Nowy Meksyk

Coś w moim wnętrzu podpowiedziało mi, że powinnam najpierw udać się do Nowego Meksyku. Przeszłam parę kroków w stronę nadjeżdżającego samochodu i wystawiłam swój kciuk, sygnalizując, iż szukam podwózki. Kierowca skręcił w moją stronę i zatrzymał taksówkę.
   – Gdzie taka ładna panienka się wybiera? Na Comic-Con? – zaśmiał się, opuściwszy szybę i oceniwszy wzrokiem mój strój.
   Zmarszczyłam brwi, nie bardzo wiedząc co ma na myśli. Otworzyłam drzwi samochodu, weszłam do środka, układając się najwygodniej, a następnie zrzuciłam swój kaptur.
   – Do najbliższego lotniska, proszę – poleciłam, jednak samochód stał w miejscu.
   Podniosłam głowę, napotykając przerażony wzrok taksówkarza w lusterku samochodowym. Jedynie jego twarz była widoczna w odbiciu.
   – Ruszaj – rozkazałam, a mężczyzna wjechał z powrotem na jezdnię.
   Po kilkunastu minutach, jakie spędziłam na medytowaniu, taksówka ponownie zatrzymała się, a silnik zgasł. Zahipnotyzowany mężczyzna odwrócił się w moją stronę i z przymilnym uśmiechem życzył mi miłego lotu. Podziękowałam i opuściłam taksówkę bez płacenia. W podobny sposób postąpiłam na lotnisku, które o tej godzinie sprawiało wrażenie opustoszałego. Po wejściu na pokład samolotu skierowałam się w stronę klasy biznesowej, którą wybrałam przy kasie. Tak jak przypuszczałam, nie było w niej nikogo, co bardzo mnie ucieszyło.
   Lot minął mi zaskakująco szybko, jedynie dwukrotnie mój odpoczynek przerwała stewardessa proponująca mi różne przekąski lub napoje. Po opuszczeniu pokładu złapałam następną taksówkę i nakazałam kierowcy pojechać do Puente Antiguo – miasteczka, nieopodal którego spadł Thor wraz z Mjolnirem. Po upływie kolejnej godziny, spędzonej na wpatrywaniu się na zmieniający się z każdym kilometrem krajobraz, odczułam psychiczne zmęczenie spowodowane uziemieniem przez moje jeszcze ograniczone moce. Nie znosiłam podróży ludzkimi środkami transportu, gdyż były powolne i marnowały mój cenny czas. Jedynie samoloty zdawały mi się użyteczne.
   Kiedy dotarłam na miejsce, ponownie opuściłam samochód bez zapłaty, uprzednio nakazując taksówkarzowi pozostanie w tym samym miejscu. Spojrzałam na mocno gwieździste niebo i uśmiechnęłam się sama do siebie.
   – Przykro mi gołąbeczki, ale muszę wam przerwać – powiedziałam pod nosem i ruszyłam w stronę przyczepy kempingowej Jane Foster.
   Przeszłam kilka ulic, mijając po drodze ciekawskich ludzi typowych dla małej miejscowości. Kilkukrotnie skręcałam pomiędzy różnymi domkami i sklepami, aż wreszcie dotarłam na obrzeża miasteczka, gdzie nie było nic prócz rozległego terenu stepowego, rzucającego krąg światła na podłoże ogniska wokół którego rozstawionych było kilka leżaków oraz całkiem sporej przyczepy kempingowej. Dzięki wizji przyszłości wiedziałam, że w środku znajduje się pijany doktor Selvig, a przy ognisku Thor tłumaczy Jane jak zbudowany jest nasz wszechświat. Z przyzwyczajenia stąpałam bardzo cicho, dlatego kiedy płomień ogniska rozświetlił część mojej sylwetki, Jane podskoczyła ze strachu na leżaku, a Thor spojrzał na mnie spode łba.
   – Dobry wieczór – przywitałam się.
   Żadne z nich mi nie odpowiedziało. Zamiast tego Thor zlustrował mnie wzrokiem, oceniając mój specyficzny ubiór, po czym dyskretnie wyprostował dłoń, chcąc wezwać Mjolnir.
   – Nie przyleci – oznajmiłam, zakładając ręce na piersiach.
   – Kim jesteś? – spytał, powoli wstając.
   – Wśród ludzi najszerzej znana jestem jako wampir – odparłam.
   – Wampir? – powtórzyła Jane, prawie dławiąc się powietrzem.
   Nie za bardzo wiedziałam, czy był to przejaw zdumienia czy niedowierzania.
   – Czego tu szukasz? – Spojrzałam na Thora.
   – Czy słyszałeś o rasie Strażników Rzeczywistości? – zapytałam, a stojący mężczyzna nie odpowiedział. – Tak sądziłam. Nie będę wchodzić w szczegóły, ale jeśli chcesz możesz zapytać o mnie swego ojca.
   Na twarzy Thora pojawił się cień wściekłości. Po chwili pełnej napięcia zrobiłam krok w stronę ogniska i wyciągnęłam dłoń w stronę wesoło skwierczących płomieni.
   – Czego tu szukasz? – spytał Thor z naciskiem.
   Westchnęłam.
   – Przyszłam wypełnić swoje zadanie.
   – Masz zamiar zmierzyć się ze mną w walce?
   – Nie. – Pokręciłam spokojnie głową, pocierając chłodne dłonie. – Moje zadanie polega na wpływaniu na przebieg losów tej Ziemi.
   Jane spojrzała na mnie zdezorientowana.
   – Tej Ziemi? – zapytała.
   – Tak, nieważne. Za dużo musiałabym wam opowiadać. – Machnęłam dłonią. – Zresztą nie jest to wiedza przeznaczona dla wszystkich uszu.
   Thor stanął przed Jane, starając się ochronić ją przede mną. Wywróciłam oczami.
   – Niczego wam nie zrobię. Przyszłam jedynie powiedzieć, że Loki nie może dobić targu z Chitauri.
   – Loki? Mój brat przebywa w Asgardzie, skąd wygnał mnie Wszechojciec.
   – A z jakiego powodu to zrobił? – spytałam, wpatrując się w płomienie ogniska.
   – Prawie dopuściłem do wojny z Jotunheimem – przyznał Thor, a stanowczość bijąca od jego postaci na chwilę przygasła. – Ale miałem do tego powody – dodał już o wiele pewniej.
   – Loki od początku cię do tego podpuszczał.
   – Był przeciwny, nie chciał byśmy najechali na Jotunheim, ale ostatecznie zdecydował się nam pomóc.
   – Loki jest bogiem kłamstw i psot, doskonale cię zna i wie jak tobą manipulować.
   Podniosłam wzrok na Thora, który w tej samej sekundzie skoczył w moją stronę i powalił mnie na ziemię. Przerzuciłam go ponad sobą i przeturlałam się, by po chwili dźwignąć się na nogi. Jane pisnęła i zerwała się z leżaka.
   – Uciekaj, Jane. Ja zajmę się tą wiedźmą.
   Westchnęłam zirytowana i gniewnie popatrzyłam się na nordyckiego boga. Pani naukowiec rzuciła się w stronę przyczepy kempingowej, skąd usiłowała wyciągnąć pijanego Selviga. Thor natarł na mnie i wyprowadził cios, którego zdołałam uniknąć, posyłając wielkiego mężczyznę wprost na rozłożony leżak. Bóg sapnął z wściekłości, odwrócił się w moją stronę i ponowił natarcie. W odpowiednim momencie złapałam go za dłoń, jednak przeceniłam swoje siły. Cios Thora odrzucił mnie kilka metrów w tył.
   – Ty arogancki draniu! – zawołałam, stając na nogach. – Próbuję ocalić Asgard i twojego żądnego władzy braciszka!
   Thor zatrzymał się gwałtownie, wzbijając niewielką chmarę kurzu. Dyszał z wściekłości, trzymając ręce w gotowości do ataku. Wyprostowałam się, otrzepałam zakurzone kolana i odeszłam, zostawiając go samego przy dogasającym ognisku. Po kilkunastu minutach siedziałam już w taksówce, zmierzając w stronę Malibu w stanie Kalifornia.
   Po dotarciu na miejsce ciemne niebo już dawno rozjaśniało, a ja, chroniąc się przed promieniami słońca, starałam przypomnieć sobie dokładny adres zamieszkania Tony'ego Starka. Wstyd się przyznać, ale czasem nawet mi pewne informacje wylatywały z głowy. W czasie medytacji rozkazałam swemu taksówkarzowi zdobycie jakiegokolwiek, byle nie przezroczystego, parasola, który mógłby osłonić mnie przed słońcem. Gdy wreszcie przypomniałam sobie dokładny adres rezydencji Starka, otworzyłam oczy i spojrzałam na zmierzającego w stronę samochodu kierowcę. Po paru sekundach wszedł do środka i podał mi wściekle różowy parasol z dziwnie wyglądającą postacią, będącą marną imitacją kotka.
   – Hello Kitty? – spytałam, rozwijając część parasola, by móc przeczytać znajdujący się na nim napis.
   – Nie było innego – odpowiedział, a zaraz po tym uruchomił silnik.
   – Malibu Point 10880, 90265 – poinformowałam. – Ale nie zatrzymuj się przy samej rezydencji, a w okolicy.
   Ruszyliśmy. Droga minęła nam bardzo szybko, jednak promienie słoneczne coraz dokuczliwiej dawały mi się we znaki. Taksówkarz zatrzymał się na poboczu, a ja ostrożnie otworzyłam drzwi. Spojrzałam niechętnie na promienie słońca wdzierające się do samochodu, po czym wyszłam na zewnątrz, zaciskając zęby. Parasol, choć niezbyt zgrywał się z moim odzieniem, okazał się błogosławieństwem. Bez niego promienie słońca przedarłyby się przez cienki materiał mojego kaptura, parząc moją delikatną skórę. Pożegnałam taksówkarza, który natychmiast odjechał i skierowałam się do posiadłości Starka. Z każdym krokiem widziałam coraz to większy fragment wielkiego domu. Choć kilkukrotnie widziałam go w swoich wizjach, to nie robił on wtedy na mnie takiego wrażenia, jak w momencie, w którym stanęłam przed jego głównym wejściem. Dostrzegłam niewielki ruch pod dachem i natychmiast spojrzałam w tamtą stronę. Jakaś kamerka zeskanowała mój parasol niebieskawą wiązką światła, a dzięki wyczulonym zmyśle słuchu zdołałam usłyszeć dochodzący z wnętrza budynku głos Jarvisa.
   Nie zwracając na to zbytniej uwagi, przeszłam parę kroków naprzód, by znaleźć się w cieniu rzucanym przez krawędź dachu, a następnie odrzuciłam parasol i weszłam do środka. Zdjęłam swój kaptur, upewniłam się, że nie zostawiał żadnych brudnych śladów na podłodze, po czym weszłam w głąb rozległego pomieszczenia. W pewnym momencie korytarz przekształcił się w salon, gdzie zastałam stojącego Tony'ego, siedzącą Pepper obok także zaalarmowanego Happy'ego.
   – Dzień dobry – przywitałam się.
   – Dołączanie do sekty nie było w planie dzisiejszej imprezy, prawda J.A.R.V.I.S?
   – Nie, sir – ponownie odezwał się głos.
   – Kim jesteś i czemu nie widać cię na kamerach? – spytał Stark, dziwnie trzymając się za prawe przedramię.
   – Znowu to samo – mruknęłam i ruszyłam w stronę najbliższego fotela.
   Tony uruchomił jakiś mechanizm, który opancerzył połowę jego prawej ręki. Po chwili mierzył do mnie z repulsora.
   – Spokojnie – powiedziałam, zasiadając wygodnie w fotelu.
   – Jeśli myślisz, że będziemy spokojni po takim najściu, to jesteś w dużym błędzie – odezwał się Happy, wstając z kanapy. Pepper pociągnęła go za rękaw garnituru, jednak ochroniarz spojrzał na nią uspokajająco.
   Dzieliły nas jakieś trzy metry, dlatego kiedy Happy ruszył w moją stronę, mamrocząc jakieś ostrzeżenia, które całkowicie zignorowałam, spojrzałam mu w oczy i rozkazałam zasiąść na poprzednim miejscu. Tony zerknął na przyjaciela, potem na mnie, a następnie jeszcze raz na niego.
   – Co mu zrobiłaś?
   – Nic, poleciłam, by usiadł – oznajmiłam, unikając kontaktu wzrokowego z Tonym czy Pepper. – Wracając do postawionego wcześniej pytania... Kim jestem? Ciężko to zdefiniować. Nie mam żadnego konkretnego imienia, ale mam do wypełnienia zadanie. Słyszałeś o teorii multiwersum?
   Kątem oka zobaczyłam, jak skinął głową.
   – Strzegę losów świata na jednej z wielu Ziem. Ta nazywana jest przez nas Ziemią-515.
   Pepper potrząsnęła Happym, bojąc się o jego stan. Podniosłam wzrok na rosłego mężczyznę i cofnęłam efekt hipnozy.
   – Wal w nią, Tony! – zawołał, osłaniając Pepper. – Zmusiła mnie do wrócenia na kanapę.
   – Mogłam rozkazać wyskoczyć z tego okna. – Wskazałam na szybę oddzielającą nas od urwiska zakończonego otwartym oceanem.
   Pepper rozchyliła usta i spojrzała wystraszona na celującego we mnie Tony'ego.
   – Ale tego nie zrobiłam – mruknęłam. – Chcę, byście mnie wysłuchali.
   – Jesteś bardzo podejrzanym rozmówcą – stwierdził Stark. – Nie widać cię na kamerach, w jakiś sposób wydałaś rozkaz Happy'emu i tak po prostu wchodzisz do mojego domu. Mogłaś zadzwonić do mojej firmy i umówić się na spotkanie.
   – Już to widzę, jakbym została wysłuchana.
   Tony wzruszył ramieniem, a ja parsknęłam.
   – Jak już mówiłam, strzegę losów tego świata. Jestem jednych z nieskończenie wielu Strażników Rzeczywistości.
   – Co masz na myśli mówiąc "nieskończenie wielu"? – zapytała Pepper.
   – Ile alternatywnych światów, tyle strażników. Na każdy z nich przypada jeden. Moim zadaniem jest dopilnowanie, by scenariusz z jednej Ziemi nie powtórzył się na mojej. Mam zdolności przewidywania przyszłości.
   Tony zaśmiał się, pewniej stając na nogach. Przez chwilę byłam pewna, że strzeli w moją stronę, jednak przebłysk wizji odsunął mnie od tego przekonania.
   – Rozumiem twoje sceptyczne nastawienie – powiedziałam. – Jesteś naukowcem, a każdy naukowiec potrzebuje dowodu, którego ci dostarczę. Już jednokrotnie ingerowałam w twoje życie.
   – Niby jak? – spytał, mrużąc swoje ciemne oczy.
   – Pamiętasz konferencję w roku 1999? Tą w Bernie?
   – Tak.
   – Też tam byłem – wtrącił Happy.
   – Wiem – odparłam, patrząc wprost na repulsor. – A czy pamiętasz Aldricha Killiana? Taki w okularach, utykał na jedną nogę.
   – Nie przypominam sobie – mruknął Tony.
   – Nie pamiętasz, bo nie był napaloną blondyną! – zawołał Happy, opierając dłoń na swoim kolanie.
   Tony rzucił na niego ukradkowe spojrzenie, a potem spojrzał na niewzruszoną Pepper.
   – Był tam, pamiętam go – odparł Happy.
   – Tony został z nim w windzie, tuż przed pójściem z tą całą panią biolog do pokoju.
   – Mayą Hansen – poprawił Tony, a Pepper spojrzała na niego przelotnie.
   – Właśnie. Killian poszedł na dach, gdzie kazałeś mu na siebie czekać. Zastanawiał się nad popełnieniem samobójstwa i trochę mu w tym pomogłam – przyznałam.
   Pepper otworzyła usta, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami.
   – I tak zwyczajnie o tym mówisz? – spytała.
   – A co, mam płakać? Na Ziemi-616 rozwalił całą tę rezydencję, eksperymentował na tobie i omal nie pokonał Tony'ego w walce, którego notabene ocaliłaś.
   – Eee, sir, sprawdziłem prawdziwość tych informacji i faktycznie Aldrich Killian został znaleziony martwy przed wieżowcem w Bernie. Badania przypuszczają, że ktoś go zabił i upozorował samobójstwo – wtrącił J.A.R.V.I.S.
   – W pewnym sensie wcale się nie mylą. Musiałam się trochę napić – potwierdziłam, odruchowo przejeżdżając językiem po zębach.
   – Jesteś wampirem?! – zawołała Pepper, zagłębiając się w oparcie kanapy.
   – Nie do końca. Typowe wampiry są nieco inne, ale w zasadzie wywodzimy się z tego samego rodu.
   – Nie kupuję tego, mogłaś przeczytać o wszystkim w internecie albo nawet w pierwszym lepszym brukowcu czy innej gazecie – stwierdził Tony.
   – A dlaczego kamery mnie nie rejestrują? – spytałam, a Stark milczał. – Spójrz – mruknęłam i powoli wstałam z fotela, by podejść do najbliższego lustra, znajdującego się za barkiem z drinkami. – Widać mnie? Nie.
   Wskazałam dłonią na powierzchnię lustra. Tony powoli podszedł w moją stronę i spojrzał na moje nieistniejące odbicie.
   – Mogłaś sfabrykować obraz podpinając pod lustro odpowiednie urządzenie – stwierdził.
   Pokiwałam głową, patrząc na idealnie wypolerowaną posadzkę. Podniosłam wzrok i spojrzałam w błyszczące oczy Tony'ego.
   – Dziś wieczorem, około godziny ósmej otrzymasz telefon od Nicka Fury'ego. Jeśli cię to przekona, możesz przy okazji zapytać go o ich najświeższe znalezisko w okolicach Puente Antiguo w Nowym Meksyku. Jeśli nie, cóż... Będę musiała znaleźć jakieś spokojne miejsce przed inwazją na Ziemię.
   Opuściłam posesję, po drodze zabierając odrzucony na bok parasol. Nastawiłam wywinięte w drugą stronę ramię giętkiej konstrukcji, po czym unikając słońca rozpoczęłam wędrówkę wzdłuż drogi, z której zboczyłam, by wspiąć się na klif rozciągający się ponad oceanem. Usiadłam pod nachylonym w stronę ziemi drzewem, wsłuchując się w uspokajający dźwięk fal uderzających o brązowe skały. Przypuszczałam, że Tony prowadzi rozmowę z Pepper oraz Happym na mój temat, starając się wyciągnąć jakiekolwiek wnioski z informacji, które mu przekazałam. Mimo, że nie znałam Starka osobiście, to ze swoich wizji widziałam w nim bardzo inteligentnego człowieka o naturze odkrywcy i wyjątkowo interesującej osobowości. Gdy mój dar ukazał mi jego losy z Ziemi-616 poczułam swego rodzaju więź z tym śmiertelnikiem. Nie chciałam, by ponownie skończył w ten sam sposób, co w tamtym wszechświecie.
   Spod drzewa nie ruszałam się aż do wieczora. Promienie słońca zachodziły już za horyzont, dlatego parasol nie był mi dłużej potrzebny, przynajmniej na najbliższe kilka godzin. Kiedy wstałam usłyszałam dziwny dźwięk podobny do silników odrzutowca, jednak zdecydowanie mniej donośny. Skierowałam głowę w stronę odgłosu i natychmiast zobaczyłam smugę światła przemieszczającą się z dużą prędkością po niebie. Obiekt coraz bardziej rósł, aż wreszcie był na tyle duży, bym mogła rozpoznać jego kolorystykę.
   Uśmiechnęłam się, widząc zmierzającego w moją stronę Iron Mana. Tony obrócił się w powietrzu i delikatnie wylądował nieopodal mnie, by po chwili otworzyć swoją maskę.
   – Dzwonił Jednooki – przyznał.
   Skinęłam głową, widząc, że zbiera się do powiedzenia czegoś jeszcze.
   – Chce cię widzieć – oznajmił.
   – Kiedy? – zapytałam.
   – Powiedziałem mu, że jutro. U mnie.
   – Dobrze zrobiłeś – pochwaliłam, podchodząc w jego stronę.
   Tony przyjrzał mi się uważnie.
   – Pepper skarży się, że przez ciebie nie zaśnie – powiedział po chwili.
   – Też bym nie zasnęła na jej miejscu – odrzekłam.
   Nastała chwila ciszy przerywana jedynie szumem morza.
   – Mam do ciebie pytanie.
   – Słucham.
   – Od kiedy jesteś na Ziemi?
   – Nie od samego początku, ale mniej więcej od nowej ery – odpowiedziałam.
   – To masz już trochę na karku – mruknął, a ja uśmiechnęłam się, odsłaniając równe zęby.
   – W naszej skali jestem kimś w rodzaju młodej dorosłej.
   – Czyli jestem starszy. – Spojrzał na mnie kokieteryjnie.
   Zmrużyłam oczy, patrząc z półuśmiechem na odzianego w zbroję mężczyznę. Postukałam w jego reaktor łukowy, zrywając kontakt wzrokowy.
   – Jeśli ci to odpowiada, to możesz się za takiego uważać.
   Fale mocniej uderzyły o skały, popędzane silniejszym wiatrem. Tony uniósł palec i powiedział:
   – Właśnie. Pepper chciała, żebyś została na noc.
   – Mówiłeś, że nie może przeze mnie spać – zdziwiłam się.
   – Bo nie wie, co w danej chwili robisz, a tak będziemy cię obserwować.
   – Sprytnie – przyznałam.
   – Przejdziesz się, Hello Kitty? – spytał, zamykając hełm zbroi.
   – Teraz tak – powiedziałam, mając na myśli słońce, chowające się za horyzontem.
   Tony skinął głową i odleciał w stronę swojej posiadłości. Kiedy dotarłam na miejsce podpowiedziałam mężczyźnie, że jestem widoczna jedynie na nagraniach z kamer termowizyjnych, co natychmiast sprawdził z pomocą napisanego przez siebie programu. Po kilku minutach zostałam zaprowadzona do pokoju gościnnego znajdującego się w znacznej odległości od salonu i sypialni Starka, gdzie zostałam zapoznana z funkcjami mojego tymczasowego lokum, a następnie udałam się na spoczynek, zasypiając na twardej podłodze obok miękkiego, pachnącego świeżością łóżka.

Komentarze