć przez jakiś czas, ale jestem pewien, że spotkamy się w stołówce. 

Zostali sami na pokładzie, lecz mimo to mężczyzna nie chciał wypuścić jej na zewnątrz.

— Czekamy na kogoś? — Usiadła na fotelu.

— Tak.

— Hal, nie ucieknę, przecież możesz mnie zostawić.

— Ale nie chcę. — Uśmiechnął się przyjaźnie. — Dotrzymuję ci towarzystwa.

— Dzięki, to bardzo miłe.

Hal nabrał powietrza w usta, jednak nim zdążył przemówić usłyszeli tupot butów stukających o obniżony pokład promu kosmicznego. 

Hal stanął na baczność w kierunku nadchodzącej dwójki szturmowców, a Irene podniosła się z fotela.

— Pani Irene Avama? — spytał jeden z nich, patrząc przez wizjer hełmu na kobietę.

— We własnej osobie.

— Proszę z nami.

Hal przepuścił Irene, idąc za nią jak cień. Cała czwórka opuściła pokład, a szturmowcy rozpoczęli równy krok, prowadząc Irene w stronę jednego z bocznych wyjść hangaru. Zerknęła za siebie i wyłowiła wzrokiem uniesiony kciuk kolegi mechanika. Uśmiechnęła się pod nosem i posłusznie podążyła za żołnierzami, starając się dorównać ich rytmicznym krokom. 

Mijali TIE fightery podpięte pod uprzęże unoszące je nad ziemią, inne imperialne promy o opuszczonych pokładach, skąd wyjeżdżały droidy sprzątające. Gdzieniegdzie widać było krzątających się mechaników, jednak sprawiali wrażenie nieprzemęczających się pracą.

— Możemy ze sobą porozmawiać? — spytała Irene po cichu, rzucając ukradkowe spojrzenia to jednemu, to drugiemu żołnierzowi.

— Nie za bardzo — odparł ten idący po prawej.

Wzruszyła ramionami, dalej podążając za szturmowcami, ciesząc się widokiem pięknego, industrialnego hangaru. 

Kiedy podeszli do ściany ozdobionej świecącymi po bokach filarami, pancerne, rozsuwane drzwi rozchyliły się z sykiem sprężonego powietrza, ukazując dobrze oświetlony korytarz, o podłodze częściowo wyłożonej metalową kratką, spod której buchało ognisto pomarańczowe światło. Irene nie wiedziała co może być źródłem owego światła, jednak po krótkim zastanowieniu doszła do wniosku, że może to być moduł regulujący temperaturę na stacji kosmicznej. 

Szturmowcy poprowadzili ją w prawą stronę, trzymając się zewnętrznej strony Gwiazdy Śmierci. Po kilkunastu rytmicznych krokach znaleźli się przy drzwiach, które rozsunęły się dopiero wówczas, gdy jeden ze szturmowców odblokował właz przyciskiem. Skinął głową na Irene, która po chwili weszła do środka. Kiedy drzwi zamknęły się za nią, pogrążyła się w ciemności, która dopiero po chwili zaczęła przekształcać się w półmrok. Pomieszczenie nie miało żadnych okien. Jedynym źródłem światła były tam małe słabiutko świecące listwy idealnie wpasowane w kąt między ścianami, a podłogą.
Pomieszczenie było prostokątem, a na środku niego został umieszczony stół wraz z fotelem, nieco podobnym do tego z promu kosmicznego.

— Usiądź, proszę — odezwał się skądś nieznajomy głos.

Irene zajęła miejsce, błądząc wzrokiem w półmroku. Nagle, tuż przed nią, po drugiej stronie stołu pojawił się spory hologram człowieka w mundurze identycznym do tego, jaki zrobił ciało Gideona, kiedy go poznała. Przez ułamek sekundy jej serce przeskoczyło o jedno uderzenie, lecz tuż po tym jej mózg zdołał przetworzyć informacje. To nie był Gerrand, po prostu jakiś inny oficer. 

— Imię?

— Irene Avama — odpowiedziała posłusznie, doskonale wiedząc, że na pewno posiada przynajmniej podstawowe informacje o jej osobie. W końcu szturmowcy wiedzieli, kim była. 

— Wiek?

— 20 lat.

Mężczyzna z hologramu przytaknął głową, patrząc w dół na coś, gdzie notował otrzymane informacje. Wizualizacja kończyła się na połowie jego tułowia, dlatego też Irene nie wiedziała czy oficer zapisuje od nowa wszystkie informacje, czy może sprawdza jej szczerość.

— Płeć?

— Kobieta.

— Wykształcenie?

Zawahała się, myśląc jednocześnie, że to niezwykle szczęście, iż na jej planecie mówiono w uniwersalnym w galaktyce języku.

— Podstawowe.

Hologram zerknął na nią ukradkowo, po czym ponownie opuścił wzrok.

— Pochodzenie?

— Okręg Ernick, planeta Dallenor.

Ponownie przytaknął głową. Po dłuższej chwili ciszy spojrzał na nią uważnie.

— Dziękuję za udzielone odpowiedzi. Dalsza część naszej rozmowy będzie polegała na skojarzeniach. Podaję hasło, pani podaje pierwszą myśl, jakie się z nim kojarzy.

— Dobrze — odpowiedziała grzecznie.

— Imperium.

— Rozwój.

— Potęga.

— Wiedza — mężczyzna zrobił nieco zaskoczoną minę, po czym odnotował coś i przeszedł dalej.

— Wojna.

— Cierpienie.

— Nieporządek.

Irene otworzyła usta, które po chwili zamknęła. Spojrzała na blat stołu, na którym tańczące cienie hologramu z jakiegoś powodu przypominały jej o czterech grobach, jakie zostawiła na rodzimej planecie. Otrząsnęła się.

— Rebelia.

Mężczyzna przyjrzał się jej.

— Czy straciła pani kogoś w wyniku wojny?

— Dallenor jest zwykle odsunięty od konfliktów... Ale tak, straciłam. Brata i ojczyma. Za... — Odchrząknęła, hamując załamanie głosu — Zabili go rebelianci. Nie wiem nawet dlaczego.

— To terroryści, nie muszą mieć powodu.

Irene skinęła głową, nie wiedząc co powiedzieć. Terroryści, czy nie... Dlaczego akurat trafili do jej domu? Musiała być w tym jakaś przyczyna.

— Szturmowiec.

— Człowiek.

— Dobrze, dobrze. Czy chce pani służyć Imperatorowi? 

— Chcę służyć przede wszystkim ludziom Imperium.

— Rozwiń, proszę.

— Widzę Imperium jako wielki organizm, którego mózgiem jest nasz Imperator, ale bez innych organów nie osiągnąłby swego pełnego potencjału. Chcę przyczynić się do prawidłowego funkcjonowania tego organizmu. 

Oficer przytaknął, szybko skrobiąc notatki. 

— Jakieś zainteresowania lub specjalne umiejętności?

— Mam dosyć dobry zmysł techniczny i uwielbiam tworzyć oraz naprawiać sprzęty, roboty, pojazdy.

— Mhm — mruknął, choć jego ton wskazywał na znudzenie. Ponownie zanotował, unikając jej spojrzenia.

Irene ogarnęła wzrokiem pomieszczenie, dopiero wówczas zauważając, iż po drugiej stronie stołu, tuż naprzeciwko niej znajdował się właz wychodzący prosto w przestrzeń kosmiczną. 

"Zdalnie sterowany — pomyślała. — Sprytnie"

Pomieszczenie rozjaśniło się.

— Proszę położyć dłoń nadgarstkiem do dołu na wyznaczonym miejscu na stole.

Irene posłuchała rozkazu, kładąc płasko rękę pomiędzy dwoma białymi punktami na blacie. Tuż po tym usłyszała szczęk, a następnie poczuła uścisk wokół nadgarstka. Odruchowo skierowała drugą dłoń do swojej prawej, jednak nim spróbowała siłować się z niespodziewanym oprawcą, uścisk zelżał, a na jej ręce znalazła się czarna gumowa opaska z wąskim wyświetlaczem.

— Jest wodoodporna, można ją wyregulować, gdyby uciskała, ale generalnie nie zalecamy jej zdejmować.

Irene spojrzała na hologram. "Nie zalecamy" zabrzmiało jak: "Lepiej tego nie rób". Było jasne, że w opasce znajdował się nadajnik.

— Jest to również klucz do pani pokoju, jak i podręczny identyfikator.

— Chyba nie jestem postrzegana za potencjalne zagrożenie dla Imperium? 

Mężczyzna z hologramu obdarzył ją szczególnie ostrym spojrzeniem. 

— Jest pani jedną z bardzo niewielu osób kroczącej po pokładzie jakiegokolwiek statku czy stacji imperialnej nie widniejąc przy tym w zapisach naszych imperialnych szkół. Musieliśmy zastosować nieco inne środki.

— Jasne. — Przytaknęła pokornie, żałując swojego niewinnego żartu. — Przepraszam.

— Może pani opuścić pomieszczenie i udać się na stołówkę. Tam będzie czekać na panią Hal, który kontynuuje dzisiejsze wprowadzenie. Szturmowcy skierują panią w odpowiednią stronę.

Kompulsywnie uśmiechnęła się na dźwięk znajomego imienia. Wstała z fotela i ruszyła w stronę drzwi. Rzuciła przez ramię: "Dziękuję, miłego dnia." Jednak hologram z oficerem już zniknął. 



Komentarze