Pośród Śmierciożerców - 8.
8.
Ślizgonka
bardzo chciała zapytać, jak to wygląda, ale uznała, że pewnie i
tak nie uzyska odpowiedzi. Odruchowo skierowała się w stronę
salonu, ale powstrzymał ją Crabbe.
— Nie tu.
Kiwnęła głową i powędrowała za nimi. Poprowadzili ją na koniec korytarza, gdzie stanęli przed pustą ścianą. Śmierciożercy poruszyli się niespokojnie, a Lucjusz stuknął różdżką o mur, uruchamiając proces odsłaniający ukryte przejście.
— Idziesz pierwsza.
Zeszła na sam dół i jej oczom ukazało się spore — choć na pewno mniejsze od salonu — pomieszczenie, w całości wyłożone czarnym grafitem. Było tu ciemno, więc nie od razu zobaczyła śmierciożerców stojących przy ścianach. Przed nimi parę stóp nad ziemią unosiło się kilkanaście świec. Na podwyższeniu stał Voldemort, a przed nim, w kamieniu wyryty został krąg, utworzony z dziwnych znaków, przypominających runy. Dziewczyna nie widziała nigdy czegoś takiego, jednak moc run dosłownie wyczuwało się w każdym calu wypełniającego pomieszczenie powietrza. Poczuła, jak jakaś dziwna siła nakazuje jej uklęknąć pośrodku okręgu i tak też uczyniła. Kątem oka zauważyła, jak inni śmierciożercy również zniżają się, by następnie uklęknąć, chyląc głowy, a świece, dotychczas wiszące nad ich głowami, ostrożnie obniżają swój lot. Voldemort uniósł swe żylaste ramiona i powoli zniżył się. Uklęknął na swoim podeście, który sprawiał, że pomimo tej samej pozycji, co reszta jego zwolenników, nadal zyskiwał nad nimi swego rodzaju przewagę. Krąg u stóp Czarego Pana rozbłysnął jasnozielonym światłem, rozpływając się po całej reszcie wydrążonych znaków. W tym samym czasie wszystkie świece pogasły, a pełną napięcia ciszę przerwały słowa wydobywające się z ust Voldemorta. Nie było to żadne znane Katharinie zaklęcie, jednak coś w jej wnętrzu podpowiadało jej, że owa tajemnicza mowa, przesycona jest... smutkiem. Było to podobne do wsłuchiwania się w pieśń, której się nie rozumie, lecz jej charakter i ton pozwala wychwycić ogólny sens wśród niejasności słów.
— Nie tu.
Kiwnęła głową i powędrowała za nimi. Poprowadzili ją na koniec korytarza, gdzie stanęli przed pustą ścianą. Śmierciożercy poruszyli się niespokojnie, a Lucjusz stuknął różdżką o mur, uruchamiając proces odsłaniający ukryte przejście.
— Idziesz pierwsza.
Zeszła na sam dół i jej oczom ukazało się spore — choć na pewno mniejsze od salonu — pomieszczenie, w całości wyłożone czarnym grafitem. Było tu ciemno, więc nie od razu zobaczyła śmierciożerców stojących przy ścianach. Przed nimi parę stóp nad ziemią unosiło się kilkanaście świec. Na podwyższeniu stał Voldemort, a przed nim, w kamieniu wyryty został krąg, utworzony z dziwnych znaków, przypominających runy. Dziewczyna nie widziała nigdy czegoś takiego, jednak moc run dosłownie wyczuwało się w każdym calu wypełniającego pomieszczenie powietrza. Poczuła, jak jakaś dziwna siła nakazuje jej uklęknąć pośrodku okręgu i tak też uczyniła. Kątem oka zauważyła, jak inni śmierciożercy również zniżają się, by następnie uklęknąć, chyląc głowy, a świece, dotychczas wiszące nad ich głowami, ostrożnie obniżają swój lot. Voldemort uniósł swe żylaste ramiona i powoli zniżył się. Uklęknął na swoim podeście, który sprawiał, że pomimo tej samej pozycji, co reszta jego zwolenników, nadal zyskiwał nad nimi swego rodzaju przewagę. Krąg u stóp Czarego Pana rozbłysnął jasnozielonym światłem, rozpływając się po całej reszcie wydrążonych znaków. W tym samym czasie wszystkie świece pogasły, a pełną napięcia ciszę przerwały słowa wydobywające się z ust Voldemorta. Nie było to żadne znane Katharinie zaklęcie, jednak coś w jej wnętrzu podpowiadało jej, że owa tajemnicza mowa, przesycona jest... smutkiem. Było to podobne do wsłuchiwania się w pieśń, której się nie rozumie, lecz jej charakter i ton pozwala wychwycić ogólny sens wśród niejasności słów.
Poczuła nagłą falę
energii, przebijającą przez każdą warstwę jej ciała, aż w
końcu odczuła jej obecność w mózgu. I wtedy właśnie wpadła w
swego rodzaju trans. Wraz z mocą, napływającą do umysłu, wyczuła
obecność Lorda Voldemorta. Straciła całe pomieszczenie z
oczu i pogrążyła się w wspomnieniach.
Smukłe palce młodej dziewczynki badały z ciekawością żółtawą kopertę zapieczętowaną jakimś dziwnym herbem z literą „H”, wokół którego znajdował się lew, orzeł, borsuk oraz wąż.
Dziewczynka stała ze łzami w oczach przed swoją matką, która zaczęła ją odtrącać, tylko dlatego, że była magiczna. Obok niej stał starszy od dziewczyny brat, który był zwykłym mugolem. Miał poważną twarz i zdawał się całkowicie niewzruszony.
Katharina wróciła właśnie z Hogwartu i kiedy nie doczekała się żadnego komentarza ze strony któregokolwiek z rodziców, opuściła dom, udając się na bardzo długi spacer.
Smukłe palce młodej dziewczynki badały z ciekawością żółtawą kopertę zapieczętowaną jakimś dziwnym herbem z literą „H”, wokół którego znajdował się lew, orzeł, borsuk oraz wąż.
Dziewczynka stała ze łzami w oczach przed swoją matką, która zaczęła ją odtrącać, tylko dlatego, że była magiczna. Obok niej stał starszy od dziewczyny brat, który był zwykłym mugolem. Miał poważną twarz i zdawał się całkowicie niewzruszony.
Katharina wróciła właśnie z Hogwartu i kiedy nie doczekała się żadnego komentarza ze strony któregokolwiek z rodziców, opuściła dom, udając się na bardzo długi spacer.
Ślizgonka stała
obok stolika, pomiędzy wielkimi regałami wyładowanymi książkami.
Wyglądała przez okno na błonia, gdzie pod drzewami leżeli
uczniowie z innych domów, weseli, rozgadani, cieszący się wspólnie
z przyjaciółmi ciepłymi dniami. Katharina usiadła sama na stoliku
i zabrała się za czytanie jakiejś księgi. Wolała być sama.
Przynajmniej nikt jej nie skrzywdzi.
Nadal pogrążona we wspomnieniach, których doszukiwał się Czarny Pan, nawet nie poczuła, gdy szata na jej lewym ramieniu podwinęła się aż ponad łokieć, a na skórze pojawił się ledwie widoczny zarys Mrocznego Znaku.
Jej głowa odchyliła się do góry, sprawiając, że kaptur opadł na jej plecy. Promień jasnozielonego światła zbliżył się do jej dłoni, które początkowo umiejscowione na kolanach, teraz, dotykały zewnętrzną stroną podłogi.
Kolejna fala energii wniknęła w jej ciało, począwszy od palców, skończywszy na czubku głowy. Oczy zmieniły swój kolor na całkowicie czarne, a na przedramieniu coraz to bardziej widoczny pojawiał się Mroczny Znak. Kiedy czaszka, z której wydostawał się wąż stała się wyraźnie ciemna, krąg zgasł, a świece buchnęły radosnymi płomyczkami.
Nadal pogrążona we wspomnieniach, których doszukiwał się Czarny Pan, nawet nie poczuła, gdy szata na jej lewym ramieniu podwinęła się aż ponad łokieć, a na skórze pojawił się ledwie widoczny zarys Mrocznego Znaku.
Jej głowa odchyliła się do góry, sprawiając, że kaptur opadł na jej plecy. Promień jasnozielonego światła zbliżył się do jej dłoni, które początkowo umiejscowione na kolanach, teraz, dotykały zewnętrzną stroną podłogi.
Kolejna fala energii wniknęła w jej ciało, począwszy od palców, skończywszy na czubku głowy. Oczy zmieniły swój kolor na całkowicie czarne, a na przedramieniu coraz to bardziej widoczny pojawiał się Mroczny Znak. Kiedy czaszka, z której wydostawał się wąż stała się wyraźnie ciemna, krąg zgasł, a świece buchnęły radosnymi płomyczkami.
Katharina
zamrugała, a jej oczy przybrały normalny odcień. Opuściła nieco
głowę, by móc przyjrzeć się swojemu przedramieniu, które teraz
lekko ją piekło.
Voldemort wstał i zapytał:
— Co wyczułaś z zaklęcia?
Śmierciożercy podnieśli głowy, wlepiając swoje oczy w nowego członka.
— Wyczułam smutek, panie.
Pulchna kobieta poderwała głowę i warknęła, wyciągając różdżkę:
— Smutek? Co za parszywy mieszaniec!
— Alecto! — wysyczał Voldemort, a jego czerwone ślepia błysnęły złowrogo. — Zostawcie nas. Wszyscy!
Śmierciżercy po paru chwilach opuścili pomieszczenie. Katharina przełknęła ślinę, nadal klęcząc pośrodku kręgu.
— Smutek? — zapytał. Jego ton był tak przeraźliwie obojętny, że przeszył ją dreszcz strachu.
— Smutek, brak tolerancji ze strony najbliższych — potwierdziła, po czym dodała:
— Następnie żądza władzy i moc.
Voldemort nie odpowiadał, tylko krążył wokół Kathariny, co ją przerażało, ale nie dała po sobie tego poznać.
— Wszyscy śmierciożercy, którzy tak jak ty, klęczeli pośrodku tego kręgu, mówili tylko o władzy i potędze.
Ślizgonka milczała. Czy to oznacza, że jej słowa były w jakimś sensie obraźliwe? Czy poniesie za to najdotkliwszą karę?
Czarny Pan zatrzymał się i spojrzał na nią badawczo.
— Jednakże nie popełniłaś żadnego błędu. Możesz wyjść.
Katharina wstała, ukłoniła się głęboko w stronę swojego pana, po czym bez ociągania ruszyła w stronę drzwi. Znak przestał już piec, więc bez obawy naciągnęła na niego materiał i ruszyła wzdłuż korytarza.
Kiedy przechodziła nieopodal głównego wejścia, wrota otworzyły się z hukiem.
— Nie, zostawcie mnie! — krzyczał wniebogłosy jakiś starszy mężczyzna z kozią bródką.
Katharina odwróciła się, by przyjrzeć się nieznajomemu, który był wleczony w stronę salonu w Malfoy Manor. Dwójkę śmierciożerców, unieruchamiających intruza, dziewczyna rozpoznała bez problemu — Yaxley i Macnair.
— Kto to? — spytała, doskakując do trójki.
— Zdrajca — odparł krótko Yaxley.
Siwowłosy odwrócił się gwałtownie w stronę dziewczyny, na tyle, na ile pozwalała mu obecna sytuacja, a kiedy skrzyżował z nią spojrzenie, Katharina śmiało mogła stwierdzić, że jest śmiertelnie przerażony. I nie bez powodu. A był to Igor Karkarow, dyrektor Durmstrangu. Ten sam, który niegdyś był posądzony o bycie śmierciożercą, ale uniknął Azkabanu wskutek wydania aurorom swoich „kompanów”. Ślizgonka poczuła nagle dokuczające pieczenie na lewym przedramieniu. Mroczny Znak wzywał.
Zerknęła przez ramię, zaraz po tym jak usłyszała odgłosy aportacji, dochodzące gdzieś z podwórka. Dostrzegła pięć zakapturzonych postaci, zmierzających w kierunku posesji.
— Nie, nie! — krzyknął znów Karkarow, a Katharina ruszyła żwawym krokiem w kierunku salonu.
Przestąpiwszy próg zauważyła, że wszyscy śmierciożercy są obecni w pomieszczeniu. Ponadto stół nie stał już na środku, a podsunięto go do ściany. Severus, który tak jak wszyscy obecni, miał na sobie swój strój śmierciożercy, skinął jej głową, by stanęła obok niego. Yaxley wraz z Macnairem podeszli do Voldemorta, który stał pośrodku półkola swoich zwolenników i popchnęli jeńca na klęczki.
— Och, panie, panie. Jak dobrze pana widzieć — Igor rozpłaszczył się przed Czarnym Panem, choć nadal drżenie jego ciała było doskonale widoczne.
— Igorze, stary druhu — zaczął, a jego głos zdawał się wysyłać tysiące nasączonych jadem szpilek, które z łatwością wrzynały się w skórę zgromadzonych, paraliżując przy tym każdy możliwy nerw. — Stęskniliśmy się. Jak ci się żyło, co?
Karkarow nie odpowiedział, a Katharina dopiero teraz zauważyła, że uciska jedną ręką swój bok. Voldemort zszedł z podwyższenia i zaczął przechadzać się po pomieszczeniu, nie oddalając się jednak na znaczną odległość od swojego zdrajcy.
— Jesteś tchórzem, Igorze... A Ministerstwo jest bandą idiotów. Wydałeś nas, tylko po to, by uniknąć bolesnej i powolnej śmierci... Ale zaraz... I tak cię ona czeka. — Na jego słowa oczy Crabbe'a, rozbłysły szaleńczym blaskiem. — Chyba nie zapomniałeś, że mnie się nie opuszcza?
— Panie, ja nigdy, naprawdę nigdy...
— MILCZ! — rozkazał Voldemort, a Katharina poczuła jak dreszcz przeszywa jej ciało. Lucjusz, stojący naprzeciw poruszył się niespokojnie, jednak umknęło to uwadze Czarnego Pana.
— Miej odwagę, chociaż teraz, przyznać się do tego co zrobiłeś. Być może skrócę twe męki — syknął.
— Panie, uniknąłem Azkabanu celowo! Chciałem cię odnaleźć. Chciałem, abyś...
— Co wyczułaś z zaklęcia?
Śmierciożercy podnieśli głowy, wlepiając swoje oczy w nowego członka.
— Wyczułam smutek, panie.
Pulchna kobieta poderwała głowę i warknęła, wyciągając różdżkę:
— Smutek? Co za parszywy mieszaniec!
— Alecto! — wysyczał Voldemort, a jego czerwone ślepia błysnęły złowrogo. — Zostawcie nas. Wszyscy!
Śmierciżercy po paru chwilach opuścili pomieszczenie. Katharina przełknęła ślinę, nadal klęcząc pośrodku kręgu.
— Smutek? — zapytał. Jego ton był tak przeraźliwie obojętny, że przeszył ją dreszcz strachu.
— Smutek, brak tolerancji ze strony najbliższych — potwierdziła, po czym dodała:
— Następnie żądza władzy i moc.
Voldemort nie odpowiadał, tylko krążył wokół Kathariny, co ją przerażało, ale nie dała po sobie tego poznać.
— Wszyscy śmierciożercy, którzy tak jak ty, klęczeli pośrodku tego kręgu, mówili tylko o władzy i potędze.
Ślizgonka milczała. Czy to oznacza, że jej słowa były w jakimś sensie obraźliwe? Czy poniesie za to najdotkliwszą karę?
Czarny Pan zatrzymał się i spojrzał na nią badawczo.
— Jednakże nie popełniłaś żadnego błędu. Możesz wyjść.
Katharina wstała, ukłoniła się głęboko w stronę swojego pana, po czym bez ociągania ruszyła w stronę drzwi. Znak przestał już piec, więc bez obawy naciągnęła na niego materiał i ruszyła wzdłuż korytarza.
Kiedy przechodziła nieopodal głównego wejścia, wrota otworzyły się z hukiem.
— Nie, zostawcie mnie! — krzyczał wniebogłosy jakiś starszy mężczyzna z kozią bródką.
Katharina odwróciła się, by przyjrzeć się nieznajomemu, który był wleczony w stronę salonu w Malfoy Manor. Dwójkę śmierciożerców, unieruchamiających intruza, dziewczyna rozpoznała bez problemu — Yaxley i Macnair.
— Kto to? — spytała, doskakując do trójki.
— Zdrajca — odparł krótko Yaxley.
Siwowłosy odwrócił się gwałtownie w stronę dziewczyny, na tyle, na ile pozwalała mu obecna sytuacja, a kiedy skrzyżował z nią spojrzenie, Katharina śmiało mogła stwierdzić, że jest śmiertelnie przerażony. I nie bez powodu. A był to Igor Karkarow, dyrektor Durmstrangu. Ten sam, który niegdyś był posądzony o bycie śmierciożercą, ale uniknął Azkabanu wskutek wydania aurorom swoich „kompanów”. Ślizgonka poczuła nagle dokuczające pieczenie na lewym przedramieniu. Mroczny Znak wzywał.
Zerknęła przez ramię, zaraz po tym jak usłyszała odgłosy aportacji, dochodzące gdzieś z podwórka. Dostrzegła pięć zakapturzonych postaci, zmierzających w kierunku posesji.
— Nie, nie! — krzyknął znów Karkarow, a Katharina ruszyła żwawym krokiem w kierunku salonu.
Przestąpiwszy próg zauważyła, że wszyscy śmierciożercy są obecni w pomieszczeniu. Ponadto stół nie stał już na środku, a podsunięto go do ściany. Severus, który tak jak wszyscy obecni, miał na sobie swój strój śmierciożercy, skinął jej głową, by stanęła obok niego. Yaxley wraz z Macnairem podeszli do Voldemorta, który stał pośrodku półkola swoich zwolenników i popchnęli jeńca na klęczki.
— Och, panie, panie. Jak dobrze pana widzieć — Igor rozpłaszczył się przed Czarnym Panem, choć nadal drżenie jego ciała było doskonale widoczne.
— Igorze, stary druhu — zaczął, a jego głos zdawał się wysyłać tysiące nasączonych jadem szpilek, które z łatwością wrzynały się w skórę zgromadzonych, paraliżując przy tym każdy możliwy nerw. — Stęskniliśmy się. Jak ci się żyło, co?
Karkarow nie odpowiedział, a Katharina dopiero teraz zauważyła, że uciska jedną ręką swój bok. Voldemort zszedł z podwyższenia i zaczął przechadzać się po pomieszczeniu, nie oddalając się jednak na znaczną odległość od swojego zdrajcy.
— Jesteś tchórzem, Igorze... A Ministerstwo jest bandą idiotów. Wydałeś nas, tylko po to, by uniknąć bolesnej i powolnej śmierci... Ale zaraz... I tak cię ona czeka. — Na jego słowa oczy Crabbe'a, rozbłysły szaleńczym blaskiem. — Chyba nie zapomniałeś, że mnie się nie opuszcza?
— Panie, ja nigdy, naprawdę nigdy...
— MILCZ! — rozkazał Voldemort, a Katharina poczuła jak dreszcz przeszywa jej ciało. Lucjusz, stojący naprzeciw poruszył się niespokojnie, jednak umknęło to uwadze Czarnego Pana.
— Miej odwagę, chociaż teraz, przyznać się do tego co zrobiłeś. Być może skrócę twe męki — syknął.
— Panie, uniknąłem Azkabanu celowo! Chciałem cię odnaleźć. Chciałem, abyś...
Paru śmierciożerców ryknęło szyderczym
śmiechem. Ślizgonka spojrzała na Igora, który teraz wyglądał
jak żywy trup. Z jego twarzy odpłynął już każdy możliwy
mililitr krwi, a jego oczy wyrażały paniczny strach.
— Crucio! — zawołał Czarny Pan, a Katharina zacisnęła oczy, słysząc przeraźliwy krzyk pełen agonii, przepełniający całą salę.
Alecto dostrzegła słabość nowego członka szeregów i wpatrzyła się w nią uważnie. Severus widząc to, szturchnął Katharinę ukradkiem, a ta natychmiast się opanowała, choć jej wnętrze umierało z potrzeby ucieczki. Nie chciała tego słyszeć. Nie chciała tego oglądać.
— Musisz patrzeć, bo sama oberwiesz — ostrzegł Snape, przechylając lekko głowę w jej stronę.
Ślizgonka spojrzała na szpary w masce Mistrza Eliksirów, zza których wyglądał chłodny, lecz bystry wzrok czarnych i głębokich, jak studnia tuneli. Skinęła ledwie zauważalnie głową i powoli wlepiła wzrok w podłogę niedaleko Igora. Nie miała pojęcia ile tak stali. Przez cały ten czas zarejestrowała tylko dwie rzeczy: różnorakie zaklęcia rzucane na Igora oraz zmiana jego oprawców.
W końcu jednak oprzytomniała, zaraz po tym, jak usłyszała swoje imię.
— Koners, twoja kolej — syknął Voldemort, przyglądający się ledwie żywemu Igorowi. Podał różdżkę kobiecie i zajął poprzednie miejsce.
Ślizgonka rzuciła szybkie spojrzenie w kierunku leżącego na posadzce mężczyzny i z trudem pohamowała odruch wymiotny. Prawa ręka Igora wygięta była pod nienaturalnym kątem, lewy rękaw koszuli został rozerwany, ukazując Mroczny Znak. Lewą dłonią, która w bardzo szybkim tempie traciła siłę, uciskał swój bok, a także brzuch. Katharina wolała nie wiedzieć czemu.
— Proszę — wyszeptał z trudem, przez zaciśnięte z bólu gardło.
Serce dziewczyny zamarło, wzrok spoczął na oczach rannego, w których już dawno przygasały ostatnie iskierki życia.
— Avada Kedavra — wypowiedziała Katharina.
Zupełnie jakby przez wodę, usłyszała okrzyki protestu śmierciożerców. Voldemort siedział już na tronie, lecz nie odezwał się. Goyle krzyknął coś w proteście, jednak uciszył go syk Czarnego Pana. Zdawał się być spokojny, zupełnie jakby tego po Ślizgonce oczekiwał.
— Goyle, mam inne plany odnośnie Igora...
Dziewczyna nie usłyszała niczego więcej, ponieważ odruchowo wyszła z salonu i pierwszą rzeczą jaką zrobiła, było wyjście przed posesję i aportacja do domu Severusa.
— Crucio! — zawołał Czarny Pan, a Katharina zacisnęła oczy, słysząc przeraźliwy krzyk pełen agonii, przepełniający całą salę.
Alecto dostrzegła słabość nowego członka szeregów i wpatrzyła się w nią uważnie. Severus widząc to, szturchnął Katharinę ukradkiem, a ta natychmiast się opanowała, choć jej wnętrze umierało z potrzeby ucieczki. Nie chciała tego słyszeć. Nie chciała tego oglądać.
— Musisz patrzeć, bo sama oberwiesz — ostrzegł Snape, przechylając lekko głowę w jej stronę.
Ślizgonka spojrzała na szpary w masce Mistrza Eliksirów, zza których wyglądał chłodny, lecz bystry wzrok czarnych i głębokich, jak studnia tuneli. Skinęła ledwie zauważalnie głową i powoli wlepiła wzrok w podłogę niedaleko Igora. Nie miała pojęcia ile tak stali. Przez cały ten czas zarejestrowała tylko dwie rzeczy: różnorakie zaklęcia rzucane na Igora oraz zmiana jego oprawców.
W końcu jednak oprzytomniała, zaraz po tym, jak usłyszała swoje imię.
— Koners, twoja kolej — syknął Voldemort, przyglądający się ledwie żywemu Igorowi. Podał różdżkę kobiecie i zajął poprzednie miejsce.
Ślizgonka rzuciła szybkie spojrzenie w kierunku leżącego na posadzce mężczyzny i z trudem pohamowała odruch wymiotny. Prawa ręka Igora wygięta była pod nienaturalnym kątem, lewy rękaw koszuli został rozerwany, ukazując Mroczny Znak. Lewą dłonią, która w bardzo szybkim tempie traciła siłę, uciskał swój bok, a także brzuch. Katharina wolała nie wiedzieć czemu.
— Proszę — wyszeptał z trudem, przez zaciśnięte z bólu gardło.
Serce dziewczyny zamarło, wzrok spoczął na oczach rannego, w których już dawno przygasały ostatnie iskierki życia.
— Avada Kedavra — wypowiedziała Katharina.
Zupełnie jakby przez wodę, usłyszała okrzyki protestu śmierciożerców. Voldemort siedział już na tronie, lecz nie odezwał się. Goyle krzyknął coś w proteście, jednak uciszył go syk Czarnego Pana. Zdawał się być spokojny, zupełnie jakby tego po Ślizgonce oczekiwał.
— Goyle, mam inne plany odnośnie Igora...
Dziewczyna nie usłyszała niczego więcej, ponieważ odruchowo wyszła z salonu i pierwszą rzeczą jaką zrobiła, było wyjście przed posesję i aportacja do domu Severusa.
Komentarze
Prześlij komentarz