Delarin - 2.
Rozdział 2.
– Co to jest? – spytał Thomas, stojąc nieopodal mnie. Nikt z nas się nie odezwał, ponieważ nikt nie znał odpowiedzi na to pytanie.
– Wygląda... jak statek – mruknęłam cicho, bojąc się prawdziwości własnych słów.
– Powinniśmy to jakoś udokumentować – stwierdził Hajin, który do tej pory stał w całkowitej ciszy.
– Myślałam o tym, ale funkcja nagrywania została zablokowana. Przynajmniej u mnie, sprawdźcie swoją – poleciła Nel, patrząc przez okno.
Wyszukałam na panelu dotykowym odpowiednią opcję, którą dotknęłam opuszkiem palca.
– Nic – skomentowałam, opuszczając z bezradności swoje ręce.
Po raz kolejny przyparliśmy do szyby, by lepiej przyjrzeć się zjawisku. Światło z przysłoniętego słońca rozświetlało niektóre krawędzie nieznanego obiektu sunącego obok nas w przestrzeni kosmicznej. Widok ten pozwalał określić jak duży jest statek znajdujący się obok naszego promu, co potęgowało nasz strach. Widzieliśmy różne zakrzywienia, ostre kształty i zaokrąglone krawędzie, jednak był to tylko ułamek tego, na co naprawdę patrzyliśmy. Pamiętam, jak stojąc w tamtym momencie przy oknie w pasażu B, przypomniałam sobie o czasach, w których na myśl o kontakcie z obcą cywilizacją byłabym szczęśliwa i podekscytowana. Przecież na pewno nie wszyscy przedstawiciele obcych ras byliby tacy, jak lubią to pokazywać reżyserowie filmów science-fiction – żądni krwi i surowców naturalnych Ziemi, które sami wyczerpaliśmy. Lecz uczucia, jakie towarzyszyły mi w tamtym momencie nie miały nic wspólnego z ekscytacją.
– Czy nasz prom trzyma kurs? – spytałam, odrywając wzrok od szyby, by spojrzeć w ciemności na miejsce, gdzie spodziewałabym się ujrzeć oczy stojącej obok pani kapitan.
– Zatrzymał się tuż po tym, gdy opuściliście kokpit – odparła cicho. – Nie reaguje na nic. Hajin zbadał wszystkie moduły i nic nie jest w jakikolwiek sposób uszkodzone.
– Z łączeniami też nie ma żadnego problemu – dodał Thomas.
Starałam się przypomnieć trudne sytuacje, w jakich znaleźli się bohaterowie filmów i książek science-fiction, by znaleźć jakieś źródło inspiracji działania, do którego nie przygotowało nas żadne szkolenie.
– Wiem, jak moglibyśmy to udokumentować – powiedziałam po chwili.
– Mów – poleciła Nel, klasnąwszy dwukrotnie w dłonie, zapalając światło.
– Czy ktoś z was umie rysować? – spytałam, patrząc po kolei na każdego członka załogi. – W sali rekreacyjnej są tablety i jestem pewna, że znajdzie się na nich program do rysowania.
– To już drugi dobry pomysł w przeciągu kilkudziesięciu minut – stwierdziła pani kapitan, patrząc na mnie z uznaniem.
– Dziękuję. – Skinęłam głową, a kiedy upewniłam się, że nikt nie chce ujawnić swoich talentów artystycznych, dodałam: – Pójdę po tablet.
Skierowałam się w do wyjścia z pasażu B, ostrożnie przemieszczając korytarze. Mój stres wyostrzył mi zmysły, które co jakiś czas płatały mi figle, przedstawiając sfabrykowane dźwięki, czy nawet obrazy majaczących w oddali postaci, które okazały się nieco ciemniejszymi zakrętami długich korytarzy, czy nieoświetlonymi włazami prowadzącymi do pokoi z kriokapsułami. Szłam wzdłuż głównego kokpitu, mając zamiar minąć wejście prowadzące do środka, kiedy nagle od strony włazu ujrzałam wysoką, smukłą postać, przez którą miałam ochotę krzyknąć, zwracając uwagę całej i tak już spanikowanej załogi.
– Vivaldi! – zawołałam, łapiąc się za kombinezon po lewej stronie klatki piersiowej, który całkowicie wytłumił rozszalałe bicie mego serca. – Wystraszyłeś mnie.
– Przepraszam, Cate. Wcale nie miałem takich intencji – oznajmił robot, kuląc głowę ze skruchą.
– Nic się nie stało, to wszystko przez zaistniałe okoliczności.
– Jakie okoliczności? Czy źle sprawdziłem sprzęt w maszynowni?
– Nie w tym rzecz. Chodź, wyjaśnię ci po drodze – oznajmiłam i ruszyłam przed siebie, dziękując w duchu za tak potężnego towarzysza, który mógłby mnie obronić w każdej chwili.
– Zauważyliśmy bardzo dziwne zjawisko. Zupełnie jakby jakiś statek leciał tuż obok nas. Mało tego, najprawdopodobniej zostaliśmy w jakiś sposób unieruchomieni.
Wyświetlacz robota błysnął na zielono.
– Czy powinienem uruchomić moduł bojowy? – spytał po chwili, a ja zastanowiłam się.
– Jeszcze nie, ale bądź gotowy, by użyć go w momencie zagrożenia.
– Przyjąłem.
Wspólnie dotarliśmy do pokoju rekreacyjnego. Weszłam do pomieszczenia, mijając wtopione w podłoże wygodne fotele oraz stolik, kierując się na wprost, do przeciwległej ściany, gdzie obok kilku monitorów zamocowano tablet wraz z rysikiem. Zdjęłam oba przedmioty, odczepiając je od haczyków i uchwytów magnetycznych, po czym bez ociągania się, rozpoczęłam wędrówkę do pasażu B w towarzystwie robota.
– Po drodze spotkałam Vivaldiego – oznajmiłam, zrównawszy się z członkami załogi, po czym natychmiast zabrałam się za rysowanie nieznanego obiektu, a przynajmniej widocznej jego części.
Po upływie kilkunastu minut poczułam mocne szarpnięcie, przez które o mały włos nie straciłam równowagi. Dopiero wówczas podniosłam głowę i zauważyłam, że zostałam sama z Thomasem, stojącym nieruchomo i patrzącym w przestrzeń kosmiczną. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na swój szybki rysunek, a następnie zapisałam go w przenośnej karcie pamięci, którą wyjęłam z zamiarem schowania jej do swojej szafki.
Otworzyłam usta, chcąc odezwać się do Thomasa, jednak w tym samym momencie usłyszałam głos pani kapitan dochodzący z naszych paneli komunikacyjnych:
– Proszę o powrót do głównego kokpitu, mam dla was nowe wiadomości.
Nawiązałam chwilowy kontakt wzrokowy z Thomasem, po czym oboje natychmiast ruszyliśmy we wskazane przez Nel miejsce.
– Co się stało? – zapytałam, przechodząc przez właz.
– Odzyskaliśmy kontrolę nad statkiem – oznajmiła Nel.
– Udało wam się przywrócić sterowanie? – zdziwił się Thomas, zajmując swoje miejsce.
– To nie była raczej nasza zasługa – odpowiedziała po chwili. – Przy zatrzymaniu nie odnotowaliśmy żadnej awarii któregokolwiek z systemów, podzespołów, czy modułów... wszystko było sprawne. To musiało być coś z zewnątrz.
– Tylko co? – spytałam, choć doskonale wiedziałam, że nikt nie udzieli mi odpowiedzi.
Nasz prom ruszył, a po paru minutach znów mogliśmy oglądać słońce. Starałam się uspokoić, jednak wkrótce okazało się to niemożliwe. Praktycznie cały czas zerkałam w stronę włazu, jakby podświadomie spodziewając się spopularyzowanych przez filmy science-fiction niskich, szarych bądź zielonkawych postaci z wielkimi głowami oraz wyłupiastymi, czarnymi oczami. Hajin widział moje spojrzenia i gdyby nie fakt, że on sam czuł się bardzo nieswojo, skomentowałby to w jakiś komiczny sposób.
– Wreszcie – odezwała się po jakimś czasie Nel, zwracając na siebie naszą uwagę.
Wykonała szybki gest dłonią, a przed nami pojawił się sporych rozmiarów hologram, przedstawiający znajdującą się przed nami przestrzeń kosmiczną. Licznik kilometrów dzielących nas od naszego celu wskazywał prawie dwukrotność odległości Ziemi od Księżyca. W tamtym momencie planeta X-249 wielkością przypominała piłkę do koszykówki. Wpatrzyłam się w szybko malejące cyfry na liczniku, a kiedy oderwałam od niego wzrok, wyciągnęłam przed siebie lewe przedramię, by sprawdzić, czy wszystkie funkcje naszego kombinezonu połączonego z komputerem promu kosmicznego są sprawne.
– Wszystko działa – oznajmiłam, przeglądając pulpit. – Nawet tryb nagrywania, który przedtem zawodził. – Podniosłam wzrok, patrząc kolejno na każdego członka z załogi, pogrążonego w milczeniu. – Cokolwiek nas zatrzymało, dysponuje niewiarygodnie zaawansowaną technologią. Nie dziwi was, że te istoty nie zrobiły nam niczego, tylko tak po prostu puściły wolno?
– Nie wiadomo, czy były to jakiekolwiek istoty – odparł Hajin po chwili zastanowienia.
– A niby co takiego? Widzieliśmy ich statek!
– Nawet nie wiemy, czy to był statek!
– Uspokójcie się – mruknęła ponuro Nel. – Cieszę się, że już czujecie się na tyle swobodnie, by się sprzeczać, ale nie zniosę krzyków na swoim pokładzie.
Pokiwałam głową, spuszczając wzrok.
– Racja, przepraszam.
– I ty i Hajin macie rację. Z jednej strony nie wiadomo, czy był to statek. Nasz prom znalazł się pod takim kątem, że mało co widzieliśmy, nie sądzę jednak, by była to jakakolwiek asteroida. Co do zakłóceń. Fakt, wystąpiły w bardzo dziwnych okolicznościach, ale najważniejsze, że nikomu nic się nie stało, a prom znów może lecieć. Po lądowaniu obejrzymy go z zewnątrz, może komputer zawiódł i nie był w stanie wykryć uszkodzenia. – Przekręciła fotel, by na nas spojrzeć. – Jesteście zestresowani, to naturalne.
– Pani kapitan – odezwał się długo milczący Thomas. – To znaczy Nel... Mogę cię o coś zapytać?
– Oczywiście.
– Na ilu misjach byłaś do tej pory?
– Na wszystkich czterech, jeśli licząc tą. Każdą wyprawę organizowało Today for Tomorrow.
– Jakie były poprzednie planety? – spytałam z ciekawością, chcąc odciągnąć swoje myśli od wizji czających się za włazem ufoludków.
– Druga wyglądała najbardziej obiecująco. Początkowo myśleliśmy, że przechodzi okres epoki lodowcowej, jednak po kilkunastu analizach dowiedzieliśmy się, iż cała powierzchnia planety to gruba warstwa lodu. Pod spodem była tylko woda.
– A powietrze? – zapytał Thomas.
– Skład powietrza zbliżony był do ziemskiego, ale temperatura nie dawała szansy na rozwój dla człowieka. Zresztą moglibyśmy pozyskiwać z niej jedynie wodę i lód. Na poprzedniej nie znaleźliśmy ani jednej cząsteczki wody, to samo z trzecią. – Nel spojrzała przez ramię na hologram planety. – Szczerze mówiąc, ta wygląda ze wszystkich najlepiej.
– I oby się taka okazała.
Z minuty na minutę planeta ukazana na hologramie rosła, pozwalając abyśmy zobaczyli coraz to więcej szczegółów. Problem w tym, że im więcej widzieliśmy, tym większe mieliśmy wrażenie, że niczego tam nie znajdziemy. Powierzchnię X-249 pokrywała sama woda, którą gdzieniegdzie ozdabiały nieliczne i niewielkie wysepki. Cała nasza czwórka pogrążyła się w ponurym milczeniu. Choć żadne z nas nie przerwało ciszy, to w jakiś sposób wiedzieliśmy, o czym każdy myślał – o kolejnej nieudanej misji. Zdawało nam się, że wszystko stracone, cały trud poszedł na marne, jednak w momencie przekroczenia atmosfery planety, po raz kolejny byliśmy świadkami czegoś niezwykłego.
Przepraszam, że narobiłam wam nadziei, ale nie spodziewajcie się w najbliższym czasie fanfika o Lokim, bo nie jestem w stanie wymyślić jego fabuły, a one-shota w zasadzie nie wiem kiedy umiejscowić.
Jasne, Delarin też jest super :D Jak tam komputer?
OdpowiedzUsuńAha, znalazłam błąd interpunkcyjny: "do pokoju rekreacyjnego, który otworzyłam Weszłam do pomieszczenia"
Komputer naprawiony już jakiś czas temu. Matury wszystkie pozdawane, także luzik. Cieszę się, że Ci się podoba, chociaż prawdę mówiąc Delarin nie cieszy się zbytnim zainteresowaniem :/
UsuńSzkoda, takie własne książki też mi się podobają ♥
UsuńDopiero teraz przeczytałam 😂twoja książka jest po prostu genialna 💞 tylko czemu w takim momencie przerwałaś 😢
OdpowiedzUsuńBo dalsza część jeszcze nie jest napisana 😁
Usuń