Inna Rzeczywistość - 2 (Los Angeles)

   Obudziłam się wcześnie rano, czując nieznośne pieczenie w okolicach lewego łokcia. Ledwie przytomna przeturlałam się pod łóżko i syknęłam z bólu.
   – Najmocniej przepraszam – odezwał się J.A.R.V.I.S. – Opuszczam rolety.
   – Dziękuję – odpowiedziałam i wyczołgałam się spod łóżka. – Czy Tony jeszcze śpi?
   – Zwykle o tej godzinie jest już w warsztacie.
   – On tam żyje. – Pokręciłam głową, zakładając swoją wysłużoną już szatę. – Zapytaj Tony'ego czy mogę opuścić to pomieszczenie.
   J.A.R.V.I.S umilkł, a ja usiadłam na krawędzi łóżka, tępo wpatrując się w zasłonięte roletami okna. Po kilku minutach drzwi pokoju otworzyły się, wpuszczając do środka więcej światła. Tony stanął w progu i nie odezwał się, dopóki nie wstałam i odwróciłam się w jego stronę.
   – Pokój gościnny to nie cela więzienna – stwierdził. – Chcesz coś do jedzenia? J.A.R.V.I.S może zamówić.
   – Nie jem ludzkich potraw – odpowiedziałam, podchodząc do mężczyzny.
   – Wcale? – zdziwił się, unosząc brwi.
   – Mój metabolizm funkcjonuje zupełnie inaczej. Nie jest to zwykły głód, jaki odczuwacie.
   – A jakbyś była głodna i poszła spać?
   – To budzę się najedzona.
   – Bez sensu – stwierdził, patrząc ponad mną. – Chodź.
   Tony odwrócił się na pięcie i poprowadził mnie przez swój dom. Mijaliśmy rozmaite drzwi i kilka klatek schodowych, lecz jak się wkrótce okazało, zmierzaliśmy do jego warsztatu. Byłam szczerze zdziwiona, że naukowiec ufał mi na tyle, by spuszczać mnie z oczu, jednak byłam z tego powodu bardzo zadowolona. Moje zadanie nawet w najmniejszym stopniu nie polegało na skrzywdzeniu tego specyficznego człowieka.
   Stark wpisał pięciocyfrowy kod do warsztatu.
   – Zmieniłeś.
   – Oczywiście, że zmieniłem. – Uśmiechnął się do mnie przez ramię i przepuścił w drzwiach. – Stań... O tam. – Wskazał palcem pusty obszar przed podświetloną szklaną gablotą z srebrną zbroją, jedną z pierwszych modeli.
   Stanęłam we wskazanym miejscu i splotłam ręce z tyłu pleców, oczekując z ciekawością rozwoju zdarzeń.
   – J.A.R.V.I.S przekalibruj skan wewnętrzny na termowizję.
   – Się robi, sir.
   – Nie ruszaj się, wampirku.
   Po chwili czerwono-złota zbroja Iron Mana stanęła kilka kroków przede mną i za pomocą niebieskawych wiązek światła wydostających się z jej wizjerów, zeskanowała całe moje ciało, okryte ciemną szatą.
   – Patrz – powiedział Tony, zsuwając się z krzesełka otoczonego różnymi wyświetlaczami. Minął swoje stanowisko, niosąc małą przezroczystą płytkę. Stuknął w nią, a przede mną pojawił się obraz o kształcie mojego ciała. – To ty.
   Przyjrzałam się uważniej, ale nie byłam w stanie odgadnąć, czym może być to, na co w tamtym momencie patrzyłam.
   – To się rusza.
   – A to powinny być twoje wnętrzności.
   Odruchowo zerknęłam na swój brzuch.
   – Mam nadzieję, że to nie pasażerowie na gapę.
   – Co? – spytałam, patrząc na niego pytająco. Tony uśmiechnął się i wskazał na trójwymiarowy skan mego ciała.
   – Pasożyty – wyjaśnił, a po chwili machnął dłonią. – Żartuję. J.A.R.V.I.S, co tu widzisz?
   – Wygląda jak źródło jakiejś energii – stwierdził.
   – Zgadza się. Problem tylko w tym, że nie wiem jakiej – przyznał, wpatrując się w obraz. – Jak to jest z tym twoim głodem? – Spojrzał na mnie.
   – Im dłużej powstrzymuję się od zaspakajania potrzeb, tym więcej mam możliwości.
   – Na przykład? Poza przewidywaniem przyszłości, bo to już mówiłaś.
   – Zwiększają się moje siły i zwinność. Po parunastu godzinach głodówki mogę się przenosić. I potrafię kontrolować osoby, na które patrzę.
   – W sensie im rozkazywać?
   – Tak – potwierdziłam, kątem oka widząc, jak się uśmiecha. – Nie wiem, Tony, o czym w tej chwili pomyślałeś i nie mam ochoty sprawdzać.
   – Może tak będzie lepiej – stwierdził i wyłączył trójwymiarową projekcję. – Niedługo będzie Pepper.
   – Dobrze, nie będę wam przeszkadzać – mruknęłam, idąc z mężczyzną w stronę wyjścia. – Oddam się medytacji.
   Stark skinął głową.
   – J.A.R.V.I.S poinformuje cię, gdy Fury dotrze na miejsce. – Stanął u szczytu schodów i spojrzał na mnie. – Na pewno niczego nie potrzebujesz?
   – Nie, dziękuję. – Ukłoniłam się lekko, okazując swoją wdzięczność.
   Minęłam mężczyznę i spokojnie skierowałam się do pokoju gościnnego. Kiedy przechodziłam obok podświetlanego barku, spojrzałam w lustro znajdujące się za stojącymi na półce alkoholami. W odbiciu zobaczyłam, jak ciemnobrązowe tęczówki naukowcy uważnie mnie śledzą.
   – Jeszcze coś – odezwał się, a ja przekręciłam głowę w jego stronę. – Jak mam cię przedstawić? Nie znam twojego imienia.
   Zamilkłam, wpatrując się w posadzkę. Gdy odezwałam się, mój głos zdawał się być pusty, całkowicie wyprany z emocji.
   – Nie mam imienia.
   Tony powoli podszedł do mnie i położył rękę na moich barkach, częściowo się na mnie opierając.
   – Hrabina Dracula, może być? – Zakreślił w powietrzu łuk, przedstawiając swoją koncepcję.
   – Może – mruknęłam, delikatnie wyswabadzając się z objęcia. – Do zobaczenia, Tony.
   Stark wykonał gest podobny do salutowania i odszedł. Udałam się do pokoju gościnnego, uklęknęłam przed zasłoniętymi oknami oraz odprężyłam się, rozpoczynając medytację.

*

   Po kilku godzinach, J.A.R.V.I.S, tak jak zapowiedział Tony, poinformował mnie o przybyciu do domu Nicka Fury'ego. Gdy dyrektor S.H.I.E.L.D wszedł do pokoju gościnnego, zastał mnie w pozycji do medytowania. Mężczyzna okazał się nieco trudniejszy do przekonania, jednak kiedy powiedziałam mu o Kapitan Marvel, zdawał się wierzyć mym słowom. Najwyraźniej tożsamość Carol Danvers znana było tylko nielicznym, wybranym agentom lub jedynie samemu Nickowi. Po naszej rozmowie zapoznawczej wspólnie opuściliśmy pomieszczenie, zastając czekającego na korytarzu Tony'ego. Od momentu mego przebudzenia minęło już wystarczająco dużo godzin, bym odzyskała część swoich mocy. Jedna z nich, do której zyskałam dostęp, była szalenie pomocna i miała przydać mi się w niedalekiej przyszłości, bowiem miałam zamiar dostać się do Nowego Jorku.
   Następnego dnia podjęłam decyzję o opuszczeniu posiadłości Tony'ego, o czym też go poinformowałam. Zdążyłam zapoznać się z Pepper i przyznałam w duchu, że jest najlepszą kandydatką na partnerkę dla tego mężczyzny, a także przysięgłam sobie chronić ich za wszelką cenę.
   – Tony – zaczęłam, podchodząc do naukowca siedzącego w salonie. – Obiecaj mi, że nie zrobisz niczego, czego byś nie zrobił.
   Stark spojrzał na mnie zdezorientowany, ale skinął głową.
   – Nigdy nie robię czegoś, czego bym nie zrobił.
   – Doskonale. – Uśmiechnęłam się. – Zobaczymy się za kilkanaście miesięcy – poinformowałam i zamknęłam oczy.
   Poczułam, jak podłoga wyślizguje się spod moich nóg. Miałam wrażenie, że się unoszę, a kiedy znów stanęłam na twardej powierzchni, do moich uszu dobiegł odgłos zgiełku ulicznego. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się. Pojawiłam się w wąskiej uliczce pomiędzy dwoma nowojorskimi kamienicami, tuż obok dwóch ustawionych obok siebie kontenerów na śmieci. Obejrzałam wysoki budynek, oceniając długość rzucanego przez kamienice cienia, a następnie wyszłam na główną ulicę, zarzuciwszy kaptur na głowę. Ilość przejeżdżających samochodów nieco mnie zirytowała, ale ostatecznie wyczułam odpowiedni moment i przeszłam na drugą stronę ulicy. Szybko oceniłam swoje położenie, po czym przeszłam kilkadziesiąt metrów, docierając na mniej ruchliwą dzielnicę miasta. Tam, mijając kilku dziwnie patrzących na mnie przechodniów, skręciłam w prawo i przeszłam przez kolejną ulicę, stając przed samymi drzwiami prowadzącymi do nowojorskiego sanktuarium. Zapukałam we wrota z charakterystycznym symbolem oka Agamotto, a następnie pchnęłam je. Weszłam do pomieszczenia, w którym unosił się dosyć ciężki zapach starych mebli i nadmiernej ilości kurzu. Przede mną znajdowały się schody, które u szczytu rozszczepiały się w dwie strony. Postanowiłam stać i spokojnie czekać, aż zjawi się jakaś osoba. 
   Po parunastu sekundach od przekroczenia progu, na szczycie schodów ujrzałam wąską, sypiącą ognistymi iskrami linię, która stopniowo zaczęła przekształcać się w idealny okrąg. Gdy koło wypełniło się obrazem z innego pomieszczenia, na podłogę zeskoczyła dostojna, ubrana w szatę kobieta. Okręg zniknął, a w korytarzu nastała cisza.
   Przeszłam parę kroków naprzód i pokłoniłam się z szacunkiem.
   – Wiedziałam, że przybędziesz – oznajmiła Przedwieczna.
   – Czy zatem wiesz, jaki jest cel mojej wizyty?
   – Postanowiłam dowiedzieć się tego od ciebie – oświadczyła, schodząc powoli po stopniach.
   – Przyszłam prosić cię o pomoc – rzekłam, podchodząc bliżej kobiety.
   – To nietypowe – przyznała.
   – Ale konieczne. 4 maja 2012 roku będzie miała miejsce wielka bitwa o Nowy Jork. Znam zasady twojego zakonu, wiem, że działacie w ukryciu, ale nie prosiłabym cię o to, gdyby nie było to ważne. – Spuściłam z niej wzrok, nie chcąc podświadomie wywrzeć jakiegokolwiek wpływu na podjętą przez Przedwieczną decyzję. – Pragnę, abyś chociaż na chwilę dołączyła do powstającej formacji bohaterów, mających ocalić to miasto i całą Ziemię. Proszę cię, abyś objęła Nowy Jork wymiarem lustrzanym.
   Podniosłam wzrok, chcąc odgadnąć nadchodzącą decyzję maga, jednak bezskutecznie. Przedwieczna rozchyliła usta, które po chwili zamknęła. Patrzyłyśmy na siebie przez jakiś czas, aż wreszcie przerwała ciszę, pytając:
   – Czemu chcesz, bym to zrobiła?
   Na myśl przyszły mi dwie opcje. Jedną musiałam odrzucić, a drugą wybrać. Moja decyzja musiała być w miarę szybka, gdyż przedłużający się czas oczekiwania na odpowiedź, mógł wzbudzić u Przedwiecznej pewne podejrzenia, które zaważyłyby na skuteczności mojej misji.

Komentarze

  1. eh to tutaj XD
    "ostatecznie wyczułam odpowiedni moment u przeszłam na drugą stronę ulicy. "

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz