Pośród Śmierciożerców - 13.

13.

   Dwójka ciężko uzbrojonych wampirów, będąca najprawdopodobniej gwardzistami Gervalda, zerwała się z miejsca i ruszyła w kierunku Czarnego Pana. Katharina zasłoniła go swoim ciałem i uderzyła pięścią w posadzkę. Ostre niczym brzytwa kolce wyskoczyły z ziemi w kierunku nacierających, którzy zatrzymali się w ostatniej chwili, unikając śmiertelnego kontaktu.
   — Tenigran... — przywódca wampirów był zaskoczony.
   Kolce schowały się z powrotem do ziemi, nie pozostawiając żadnego śladu po swojej obecności, a Gervald ruszył ku Katharinie, bacznie obserwowany przez Czarnego Pana. Kiedy znalazł się przy kobiecie, położył dłoń na jej policzku, a następnie uniósł jej twarz za podbródek.
   — Trzy oddziały najlepszych za nią — powiedział cicho, nie spuszczając dziewczyny z oka.
   Katharina musiała przyznać, że był bardzo urodziwy. Delikatny zarost, zdobiący pięknie zarysowaną szczękę i krótkie włosy, z paroma pasemkami siwizny. Jej serce przyspieszyło. Czuła na sobie wzrok większości zgromadzonych.
   "Panie, proszę. Pragnę służyć tobie i tylko tobie" — starała się skontaktować z Voldemortem poprzez umysł, nie wiedząc w jakim celu Gervald miałby jej użyć.
   — Dziewczyna jest moja — syknął niedługo po tym.
   Czarnowłosy błysnął czerwonymi ślepiami i powoli cofał się w cień.
   — Wyjdźcie.
   Voldemort odwrócił się przywodząc na myśl straszną zjawę i ruszył pewnie do wyjścia. Katharina odetchnęła i wycofała się, patrząc bacznie na resztkę wampirów.
Chyba jeszcze nigdy Ślizgonka nie cieszyła się tak jak teraz, kiedy mogła wreszcie wejść do dworu w Wiltshire.
   — Możesz się odezwać — poinformował, w jego głosie nadal można było wyczuć złowrogość.
   — Panie, zauważyłam, że nie mogę rzucać zaklęć, które działają przy pomocy różdżki.
   — Ależ możesz — odrzekł łagodnie, przekraczając próg Malfoy Manor. — Nie skupiaj się na formule, a na skutku. Konieczny jest także ruch odpowiadający zaklęciu, zupełnie tak, jakbyś trzymała różdżkę, jednak z pomocą dłoni. Wypróbuj — nakazał, gdy znaleźli się w salonie.
   Katharina skupiła się, co przychodziło jej nader łatwo, wyobraziła sobie efekt zaklęcia
Expelliarmus, wykonała określony ruch ręką i ku jej rozczarowaniu, nic się nie stało. Zacisnęła zęby i ponowiła próbę, również bez skutku.
   — Skutek, Koners, skutek — usłyszała syk Czarnego Pana.
   Kobieta spięła się nieco, gdy wyczuła w głosie Voldemorta lekkie rozdrażnienie. Zastosowała się do jego rady i tym razem powiodło się, jednak efekt zaklęcia wymagał dopracowania.
   — Sprawa rozwiązana — powiedział cicho. — Jesteś wolna.
   — Dziękuję, panie. — Ukłoniła się i opuściła salon.


   Kilka dni później śnieg przyprószył zmarzniętą ziemię. Drzewa w ogrodach Malfoy Manor były równie piękne, jak podczas wiosny, czy innych pór roku. Woda w fontannie zamarzła, tworząc nieregularnej struktury sople. Dracon wrócił na święta do domu; był nieco weselszy niż ostatnio, być może dlatego, że nie zastał Voldemorta w willi. Czarny Pan wyruszył gdzieś wraz z Macnairem i Nottem.
   Katharina zeszła do salonu, otrzymawszy zaproszenie na świąteczny obiad od Lucjusza. Przy stole zastała Dracona, opowiadającego coś z wielkim podekscytowaniem swemu ojcu, a któremu z samego rana wręczyła prezent bożonarodzeniowy — wielofunkcyjny scyzoryk. Niedaleko nich siedział Severus, Narcyza, młodzi Crabbe i Goyle, a także ich rodzice.
   — Witam — przywitała się z Mistrzem Eliksirów i zasiadła obok niego. — Nie będzie problemu, jeżeli tu usiądę?
   — Pytasz już po fakcie.
   Uśmiechnęła się lekko.
   — Co planuje Zakon? — spytała cicho.
   — Te informacje nie są przeznaczone dla twych uszu — odpowiedział, posyłając jej podirytowane spojrzenie.
   — Poczułam się urażona — zrobiła smutną minę, ale widząc jego poważną twarz, dodała: — Nie zadziała?
   — Na mnie nie.
   Dracon nabijał się właśnie z Pottera, gdy do salonu weszła dwójka skrzatów, niosących tace z potrawami świątecznymi. Lucjusz uśmiechnął się pogardliwie na wzmianki o wyczynach Wybrańca i poprosił łagodnie Dracona, aby zmienił temat na inny, lub zaczął rozmawiać ze swoimi przyjaciółmi. Pan Malfoy wstał i usiadł pomiędzy Kathariną, a Narcyzą.
   — Czy mogę wiedzieć gdzie udałaś się parę dni temu z Czarnym Panem?
   — Sądziłam, że opowie wam o tym na zebraniu Wewnętrznego Kręgu. — Katharina zmarszczyła brwi, wpatrując się w blade oczy blondyna.
   — Jak widać nie opowiedział.
   — Udaliśmy się do Transylwanii do zamku Draculi. Czarny Pan chciał, aby wampiry się do niego przyłączyły, ale odmówiły, więc wróciliśmy.
   — Tak po prostu? — zdziwił się Severus.
   Katharina odwróciła głowę w jego stronę i skinęła:
   — Tak. Tak po prostu... Wampiry nie chcą brać udziału w wojnie, co mnie szczerze zaskoczyło. Sądziłam, że będą czerpały radość z takiej propozycji, lecz ich przywódca od samego początku się nie zgadzał.
   — Zastanawia mnie, dlaczego Czarny Pan wziął akurat ciebie.
   — Zabronił mi o tym mówić. — Skrzywiła się. — Powiedział, że powie wam kiedy przyjdzie na to pora. Chyba, że...
   — Jeżeli zabronił ci mówić, masz nie mówić — przerwał jej Severus, choć umierał z ciekawości.
   Lucjusz rzucił jej zainteresowane spojrzenie, ale nie odezwał się.
   — Tak, masz oczywiście rację, Severusie. Przepraszam.
   — Nie mnie należą się przeprosiny, Koners.
   "Och, jak zwykle. Koners i tylko Koners" — mruknęła w myślach.
   — Smacznego, wszystkim — odezwała się głośno Katharina, nakładając sobie porcję przepysznie pachnącego indyka.
   — Wzajemnie — odpowiedziało parę osób, a reszta kiwnęła głową.
   Po posiłku przyszedł czas na trunek. Lucjusz napełnił każdemu pierwszą, symboliczną kolejkę, a przy kolejnych obowiązywała samoobsługa. Katharina była po dwóch kieliszkach Ognistej Whiskey Ogdena i zajadała właśnie wiśnie w alkoholu, kiedy odezwał się obok niej Draco:
   — Pokażesz Crabbe'owi i Goyle'owi jakąś karcianą sztuczkę?
   — Mogę — odpowiedziała, mile zaskoczona.
   Wstała o wiele za szybko, więc musiała podeprzeć się o swoje krzesło.
   — Słabiutka głowa — zaśmiał się Lucjusz, a Severus uśmiechnął drwiąco.
   — Nie przyzwyczajona — odparła rozbawiona.
   Otrząsnęła się i podeszła do młodych Ślizgonów. Pogrzebała chwilę w kieszeni płaszcza i wyjęła z niej pudełeczko z nieeksplodującą talią.
   — Kto ciągnie? Crabbe czy Goyle?
   — Ja mogę — odezwał się Crabbe, przysuwając się do Kathariny wraz z krzesłem.
   — Draco, masz coś do podpisania?
   — Czekaj. — Blondyn pobiegł do drzwi i po chwili wrócił z piórem i atramentem. — Zaklęcie przywołujące to błogosławieństwo.
   — Racja. — Uśmiechnęła się Katharina.
   Podniosła wzrok i zdumiona zauważyła, że większość osób ją bacznie obserwuje.
   — Będziecie próbowali wyłapać oszustwo? — parsknęła.
   — Dokładnie — odpowiedziała Narcyza.
   — Nie skupiajcie się na mnie, jeżeli chcecie coś zauważyć. Patrzcie się na moje ręce najlepiej.
   — Czyli twoje ręce nie są częścią twojego ciała? — spytał z ironią Severus, a stół wybuchł śmiechem.
   Katharina pokręciła głową z uśmiechem.
   — Dobra, Crabbe, podpisuj. Możesz napisać co chcesz.
   — Mogę „Kocham Pottera”?
   — Możesz — zaśmiała się, podobnie jak niektórzy wśród gości.
   Crabbe podpisał kartę koślawym pismem i włożył ją w środek talii trzymanej przez Katharinę.
   — No to zaczynamy. — Odsunęła nogą krzesło, żeby wszyscy doskonale widzieli co robi.
   Zamknęła oczy i zaczęła tasować. Zrobiła dwa wachlarze, złożyła je i połączyła całą talię, tworząc na parę sekund harmonijkę w powietrzu.
   — Hipnotyzujące, prawda? — usłyszała Lucjusza, któremu odpowiedziały pomruki aprobaty.
   Katharina rozdzieliła karty, utworzyła wachlarze i z plaśnięciem położyła je na stole, po czym rozłożyła tak, by każda karta była widoczna.
   — Nie ma jej tu, czyż nie? — spytała Crabbe'a, który przeczesał swoim wzrokiem talię znad krzaczastych brwi.
   — Nie — burknął.
   — Bo jest tu. — Objęła ręką Dracona i wyjęła mu z kieszeni garnituru podpisaną kartę.
   Stół wybuchnął oklaskami, a Katharina dumna z siebie wykonała zamaszysty ukłon.
   — I tak nie ma z tymi kartami tyle samo zabawy co z wybuchającą talią — oznajmiła, oddając kartę Crabbe'owi, który miał głupkowatą minę, podobnie jak i Goyle.
   — Z wybuchającą? — zainteresowała się Narcyza.
   — Tak jest. Wybuchającą można wspaniale odwrócić uwagę. Krótka i skuteczna dywersja.
   — Obawiam się, że nie rozumiem jak można zrobić kartami dywersję — mruknął ponuro Goyle Senior.
   — Karty na chwilę przed wybuchem robią się cieplejsze. Dokładnie trzy sekundy po zmianie temperatury karta wybucha, więc można ją rzucić w twarz przeciwnika, kiedy ten nie jest nią dostatecznie zainteresowany.
   — Sprytnie — odezwał się Snape, ku zaskoczeniu Kathariny.
   — Przydatne. — Kiwnęła głową i schowała karty. — Wybaczcie, drodzy państwo, ale chyba się położę.
   — Siadaj — rozkazało parę głosów naraz, wywołując ogólne rozbawienie.
   — Nie przywykłam do takiego picia — rzekła, lecz usiadła na swoim miejscu.
   — Kto ci każe pić? — zażartował Lucjusz, nalewając jej Whiskey.
   — Taki Pan Malfoy. — Spojrzała na niego z przechyloną głową. — Zmuszasz mnie.
   — Dziwne masz o tym pojęcie. Możesz wylać. — Podpuszczał ją z chytrym uśmieszkiem.
   — I marnować twoje pieniądze? NIGDY — odparła z naciskiem.
   — Słusznie.
   Kiedy atmosfera znacznie się rozluźniła, a jedynymi obecnymi w pomieszczeniu była Katharina, Severus i Malfoyowie; Lucjusz poprosił swoją żonę do tańca. Najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że tańczyli bez muzyki. Ślizgonka przekręciła swoje krzesło i wpatrzyła się w piękne małżeństwo, myśląc czy i kiedyś ona zazna takiego szczęścia.
   — Tańczycie bez muzyki? — zapytała po chwili, uśmiechając się szeroko.
   — Nie wiemy, czy nie będzie wam przeszkadzać.
   — Lucjusz lubuje się w mugolskiej muzyce, to chce przekazać — szepnął Severus.
   — W mugolskiej? Nic nie szkodzi, Lucjuszu. To chyba jedna z niewielu rzeczy jaką mugole robią dobrze.
   Pan Malfoy wyraźnie się rozluźnił. Machnął różdżką, a znikąd zaczęła grać muzyka. Katharina zaśmiała się i ułożyła wygodnie na krześle.
   — To chyba takie nie za bardzo do tańca. Zresztą ja się nie znam.
   — Świetnie się słucha — skwitował blondyn, przyciągając do siebie swoją żonę.
   — Coraz bardziej cię szanuję, Lucjuszu — mruknęła Katharina, przymykając oczy.
   Po drugiej zwrotce kobieta otworzyła oczy i raz jeszcze zerknęła na tańczącą parę i zaczęła cicho nucić:
   —
And they'll tell you black is really white, the moon is just the sun at night, and when you walk the golden halls, you get to keep the gold that falls...
   —
It's heaven and hell — dokończył Dracon, a Katharina posłała mu uśmiech.
   — You've got to bleed for the dancer — mruknął Lucjusz, patrząc w bliżej nieokreśloną dal, ponad głową swej małżonki.
   Mistrz Eliksirów parsknął, a po skończonej piosence oznajmił, że musi wracać do Hogwartu. Niedługo potem reszta towarzystwa odczuła duże zmęczenie.
   — Dobranoc wszystkim — powiedziała Katharina, zaraz po zażyciu eliksiru na kaca od Lucjusza. — Dziękuję.
   — Dobranoc — pomachał jej Draco.


Komentarze