Pośród Śmierciożerców - 2.
2.
Pojawili
się przed bramą, prowadzącą do wielkiej willi. Po obu stronach
brukowanej ścieżki wznosił się ponad dwumetrowy żywopłot, dodający całemu miejscu grozy. Wąskie kolumny, wspierające duży i
ozdobny balkon, były pozłacane u nasady.
Kiedy śmierciożercy zbliżyli się do budynku, dziewczyna tak bardzo się bała, że przestała zwracać uwagę na jakiekolwiek szczegóły domu. Uświadomiła sobie, że choć nie miała zerowych szans przeżycia, to wcale nie podnosiło jej to na duchu. Wolała umrzeć szybko i bezboleśnie na skutek śmiertelnej klątwy, niż trafić przed tron Voldemorta i być torturowaną.
Poczuła jak śmierciożerca puszcza jej lewe ramię, lecz zaraz po tym trafiło ono w ręce innego mężczyzny. Oszołomiona strachem, przestała chodzić. Mężczyźni unieśli ją nieco wyżej, a jej nogi od łydki w dół były po prostu wleczone w górę schodów.
Lucjusz Malfoy podszedł do drzwi, zsunął swoją maskę z twarzy, przeczesał ręką włosy, po czym odwrócił się w stronę zakładniczki i oznajmił, szyderczym tonem, ze złowrogim błyskiem w bladych ślepiach:
— Witamy w Malfoy Manor, droga damo.
Banda morderców ryknęła śmiechem. Weszli do środka, kierując się do centralnej części budynku.
Podłoga była wszędzie taka sama — duże, ciemne grafitowe płytki, z których o dziwo emanowało ciepło. Ściany, również kamienne, pokrywały różne obrazy, ukazujące przedstawicieli prastarego rodu Malfoyów. Z sufitu zwisały piękne, duże świeczniki, a mijane przez nich okna, przysłonięte aksamitnymi, ciemnozielonymi zasłonami, były wręcz ogromnych rozmiarów. Stanęli przed masywnymi, dębowymi drzwiami, wokół których wyrzeźbione były węże.
— Przygotuj się na spotkanie z Czarnym Panem — szepnął Yaxley, kucając na parę sekund przy dziewczynie. W jego oczach błąkało się szaleństwo.
Kiedy śmierciożercy zbliżyli się do budynku, dziewczyna tak bardzo się bała, że przestała zwracać uwagę na jakiekolwiek szczegóły domu. Uświadomiła sobie, że choć nie miała zerowych szans przeżycia, to wcale nie podnosiło jej to na duchu. Wolała umrzeć szybko i bezboleśnie na skutek śmiertelnej klątwy, niż trafić przed tron Voldemorta i być torturowaną.
Poczuła jak śmierciożerca puszcza jej lewe ramię, lecz zaraz po tym trafiło ono w ręce innego mężczyzny. Oszołomiona strachem, przestała chodzić. Mężczyźni unieśli ją nieco wyżej, a jej nogi od łydki w dół były po prostu wleczone w górę schodów.
Lucjusz Malfoy podszedł do drzwi, zsunął swoją maskę z twarzy, przeczesał ręką włosy, po czym odwrócił się w stronę zakładniczki i oznajmił, szyderczym tonem, ze złowrogim błyskiem w bladych ślepiach:
— Witamy w Malfoy Manor, droga damo.
Banda morderców ryknęła śmiechem. Weszli do środka, kierując się do centralnej części budynku.
Podłoga była wszędzie taka sama — duże, ciemne grafitowe płytki, z których o dziwo emanowało ciepło. Ściany, również kamienne, pokrywały różne obrazy, ukazujące przedstawicieli prastarego rodu Malfoyów. Z sufitu zwisały piękne, duże świeczniki, a mijane przez nich okna, przysłonięte aksamitnymi, ciemnozielonymi zasłonami, były wręcz ogromnych rozmiarów. Stanęli przed masywnymi, dębowymi drzwiami, wokół których wyrzeźbione były węże.
— Przygotuj się na spotkanie z Czarnym Panem — szepnął Yaxley, kucając na parę sekund przy dziewczynie. W jego oczach błąkało się szaleństwo.
Blondyn pchnął drzwi. Gdyby nie to, że
mogła zginąć bolesną śmiercią przed samym Voldemortem,
zapewne westchnęłaby z zachwytu. Salon był wprost przecudny.
Wysokie, łukowe sklepienie wspaniale współgrało z wielkimi
oknami, które w tej części budynku były jeszcze większe od tych
na korytarzu. Salon najwidoczniej pełnił też funkcję jadalni,
gdyż pośrodku pomieszczenia znajdował się długi stół. Jego
nogi ozdobione były różnymi zawijaskami, które dziewczynie
kojarzyły się tylko z jednym — z pokojem wspólnym Slytherinu, do
którego miała zaszczyt uczęszczać przez siedem lat nauki w
Hogwarcie. Na końcu stołu stało krzesło podobne do tronu. Płomień tańczący w kominku i światło, jakie tworzył stwarzało kontrast pomiędzy, smukłą, nieludzką postacią, zasiadającą na krześle. Dziewczyna zadrżała i poczuła jak jej gardło ściska jakaś
niewidzialna siła. Nie było wątpliwości, że ten tron należał
do Voldemorta.
— Panie — zaczął Malfoy, klękając na jedno kolano przed tronem, który siedział odwrócony w stronę kominka. — Przyprowadziliśmy zakładniczkę.
— Mugola? — syknął Voldemort, nie odwracając się.
— Nie, panie. Czarownicę.
Czarny Pan gestem odwołał Malfoya i kazał przyprowadzić więźnia. Dwójka śmierciożerców, która cały czas taszczyła dziewczynę, podeszła do tronu. Kobieta spuściła głowę i zacisnęła powieki, jednak zaraz po tym poczuła pięść zaciskającą się w jej włosach. Jeden mężczyzna zmusił ją do patrzenia na Sami-Wiecie-Kogo. Ten widok zamroził jej krew w żyłach, a cała wola walki momentalnie się ulotniła. Śmierciożercy popchnęli ją na kolana, a oni sami ukłonili się głęboko.
— Nada się? — zapytał, uśmiechając się złowieszczo. Jego krwistoczerwone oczy jarzyły się w półmroku.
Któryś ze śmierciożerców zdjął maskę i podszedł do krzesła swojego pana, stając po jego prawej stronie. Dopiero wtedy, gdy znalazł się w niewielkim kręgu światła, dziewczyna poczuła naprawdę przytłaczający ciężar. Coś w jej wnętrzu przewróciło się do góry nogami. Jej idol, najlepszy, choć surowy, nauczyciel jakiego kiedykolwiek spotkała stał teraz przed nią, wraz z tą bandą najgorszych ludzi na świecie.
— P-profesor? — szepnęła, czując dotkliwy ból.
Śmierciożercy ryknęli śmiechem, a Severus uśmiechnął się drwiąco.
— Tak, to twój nauczyciel — syknął Voldemort, wstając z krzesła. Stanął przed nią, bawiąc się różdżką. Jego palce były długie, blade i chude.
— Ślizgonka, mam rację? — obejrzał się na Snape'a, który potwierdził skinięciem głowy. — Jak się nazywa? — to pytanie również skierował do Severusa, choć tym razem nie odwrócił się w jego stronę.
— Katharina Koners, półkrwi — odpowiedział Mistrz Eliksirów.
— Nadaje się, Severusie?
Opiekun Slytherinu zbliżył się do niej i wyciągnął różdżkę. Dziewczyna wciągnęła powietrze i utkwiła wzrok w różdżce, która zatrzymała się o parę cali nad jej głową. Severus wykonał płynny ruch różdżką, rzucając zaklęcie skanujące.
— W rzeczy samej, panie.
Katharina poczuła lodowaty dreszcz, przeszywający jej ciało i serce.
„Co oni zamierzają ze mną zrobić?” zadawała sobie pytanie, starając zachować resztki racjonalnego myślenia.
— Zatem zabierz się do pracy, Severusie — syknął Czarny Pan, zasiadając na tronie.
Dwójka śmierciożerców podeszła do dziewczyny, podwinęła jej i swoje rękawy, następnie ustawili tuż pod jej nadgarstkami szklane, szerokie naczynia. Jeden z nich usunął się na bok, pozostawiając miejsce swojemu towarzyszowi.
Stanął przed nią, trzymając w ręku nóż, podobny do tasaka. Kobieta zaczęła się szarpać, ale nic to nie dało — trzymali ją zbyt mocno.
Śmierciożerca uśmiechnął się sadystycznie i uklęknął przed nią.
— Macnair, stój — odezwał się Severus. — Ty prędzej odrąbiesz jej tą rękę, niż natniesz.
— A co za różnica, Snape? Potrzebna ci krew, nie jej rączki.
Voldemort mierzył dwójkę mężczyzn wzrokiem. Severus odwrócił się do niego, posyłając znaczące spojrzenie.
— Zezwalam, Severusie. Dziewczyna może się jeszcze przydać.
Wyraźnie zawiedziony Macnair wręczył nóż Mistrzowi Eliksirów, który zajął jego miejsce. Zbliżył ostrze do lewego nadgarstka dziewczyny, a ona ponowiła próbę ucieczki.
Czarnowłosy rzucił jej spojrzenie, które mówiło coś na kształt: „Nie ruszaj się, bo będzie bolało”. A przynajmniej tak rozszyfrowała to jej podświadomość. Naciął nadgarstek poziomo i zniżył rękę dziewczyny, tak, by dotykała ścianki naczynia.
Dwudziestolatka spojrzała panicznie na swoją ranę. Obraz zaczął jej się rozmazywać, a jej samej zrobiło się okropnie słabo.
— Wiedziałem, że tak będzie. Eliksir! — jakiś młodszy mężczyzna podał Snape'owi fiolkę, której zawartość wlał do gardła dziewczyny. — Rozluźnijcie uścisk, bo nic nie poleci — mruknął, wskazując ruchem głowy na ramiona Ślizgonki.
Wykonali jego polecenie, choć z wielką niechęcią.
— Reszta jest wolna. Nie jesteście na razie potrzebni — oznajmił Voldemort, a jego zwolennicy ukłonili się i opuścili pomieszczenie.
Katharina uspokoiła się pod wpływem eliksiru, a ciepła ciesz zaczęła kapać do naczynia.
— Zastanawiam się, Snape, na cholerę zużyłeś eliksir, skoro mogłeś rzucić Imperiusa — przerwał ciszę Yaxley, trzymający dziewczynę po lewej stronie.
— Nie rzuciłem, ponieważ jest na niego odporna.
— Skąd wiesz? — zapytał z ciekawością Macnair.
— Panie — zaczął Malfoy, klękając na jedno kolano przed tronem, który siedział odwrócony w stronę kominka. — Przyprowadziliśmy zakładniczkę.
— Mugola? — syknął Voldemort, nie odwracając się.
— Nie, panie. Czarownicę.
Czarny Pan gestem odwołał Malfoya i kazał przyprowadzić więźnia. Dwójka śmierciożerców, która cały czas taszczyła dziewczynę, podeszła do tronu. Kobieta spuściła głowę i zacisnęła powieki, jednak zaraz po tym poczuła pięść zaciskającą się w jej włosach. Jeden mężczyzna zmusił ją do patrzenia na Sami-Wiecie-Kogo. Ten widok zamroził jej krew w żyłach, a cała wola walki momentalnie się ulotniła. Śmierciożercy popchnęli ją na kolana, a oni sami ukłonili się głęboko.
— Nada się? — zapytał, uśmiechając się złowieszczo. Jego krwistoczerwone oczy jarzyły się w półmroku.
Któryś ze śmierciożerców zdjął maskę i podszedł do krzesła swojego pana, stając po jego prawej stronie. Dopiero wtedy, gdy znalazł się w niewielkim kręgu światła, dziewczyna poczuła naprawdę przytłaczający ciężar. Coś w jej wnętrzu przewróciło się do góry nogami. Jej idol, najlepszy, choć surowy, nauczyciel jakiego kiedykolwiek spotkała stał teraz przed nią, wraz z tą bandą najgorszych ludzi na świecie.
— P-profesor? — szepnęła, czując dotkliwy ból.
Śmierciożercy ryknęli śmiechem, a Severus uśmiechnął się drwiąco.
— Tak, to twój nauczyciel — syknął Voldemort, wstając z krzesła. Stanął przed nią, bawiąc się różdżką. Jego palce były długie, blade i chude.
— Ślizgonka, mam rację? — obejrzał się na Snape'a, który potwierdził skinięciem głowy. — Jak się nazywa? — to pytanie również skierował do Severusa, choć tym razem nie odwrócił się w jego stronę.
— Katharina Koners, półkrwi — odpowiedział Mistrz Eliksirów.
— Nadaje się, Severusie?
Opiekun Slytherinu zbliżył się do niej i wyciągnął różdżkę. Dziewczyna wciągnęła powietrze i utkwiła wzrok w różdżce, która zatrzymała się o parę cali nad jej głową. Severus wykonał płynny ruch różdżką, rzucając zaklęcie skanujące.
— W rzeczy samej, panie.
Katharina poczuła lodowaty dreszcz, przeszywający jej ciało i serce.
„Co oni zamierzają ze mną zrobić?” zadawała sobie pytanie, starając zachować resztki racjonalnego myślenia.
— Zatem zabierz się do pracy, Severusie — syknął Czarny Pan, zasiadając na tronie.
Dwójka śmierciożerców podeszła do dziewczyny, podwinęła jej i swoje rękawy, następnie ustawili tuż pod jej nadgarstkami szklane, szerokie naczynia. Jeden z nich usunął się na bok, pozostawiając miejsce swojemu towarzyszowi.
Stanął przed nią, trzymając w ręku nóż, podobny do tasaka. Kobieta zaczęła się szarpać, ale nic to nie dało — trzymali ją zbyt mocno.
Śmierciożerca uśmiechnął się sadystycznie i uklęknął przed nią.
— Macnair, stój — odezwał się Severus. — Ty prędzej odrąbiesz jej tą rękę, niż natniesz.
— A co za różnica, Snape? Potrzebna ci krew, nie jej rączki.
Voldemort mierzył dwójkę mężczyzn wzrokiem. Severus odwrócił się do niego, posyłając znaczące spojrzenie.
— Zezwalam, Severusie. Dziewczyna może się jeszcze przydać.
Wyraźnie zawiedziony Macnair wręczył nóż Mistrzowi Eliksirów, który zajął jego miejsce. Zbliżył ostrze do lewego nadgarstka dziewczyny, a ona ponowiła próbę ucieczki.
Czarnowłosy rzucił jej spojrzenie, które mówiło coś na kształt: „Nie ruszaj się, bo będzie bolało”. A przynajmniej tak rozszyfrowała to jej podświadomość. Naciął nadgarstek poziomo i zniżył rękę dziewczyny, tak, by dotykała ścianki naczynia.
Dwudziestolatka spojrzała panicznie na swoją ranę. Obraz zaczął jej się rozmazywać, a jej samej zrobiło się okropnie słabo.
— Wiedziałem, że tak będzie. Eliksir! — jakiś młodszy mężczyzna podał Snape'owi fiolkę, której zawartość wlał do gardła dziewczyny. — Rozluźnijcie uścisk, bo nic nie poleci — mruknął, wskazując ruchem głowy na ramiona Ślizgonki.
Wykonali jego polecenie, choć z wielką niechęcią.
— Reszta jest wolna. Nie jesteście na razie potrzebni — oznajmił Voldemort, a jego zwolennicy ukłonili się i opuścili pomieszczenie.
Katharina uspokoiła się pod wpływem eliksiru, a ciepła ciesz zaczęła kapać do naczynia.
— Zastanawiam się, Snape, na cholerę zużyłeś eliksir, skoro mogłeś rzucić Imperiusa — przerwał ciszę Yaxley, trzymający dziewczynę po lewej stronie.
— Nie rzuciłem, ponieważ jest na niego odporna.
— Skąd wiesz? — zapytał z ciekawością Macnair.
— Crouch trochę się nimi bawił na lekcjach — odpowiedział, a
Voldemort rozciągnął swe cienkie, blade wargi w złowieszczym
uśmiechu.
Szpara w drzwiach, jaką zostawiła reszta śmierciożerców nagle powiększyła się, a do środka salonu wpełzł wielki wąż.
— Nagini... dołącz do nas — zwrócił się do węża, który nieco zaciekawiony wił się w kierunku dziewczyny.
Katharina resztkami sił uniosła głowę. Nagini leżała przed nią, wpatrując się swoimi okropnymi ślepiami w naczynia z posoką. Nozdrza gada drgały, a ciemny język raz po raz wydostawał się z pyska. Najwidoczniej zwietrzyła metaliczny zapach krwi.
W pewnym momencie poziom czerwonego płynu w naczyniu osiągnął wyznaczoną linię, więc Severus uleczył rany na nadgarstkach dziewczyny. Podniósł czarki i przystanął obok tronu swego pana.
— Zabierzcie ją — rozkazał Voldemort, a śmierciożercy podnieśli słabą Ślizgonkę do pozycji stojącej, która i tak nie mogła chodzić o własnych siłach, dlatego też natychmiast opadła, zawisając w ich ramionach.
Szpara w drzwiach, jaką zostawiła reszta śmierciożerców nagle powiększyła się, a do środka salonu wpełzł wielki wąż.
— Nagini... dołącz do nas — zwrócił się do węża, który nieco zaciekawiony wił się w kierunku dziewczyny.
Katharina resztkami sił uniosła głowę. Nagini leżała przed nią, wpatrując się swoimi okropnymi ślepiami w naczynia z posoką. Nozdrza gada drgały, a ciemny język raz po raz wydostawał się z pyska. Najwidoczniej zwietrzyła metaliczny zapach krwi.
W pewnym momencie poziom czerwonego płynu w naczyniu osiągnął wyznaczoną linię, więc Severus uleczył rany na nadgarstkach dziewczyny. Podniósł czarki i przystanął obok tronu swego pana.
— Zabierzcie ją — rozkazał Voldemort, a śmierciożercy podnieśli słabą Ślizgonkę do pozycji stojącej, która i tak nie mogła chodzić o własnych siłach, dlatego też natychmiast opadła, zawisając w ich ramionach.
Super rozdział
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuń