Orzeł w gadziej paszczy - 2.
2.
– Proszę mi przypomnieć, panno Claride – rzekł dyrektor, splatając palce pod brodą – który to już raz łapię panią na korytarzu.– W tym miesiącu drugi – odparła, głaszcząc nerwowo kotka.
– Drugi... Zaczyna kończyć mi się cierpliwość. Zdaje sobie pani z tego sprawę, że może to stanowić powód do podejrzeń? – Uniósł brwi, lekko nachylając się w jej stronę.
– Bez przesady, panie profesorze. Co ja mogłabym niby knuć?
– Cokolwiek co może łamać szkolne zasady – powiedział, mierząc ją jak zwykle chłodnym spojrzeniem.
Dziewczyna zamilkła, oczekując na ostateczny werdykt swojego nauczyciela. Rzuciła okiem na pomieszczenie, mocno różniące się od tego za czasów Dumbledore'a, który teraz smacznie spał na portrecie wiszącym na ścianie po lewej stronie od biurka. Nie było ono bardzo przytulne, budowało raczej skojarzenia bezsilności po stronie ucznia, a władzy po stronie dyrektora.
– Czy mogłaby pani z łaski swojej przestać zajmować się kotem, a zacząć mną? – spytał, mrużąc oczy.
– Przecież pana nie mogę głaskać – odparła, zadowolona ze swojego dowcipu.
– Doprawdy, przezabawne.
Dziewczyna wywróciła oczami. Jaki ten człowiek potrafił być sztywny. Czasem, choć lepiej powiedzieć bardzo rzadko, miewał małe przebłyski, w których potrafił nawet dociąć uczniowi w taki sposób, że nie śmiała się z tego tylko grupka przygłupów ze Slytherinu.
– Dobrze, powiem co robiłam. Nie mogłam spać...
– Nowość – zakpił, niezadowolony.
– ... ale oprócz tego, że nie mogłam, musiałam odświeżyć swój umysł. Mam naprawdę dobry pomysł na utwór, ale jedna partia jest mocno niedopracowana i szukałam pomysłu na zamiennik.
– I musiałaś robić to akurat w nocy – Jego twarz była tak samo poważna jak przedtem, jednak zaskoczyło ją opuszczenie formułki grzecznościowej "pani".
– Nie wiem czy pan na czymś gra, panie dyrektorze, ale gdyby tak było to powinien pan zrozumieć, że umysł artysty najlepiej pracuje w nocy. Nie szwędam się po całym zamku, tylko zazwyczaj w okolicy dormitorium, czy to aż takie groźne?
– Bardzo – odparł, a dziewczyna zagłębiła się w fotelu.
– Już nie będę – zrobiła uroczą minę, która i tak na niego nie zadziałała.
– Słyszałem to już kilka razy. Nie lubię, gdy ktoś kłamie.
– Nie kłamię, ja tylko wymijam się z prawdą. – Wyszczerzyła się. – Ehh, dobrze już. Zatem jaka jest moja kara?
– Oddaj mi odznakę prefekta.
– Co? Nie, proszę, panie dyrektorze.
– Powinnaś cieszyć się, że nie wyrzucam cię ze szkoły.
– Za taką drobnostkę? – Załamała się.
– Oddaj odznakę.
– Już nie będę, proszę, obiecuję – Uklęknęła, uprzednio odsuwając fotel, na którym siedział kot.
Snape przyjrzał się jej.
– Bardzo podoba mi się jak klęczysz, ale jakoś szczególnie mnie to nie rusza – Ostentacyjnie podparł swoją brodę.
– Zdobędę dla pana jakieś składniki od pani Sprout, nie muszę działać incognito, bo mam z panią profesor bardzo dobre kontakty.
– Sugerujesz, że ja nie mam? – Uniósł brwi, a dziewczyna po chwili zastanowienia lekko pokiwała głową.
To prawda. Wszyscy zaakceptowali i zrozumieli Severusa Snape'a, ale Order Merlina wcale nie upoważniał go do podkradania części od ukochanych roślinek pani Pomony Sprout, które, według dyrektora, aż prosiły się o umieszczenie w słojach.
Ślizgon zamyślił się. W zasadzie propozycja dziewczyny nie była aż taka głupia, ale kimże by był, gdyby nie chciał utrzeć jej nosa.
– Przyjmuję ofertę, ale pod jednym warunkiem. Będziesz zdobywać dla mnie składniki w nocy, narażając się na ukochanego pana Filcha.
Przechyliła głowę, wpatrując się w dyrektora, a kot zeskoczył z fotela i otarł się o jej biodro.
– To już jest niesprawiedliwe.
– Odznaka – Wyciągnął dłoń w jej stronę.
– Dobra, dobra.. Może być – Wstała i otrzepała szatę.
– I jeszcze jedno, nie oczekuj, że następnym razem będę taki wyrozumiały – rzucił za nią, kiedy już miała schodzić po schodach.
Elizabeth przystanęła i wpatrzyła się w oczy dyrektora, pijącego teraz herbatę. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. Krukonka bardzo chciałaby posiąść tak duży stopień umiejętności w dziedzinie legilimencji, żeby móc choć trochę odczytać jego uczucia. Wiele by oddała, żeby dowiedzieć się jaki sposób patrzy na jej osobę. Ona darzyła go szacunkiem i dużą, podejrzanie za dużą, sympatią, jednak on był w stosunku do każdego ucznia taki sam. No, chyba że w grę wchodzili jego ukochani wychowankowie.
Severus kiedy otrzymał propozycję zajęcia stanowiska dyrektora od Minerwy McGonagall, początkowo opierał się, ponieważ nie chciał rezygnować z posady nauczyciela, którą tak kochał. Dla wielu może okazać się to zaskoczeniem, ale taka jest prawda. Severus od zawsze chciał nauczać, a eliksiry, pomimo tego że były niebezpiecznym i wymagającym gigantycznego skupienia przedmiotem, traktował jako odskocznię od ponurej rzeczywistości... relaksował się przy nich.
– Panno Claride – zaczął dyrektor, odstawiając filiżankę z cichym szczęknięciem na mały, zdobiony talerzyk – niech pani się nie przewróci z tego pośpiechu – rzekł, a ona dopiero wtedy otrząsnęła się z transu i przy okazji oblała rumieńcem.
– Woda – powiedziała, nie czekając na kołatkę.
– Coraz później wracasz, moja droga –mruknął niezadowolony orzełek, odsuwając wejście.
– Dzisiaj wyjątkowo.
Dziewczyna przepuściła w drzwiach kota i natychmiast udała się do swojego pokoju, a następnie do łazienki chcąc wziąć ciepły prysznic. Kiedy wychodziła, rzuciła okiem na swój piękny instrument i pogładziła go czule.
Poranek był mglisty i chłodny. Była niedziela, co oznaczało, że pora powoli przestawić się na tryb nauki z trybu odpoczywania.
– Jak się spało? – powitał ją Cesarius, przyglądając się jej mało wesołej minie.
– Dyrektor mnie złapał.
– Po tylu wpadkach powinnaś już mieć rozrysowany cały rozkład jego patroli.
– To nie był patrol, wracał do gabinetu.
– Skąd ta pewność? Może po prostu miał przeczucie, że dziś znowu cię znajdzie. Zazwyczaj kręcisz się w weekendy.
Dziewczyna zmarszczyła brwi.
– Rzeczywiście i zazwyczaj są to soboty! – krzyknęła. – Dzięki, Ces, teraz będę wychodzić w piątki!
Chłopak wydał z siebie dziwny dźwięk, świadczący o bezsilności, a Elizabeth przyjrzała mu się uważnie.
– No co?
– A nie możesz po prostu przestać wychodzić, kiedy jest to zabronione.
– Niech pomyślę... Eee, nie?
– Dlaczego?
– Nie wiem.
– A ja mam pewne podejrzenia.
Zmierzyła go wzrokiem.
– Aż mnie ciekawi co sobie wymyśliłeś.
– Moim skromnym zdaniem, wszystko wskazuje na to, że kusi cię perspektywa wyjścia o takiej godzinie i to na tym piętrze, żeby złapał cię pewien wysoki, czarnowłosy i czarnooki starszy Ślizgon.
– Eee.. nie mam pojęcia o kim mówisz – Zagwizdała, odwracając się od przyjaciela. – No dobra, masz rację! Ale to nie do końca tak jak myślisz. Wiesz, Snape to Postrach Hogwartu, a takie wypady to dobry sposób na podniesienie sobie adrenalinki. Złapie – uniosła jedną rękę – czy nie złapie – pokazała drugą.
– Oto jest pytanie – powiedział Krukon, opierając głowę o oparcie kanapy. – Jesteś mało przekonująca. Powiem ci tak... Uważam, że wręcz moim obowiązkiem jest dopilnowanie, by osoba przez ciebie, nazwijmy to, upatrzona, była odpowiednia.
Prefekt naczelna chciała przerwać chłopakowi, jednak ten ciągnął dalej:
– Jednak wcale nie powiedziałem, że akurat ten facet nie pasowałby do ciebie.
– S-serio? – Dziewczynę zamurowało.
– Tak. Oboje jesteście alchemicznymi świrami, eliksirki, ingrediencje i te sprawy i nie wiem czemu, naprawdę nie wiem, ale mam jakieś mocne przeczucie, że dogadałabyś się z nim. Nie obraź się, ale w kwestii związkowych mam dużo większe doświadczenie od ciebie i po prostu czasem potrafię rozpoznać takie rzeczy. Nie zakładaj od razu, że skoro mi się tak powiedziało to tak na pewno będzie, ale... próbuj – Uśmiechnął się szczerze do swojej przyjaciółki, która w kilku sekundach rzuciła się mu w objęcia.
– Jak ja się cieszę, że mam cię przy sobie! Dziękuję, naprawdę dziękuję – Wyściskała go.
– Dobra stop, połamiesz mnie – zaśmiał się. – Nie będę mógł grać w quidditcha!
– Spoko, uwarzę ci eliksir na odrastanie kości.
– Wolałbym mieć jednak swoje oryginalne – mruknął, a ona zaśmiała się. – Eli.
– Tak?
– Próbuj, tylko wiesz... Ostrożnie. Ludzie są różni, z zazdrości lub nienawiści mogą zniszczyć was obojga, gdyby coś wyszło na jaw.
– Spokojnie, zdaje sobie z tego sprawę – rzekła, przeciągając się. – Idziemy na śniadanie?
– Miałem pytać o to samo – odparł, wstając.
Komentarze
Prześlij komentarz